Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
ARTUR ROJEK: Deficyt wewnętrznego spokoju

Już wkrótce po raz drugi zostanie szczęśliwym tatą, a potem nie przejmującym się swoim wiekiem 40-latkiem. Artur Rojek opowiada o deficycie wewnętrznego spokoju, planach wydania płyty z piosenkami, z których będzie zadowolony, wyczerpanej puli powrotów Lenny Valentino, europejskich sukcesach Off Festivalu i o swoim zespole, który traktował tak samo poważnie jak pływanie, chociaż przypominał mu pracę przy sklejaniu papierowych modeli samolotów.

Ultramaryna: „Sznur”, „Mój tata generał”, „W drodze”, „Cisza i wiatr”. Byłoby na pół albumu. Dlaczego nie masz jeszcze solowej płyty w dyskografii?
Artur Rojek:
„Mój tata generał” i „W drodze” zostały nagrane do konkretnych filmów („Generał Nil” Ryszarda Bugajskiego i „Hania” Janusza Kamińskiego). Natomiast „Cisza i wiatr” jest piosenką napisaną do bajki „Rodzinka Robinsonów”. Zrobiłem wiele takich rzeczy. Może byłoby tego nawet na dwa albumy, ale to piosenki stworzone na różne potrzeby w różnych okresach i nie ze wszystkich jestem równo zadowolony.


A myślisz o płycie wydanej pod własnym nazwiskiem? Tak, myślę i pracuję nad tym. Przygotowuję się do niej od kilku lat, ale robię też mnóstwo innych rzeczy, które mnie zajmują. Staram się ten czas racjonować, ale piosenek nie tworzy się na zasadzie: mam teraz trzy tygodnie wolnego, będę je pisać. Muszę się trochę ponudzić, posiedzieć, żeby to jakoś samo ze mnie wyszło. Przede mną kolejna edycja festiwalu i kilka innych projektów. To nie sprzyja myśleniu o jakimś konkretnym terminie wydania solowej płyty, ale chciałbym żeby nie stało się to później niż w 2013 roku.

Jak wyobrażasz sobie przyszłość Myslovitz? Coraz mniej koncertów, płyta raz na pięć lat? Trudno powiedzieć. Myślę, że każdy zespół ma swoją politykę i swoje powody, dla których istnieje, czy nie istnieje, odzywa się co pięć lat, czy co dwa lata. Różnie to jest. Zespół to grupa osobowości, różnych ludzi. Tak też jest z Myslovitz. W tym roku mija 20 lat od chwili, kiedy go założyłem. To był super czas dla nas wszystkich.

A co z Lenny Valentino? Jest szansa na kolejną reaktywację? Lenny Valentino to zamknięta sprawa. Nie mam czasu, żeby myśleć o jakiejkolwiek nowej płycie, a wracanie do „Uwaga! Jedzie tramwaj” po raz kolejny nie ma już dla mnie sensu. Wydaje mi się, że wyczerpałem pulę powrotów. Podtrzymuję to, co mówiłem parę miesięcy temu przy okazji trasy koncertowej Lenny Valentino, że to będzie ostatnia reaktywacja. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebyśmy się znowu spotkali. Tyle wystarczy. Cieszę się, że tak to się skończyło.

Jest coś w muzyce, czego słuchasz ostatnio wyjątkowo często, jakieś nowe odkrycia, fascynacje? Jak zawsze podobają mi się rzeczy dosyć skrajne, chociaż z drugiej strony również rzeczy, które można byłoby ustawić obok siebie. Wciąż z taką samą przyjemnością wracam do starych, klasycznych, gitarowych nagrań, jak chociażby do płyt Red House Painters, Lloyda Cola czy starszych Townesa Van Zandta albo Tima Buckleya, którzy dla mnie się nie zmieniają. Gatunki przychodzą, odchodzą, a ich płyty cały czas brzmią wyjątkowo. W związku z tym, że robię festiwal, staram się szukać i dowiadywać o współczesnej muzyce jak najwięcej, a jest tego strasznie dużo, cała masa zespołów. Podobają mi się bardziej eksperymentalne rzeczy, na przykład Julia Holter. Ona wydała już wcześniej jeden album, a teraz w marcu ukaże się jej druga płyta, która jest jeszcze lepsza. Mam taki okres, że kupuję dużo analogów, choć ciągle brakuje czasu na ich przesłuchanie. Wczoraj trafiło mi się wolne popołudnie i zacząłem odsłuchiwać z opóźnieniem wszystko to, co w ostatnim czasie zakupiłem. Słuchałem nowych nagrań Hype’a Williamsa, Andy’ego Stotta, trochę afgańskiego popu z lat 70. i Charlesa Bradleya – wszystko bardzo mi się podobało.

Festival Awards 2011 dla Off Festivalu za najlepszy festiwal średniej wielkości w Europie. Jaki będzie miało to wpływ na imprezę? To bardzo prestiżowa nagroda. Nadaje festiwalowi markę, jest potwierdzeniem jakości i międzynarodowego uznania. To też duża przygoda. Poznajesz ciekawych ludzi, często wybitne postacie tego biznesu, które mają ochotę poznać też ciebie i wyróżniony festiwal. Minęło sześć lat od czasu, kiedy wystartowaliśmy i w życiu się nie spodziewałem, że dojdzie do takiego momentu, w którym będę odbierał nagrodę na najważniejszej tego typu imprezie w Europie. To jednak nie wszystko. Pochwalę się trochę – poczułem się także dumny, kiedy zobaczyłem finałową ósemkę europejskich festiwali w kategorii najlepszy line up, a w niej Off Festival. I chociaż Off tej nagrody nie zdobył, to znalazł się w towarzystwie takich tuzów, jak Roskilde, Bennicasim, Melt, Hurricane czy Primavera.

No właśnie, masz jakiś festiwalowy ideał? Na początku mocno fascynowały mnie festiwale bliskie mojemu pomysłowi, wśród nich m.in. Field Day, Coachella, Oya, Primavera. Zwłaszcza ten ostatni stał się dla mnie stałym punktem wyjazdowym co roku. To bardzo inspirujące miejsce dla każdego fana muzyki. Jednak przy organizacji swojego festiwalu nie podejmuję działań, które w jakiś bezpośredni sposób odnoszą się do tego, jak zorganizowana jest Primavera czy podobne festiwale. Jesteśmy w zupełnie innym miejscu, robimy to dla innych ludzi, dysponujemy innym terenem, innymi możliwościami. Nie można się w żaden sposób porównywać do innych. Tutaj jest po prostu inaczej i trzeba robić po swojemu. Dzięki temu stajemy się rozpoznawalni i mamy swój styl.

A masz wizję Off Festivalu 2020? Nie mam takiej wizji. Nigdy nie zakładam takich planów.

Cofnijmy się zatem z przyszłości osiem lat wstecz. Jak będzie wyglądał najbliższy festiwal? Szykują się jakieś zmiany organizacyjne? Chcemy się przygotować na większą ilość ludzi. Festiwal będzie mógł dziennie przyjąć 15 tysięcy osób. Nie będzie to miało wpływu na wielkość scen i namiotów. Także ilość artystów, godziny występów – to wszystko sprawdza się od wielu lat i nie ma potrzeby, by to zmieniać. Różnica będzie oczywiście w kwestiach artystycznych. W tym, kto na festiwalu wystąpi.

Równocześnie z Offem, w Katowicach rozwija się festiwal Tauron Nowa Muzyka. Trochę konkurujecie ze sobą. Co sądzisz o tym? Off jest pomysłem autorskim i to go wyróżnia pośród innych. Staram się skupić na swojej pracy i zgłębianiu wiedzy na temat współczesnej muzyki. Jako że jestem też oprócz funkcji dyrektora artystycznego zwykłym fanem i odbiorcą muzyki, interesują mnie inne festiwale, ale nie czuję potrzeby konkurowania z nimi. Jeżeli już, to konkuruję z samym sobą.


Już niedługo rozpoczniesz kolejną dekadę. 40 lat minęło jak jeden dzień. Czy życie zaczyna się dopiero po czterdziestce? Wiesz co, nie wiem. Nie twierdzę, że minęło jak jeden dzień, bo gdy sobie myślę, ile wydarzyło się do tego czasu rzeczy, to wydarzyło się dużo. A czy życie zaczyna się po czterdziestce? Oprócz siwych włosów nie wyczuwam jakieś drastycznej różnicy pomiędzy 30. a 40. rokiem życia. Moje życie jest pełne pod kątem rodzinnym i zawodowym, i nie mam czasu, żeby się rozczulać nad swoim wiekiem.

Masz rodzinę, zajmujesz się festiwalem. W 1992 roku, gdy zaczynałeś przygodę z muzyką, najważniejszy na świecie był zespół? Na pewno była to rzecz ważna. Zwykle jak coś robię, to traktuję to bardzo poważnie, poświęcam się temu i wkładam w to dużo emocji. Nie podchodzę do tematu w sposób wyuczony. Często kieruję się intuicją. Nigdy nie uczyłem się bycia w zespole, pisania piosenek ani pracy, jaką wykonuję przy organizacji festiwalu. Staram się robić to jak najlepiej, dużo pracuję i uczę się. Gdy zakładałem Myslovitz najważniejsze było to, żeby kiedyś móc zagrać koncert. Jak zagrałem koncert, pomyślałem, że najważniejszą rzeczą będzie wydanie płyty, a potem, kiedy już nagrałem płytę, myślałem sobie, że fajnie byłoby kiedyś zagrać koncert poza Śląskiem i tak dalej. Nigdy nie planowałem niczego na dłużej.

Żałujesz czegoś? Niczego, co zostało zrobione źle, nie można byłoby naprawić. Jeśli coś się nie udało, to widocznie z jakiegoś konkretnego powodu i dlatego, żeby dalej mogło być tak, jak jest teraz.

A co uważasz za swój największy sukces zawodowy? Sukcesem zawodowym jest to, że zespół, który założyłem w 1992 roku, stał się czymś istotnym na rynku muzycznym i pozostanie w pamięci wielu ludzi na długo. Zajmuję się muzyką zawodowo, z tego żyję i sprawia mi to przyjemność. Włożyłem w to wszystko mnóstwo pracy. Wielu z tych rzeczy się nie spodziewałem. Celem zawsze była realizacja pomysłów, nigdy nagrody. Wcześniej, kiedy byłem nastolatkiem i trenowałem pływanie, gdy przychodziłem na trening, wiedziałem, że muszę przez dwie godziny pływać tak, aby się nie podciągać na linie. Podobnie podchodziłem do swojej pracy artystycznej, bardzo poważnie traktowałem granie.

Miałeś moment kryzysowy, po którym chciałeś wrócić do pływania? Oczywiście, wielokrotnie miałem chwile zwątpienia. Nawet kiedy w zespole wszystko działo się dobrze i nie było żadnych konfliktów między nami, wtedy też przeżywałem wątpliwości. Wychowałem się w świadomości, że praca musi być czymś namacalnym, a granie w zespole nie wydawało mi się pracą, ale przyjemnością. Jakbym sobie wymyślił, że będę chodził na kurs sklejania samolotów i kiedyś z tego sklejania samolotów zarabiał. Aczkolwiek im mocniej w to brnąłem, tym bardziej uzmysławiałem sobie, że jest to chyba coś, co mi w życiu wychodzi dobrze. Nigdy wcześniej nie myślałem, że mogę swoim głosem zarabiać na życie. Nikt mi nie powiedział: „Słuchaj, stary – masz głos i talent, powinieneś z tego korzystać”. Ja po prostu robiłem to instynktownie, aż w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że temu właśnie powinienem się poświęcić. Ale ten moment przyszedł dopiero po ukończeniu trzydziestu paru lat.

W „Srebrnej nitce ciszy”, chyba najładniejszej piosence na ostatniej płycie Myslovitz, padają słowa „niby wszystko mam”. Czego jeszcze ci brakuje? Nawet jeśli czegoś nie mam i na coś mnie nie stać, nie jest to rzecz, która decyduje o moim życiu. Mam pewien deficyt wewnętrznego spokoju. Borykam się z jego brakiem, ale z drugiej strony ten brak w pewnym sensie też mnie inspiruje. Dzięki niemu cały czas do czegoś dążę. Myślę, że to moje angażowanie się w różne rzeczy jest właśnie wynikiem pewnego braku spokoju. Cały czas mam nadzieję, że za chwilę będzie spokojniej, ale zawsze okazuje się, że nic z tego. Mocno mnie to napędza, a jednocześnie nie do końca daje mi stuprocentową satysfakcję.

tekst: Roman Szczepanek | zdjęcia: Jacek Poremba
ultramaryna, marzec 2012








KOMENTARZE:

2012-05-06 14:50
Czterdziesci lat mineło jak jeden dzień z gorącymi życzeniami urodzinowymi aby następne 40 lat było jeszcze piękniejsze i lepsze
przyjaciele


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone