Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
poniedziałek 29.04.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach

Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutował na jednym z najważniejszych festiwali filmowych na świecie – nowojorskiej Tribece. Napisana wspólnie z Leną Górą „Roving Woman” zbiera entuzjastyczne recenzje na całym świecie.

Ultramaryna: Jesteś właśnie w Nowym Jorku, kilka dni temu twój debiut miał premierę na być może najważniejszym amerykańskim festiwalu filmowym. Jak pokonuje się drogę z katowickiej Szkoły Filmowej do nowojorskiej kawiarni, z której właśnie się ze mną łączysz? Wybacz banał, ale naprawdę jestem ciekawa, jakie były początki. Michał Chmielewski: No to może zacznijmy od tego, że z wykształcenia jestem inżynierem budownictwa i zaraz po studiach na politechnice pracowałem na budowie w Arabii Saudyjskiej…

Aha. …i to właśnie tam zacząłem kręcić swoje pierwsze filmy. Po prostu – telefonem. Sam w nich występowałem i czasami się zastanawiam, czy ich gdzieś nie upublicznić. To były moje monologi, odgrywałem w nich jakieś scenki, miałem w dodatku swoją mini publiczność. Fascynowałem się też fotografią i nawet ją studiowałem w międzyczasie. A potem dostałem się do Szkoły Filmowej w Katowicach…

…i wydawało się, że już pójdziesz tradycyjną drogą. Twoje dwa krótkie metraże „Śnił mi się już słoń i kino” oraz „Hi, How Are You” pojeździły po festiwalach, pozdobywały nagrody. Potem zazwyczaj kończy się szkołę, robi jeszcze jeden film krótkometrażowy, mikrobudżet i wtedy ewentualnie myśli się o jakiejś międzynarodowej karierze. Poszedłeś inną drogą. Ale bądźmy szczerzy – już w tym, co robiłeś w szkole, widać było oryginalność twojego myślenia, zakorzenienie w literaturze, jakąś osobność. Oba moje krótkie metraże rzeczywiście miały literackie podłoże, ale przede wszystkim wyrastały z inspiracji prawdziwymi postaciami. „Słoń” był luźno oparty na ojcowsko-synowskiej relacji pisarzy Rolanda i Nicolasa Toporów. Przeczytałem gdzieś, że przeprowadzali ze sobą takie wywiady, jak ten, który zaczyna mój film. „Słoń” był zresztą zaliczeniem przedmiotu „adaptacja” u profesora Bajona i tekstem wyjściowym – oraz pretekstem do napisania scenariusza – była powieść Prousta.

„Hi, How Are You” natomiast lekko zahacza o opowiadanie Murakamiego „Zniknięcie słonia”. W dużej mierze film był również inspirowany postacią Daniela Johnstona, niesamowitego, lecz niedocenionego muzyka, który był w swoim życiu zagubiony.

A mój pełny metraż „Roving Woman” to z kolei zbiór różnych inspiracji: zderzenie własnych doświadczeń z osobistymi doświadczeniami Leny Góry – która współtworzyła ze mną scenariusz i zagrała główną rolę – oraz inspiracja artystką Connie Converse, która była pierwszą amerykańską singer-songwriterką. Pewnego dnia spakowała swojego volkswagena garbusa, ruszyła przed siebie i słuch po niej zaginął. Ona jest dla mnie takim zagubieńcem, outsiderem. Często ludzie mówią, że w moich filmach szukam na peryferiach społeczeństwa czy kultury i rzeczywiście jest to jakiś wspólny element moich prac.





Czyli kiedy przyszedłeś do Szkoły, byłeś już ukształtowany? Miałeś pomysł na siebie, swoją twórczość, wiedziałeś, jaki bohater cię interesuje? Myślę, że to raczej wypływa z tego, kim jestem i jaki jestem, z mojego charakteru. Wszystkie moje projekty są bardzo autorskie i osobiste. Dopóki nie poczuję, że to są naprawdę moje historie, to właściwie nie zabieram się za nie. W jakimś sensie jestem cząstką każdego z tych bohaterów. Na ich historie przekłada się moja osobowość i moje doświadczenia.

Szczerze mówiąc najbardziej interesują mnie w kinie właśnie relacje, obserwacje prostych rzeczy i tego, co się dzieje między ludźmi. Natomiast znacznie mniej interesuje mnie kino gatunkowe. Lubię na przykład Jima Jarmuscha, który skupia się na bohaterach, a nie na wydarzeniach. Bardziej interesuje mnie człowiek w świecie, a nie to, jakie ma perypetie i czy jest jakiś suspens. Czasami obserwowanie dobrze zbudowanego, oryginalnego i ciekawego bohatera w codziennej sytuacji (np. robiącego zakupy) może być bardziej fascynujące niż hollywoodzkie zwroty akcji. Napisałem nawet pracę licencjacką o adramaturgicznej narracji.

Jednak twoje filmy nie są anarracyjne. Oczywiście, że nie.

To gdzie znajdujesz równowagę między hardcorowym arthousem a atrakcyjną filmową opowieścią? Nie lubię określenia „arthouse”. Boję się go. Wolałbym dotrzeć do szerokiej publiczności z czymś autorskim. Nie mam aspiracji, żeby naciągać granice wytrzymałości widza, pokazując mu 16-minutowe ujęcie wyjścia krów ze stajni. Nie mam ochoty tworzyć sześciogodzinnych opowieści jak Béla Tarr, mimo że bardzo lubię jego kino. Chcę opowiadać o ważnych rzeczach w sposób lekki, z poczuciem humoru. Podczas premiery „Roving Woman” na Tribece okazało się, że udało nam się stworzyć film, który jest zabawny i nawet się nie spodziewałem tak żywych reakcji amerykańskiej publiczności.

Wróćmy do momentu startu. Jesteś w Szkole, robisz krótkie metraże i… Byłem na czwartym roku i musiałem podjąć jakieś decyzje. Miałem do wyboru kolejny krótki metraż i tę całą klasyczną drogę, jaką przechodzi absolwent szkoły filmowej w Polsce. Ile można zrobić tych krótkich metraży? Mam taką amerykańską obserwację – krótkie metraże nikogo tu nie interesują. A już zwłaszcza inwestorów. Wielu twórców – wspomniany Jarmusch czy nasz Andrzej Jakimowski – zrobili swoje pierwsze fabuły za własne i to niewielkie pieniądze. Pomyślałem, że może to jest dobra droga.

Tylko że oni startowali w kompletnie innej sytuacji rynkowej. Chyba trzeba niezwykłej odwagi, żeby się zdecydować na taki krok dzisiaj. Bardzo duże znaczenie miało dla mnie spotkanie z Leną Górą. Spotkaliśmy się w Polsce i zaczęliśmy rozmawiać o kinie. Mieliśmy podobne fascynacje i czuliśmy, że bardzo chcemy zrobić coś razem. Oczywiście najpierw myśleliśmy o shorcie, może w Stanach, ale szybko doszliśmy do wniosku, że to kompletnie nie ma sensu. Na początku mieliśmy mało pieniędzy. Tyle, co na szkolną etiudę. A jednak postanowiliśmy napisać scenariusz filmu pełnometrażowego.

Świetny film można zrobić w jednej lokacji z trójką aktorów, nie trzeba latami łazić za producentami, jeśli naprawdę wiesz, co chcesz zrobić. Miałem pomysł: to będzie kino drogi, Ameryka ma zastane lokacje, więc po prostu ruszymy przed siebie. Oczywiście kino, nawet niezależne, kosztuje. Szukaliśmy prywatnych inwestorów w Stanach – Lena większość życia spędziła w Los Angeles, więc było nam trochę łatwiej, ale i tak to wymagało od nas niebywałej determinacji. Mimo przeszkód niosła nas niesamowita energia. Nasz film wyrósł w duchu prawdziwego kina niezależnego.

Spełniłeś American dream. Trochę tak. Kiedy spotkaliśmy się z Leną, poczuliśmy, że chcemy nakręcić nasz film od razu. W miesiąc napisaliśmy scenariusz, pojechałem do Stanów, natychmiast zaczęliśmy szukać lokacji i zaczęły się zdjęcia. Cała praca zajęła nam dwa i pół roku.

Kusi cię, żeby wspinać się teraz po drabinie amerykańskiej kariery? Tribeca ma duży prestiż w Stanach, według niektórych wyprzedza Sundance, które staje się coraz bardziej komercyjne. Tak, chciałbym następny projekt rozwijać tutaj. Kilka tygodni temu zacząłem pisać scenariusz – mam bohaterów, mam już jakiś plot i znów chcę ruszyć w drogę, poszukać miejsca akcji. Brakuje mi małego miasteczka blisko natury i czuję, że jeśli gdzieś pojadę, to znajdę to miejsce.

Ale to nie tak, że myślę tylko o Stanach. Bardzo doceniam system europejskiej i polskiej produkcji, gdzie mamy możliwość współfinansowania sztuki przez państwo. Tutaj poważne pieniądze idą wyłącznie za gwiazdami. Poza tym bardzo chciałbym zrobić polski film.

„Roving Woman” wejdzie to polskich kin? Tak, to już pewne. Więcej szczegółów będę mógł podać niebawem.

tekst: Joanna Malicka | zdjęcia: archiwum M. Chmielewskiego
ultramaryna, lipiec/sierpień 2022



>>> fb/rovingwoman








KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone