Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
piątek 3.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
BEATS OF FREEDOM. Rock’n’rollowe opowieści


[KATOWICE, LATA 90.]

Migawki z festiwalu w Jarocinie pokazywane od czasu do czasu w telewizji, popularny głównie wśród starszej widowni program „Wideoteka dorosłego człowieka”, może jeszcze nostalgiczne audycje polskiego radia. Zapędzeni w meandry popkultury w ostatnich latach nieczęsto mieliśmy okazję poznawać tę, nie tak odległą, historię polskiej muzyki sprzed 10 i 20 lat.

Jak nic innego to właśnie ona w trudnych czasach, pomimo różnorakich politycznych animozji, przeżywała prawdziwy rozkwit. Nie używając skomplikowanych słów można bez przesady stwierdzić, że dzisiejsza młodzież o wiele szybciej jest w stanie wyliczyć przeboje Feela i skandale Dody niż klasyczne albumy Maanamu, Republiki albo T.Love.

Głośny dokument „Beats Of Freedom – Zew wolności”, który niedawno pojawił się na ekranach dobrych kin, stara się w tej kwestii coś zmienić. I jak pokazuje kinowa frekwencja oraz medialny szum wokół jego premiery, na razie bardzo dobrze udaje mu się wywiązywać z tego zadania.

W kilka tygodni od jego premiery jego twórcy, pochodzący ze Śląska muzycy, a także znani śląscy fani muzyki opowiadają Ultramarynie o tym, jak to kiedyś było.

NASZ CZŁOWIEK ZA STEREM
„Beats Of Freedom” to film, dzięki któremu starsi widzowie z nostalgią powspominają czasy młodości, buntu i siły, jaką niósł ze sobą rock’n’roll, młodsi – przekonają się, że muzyka to nie tylko rozrywka, ale także sposób na życie i zmienianie rzeczywistości.

Jednym z dwóch reżyserów i współscenarzystą filmu jest pochodzący z katowickiej Ligoty Wojciech Słota. W latach 90. zajmował się organizowaniem koncertów, festiwali, przez krótki okres był managerem grup Myslovitz i Nowy Horyzont. Już jako filmowiec zrealizował m.in. wspólnie z Leszkiem Gnoińskim serial dokumentalny „Historia polskiego rocka”: „Dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza obejrzał dwa pierwsze odcinki i strasznie się zapalił, by zrobić coś jeszcze. Ponieważ Instytut promuje polską kulturę za granicą, jednym z założeń filmu ‘Beats Of Freedom’ było to, by operował uniwersalnym kodem – zrozumiałym dla ludzi niekoniecznie obeznanych z polską historią. To było ciekawe wyzwanie – tak poukładać wątki zarówno polityczne, jak i muzyczne, by razem stanowiły całość” – tłumaczy ich „główny porządkowy”.

W JEDNOŚCI SIŁA
Ciekawym posunięciem okazał się również wybór narratora filmu. Nie jest to żaden ze znaczących polskich krytyków muzycznych, lecz brytyjski dziennikarz o polskich korzeniach: „Chris Salewicz był idealną postacią na narratora, spędził lata na pisaniu o rocku, głównie brytyjskim, popełnił przynajmniej parę muzycznych biografii. Znał się na rzeczy i dzięki temu był wiarygodny dla zagranicznego widza. Jego polskie pochodzenie dawało naturalny pretekst do opisywania naszej rodzimej muzyki”.

Chociaż pojawiły się także głosy krytyczne, postawienie na kogoś z zewnątrz wydaje się być trafnym rozwiązaniem, ponieważ nadało całemu przekazowi pewnej bezstronności i ukierunkowało punkt widzenia, na kogoś, kto przygląda się całej sprawie z boku, a w zasadzie zza zachodniej granicy. Wojtek Słota zauważa, że w 75 minutach trudno było wyczerpać tak obszerny temat. Każdy z jego rówieśników na własny sposób zapamiętał tamte czasy, dlatego on sam traktuje swoje dzieło jako głos w szerszej dyskusji na temat roli polskiej muzyki w minionych dekadach.

Jest przekonany, że muzyka zawsze w przeszłości poszerzała przestrzeń wolności osobistej, dlatego była tak ważna dla pokolenia dzisiejszych 40- i 50-latków. „Ograniczenia, z jakimi spotykali się muzycy, niezwykle ich determinowały, inspirowały do większej kreatywności – choćby w pisaniu tekstów podlegających cenzurze, także muzycznie polski rock wypracował wtedy własne drogi i style. Sądzę, że te dwa elementy – brak wolności i inteligentny bunt – uczyniły tę muzykę taką wyrazistą” – podkreśla reżyser.

A HANDEL KWITŁ…
Leszek Gnoiński, współtwórca „Beats Of Freedom”, znany dziennikarz muzyczny, autor książki „Myslovitz. Życie to surfing” przytacza anegdotę, dotyczącą epoki winyli i gramofonów: „Reglamentacja była obecna też przy kupowaniu płyt. Można było jednorazowo kupić tylko dwie sztuki. I kupowało się dwie, aby potem jedną sprzedać z zyskiem i dzięki temu niejako drugą mieć za darmo. Pamiętam, że najwięcej zarobiłem na ‘Live’ Lombardu. Kosztowała 370 złotych, a mnie udało się ją sprzedać za 900. Nigdy nie umiałem robić interesów, to był mój najlepszy, choć trochę przypadkowy”.

Jego zdaniem dawniej unikalne były przede wszystkim emocje towarzyszące słuchaniu muzyki. Zdobyte nagrania i kupione płyty traktowano niemal jak relikwie. Ideowe myślenie o muzyce nie polegało na tym, że postrzegano ją jako show-biznes, ale jak misję, a nawet linię frontu.

ROLLING ŚLĄSK
Leszek Gnoiński, zapytany czy Śląsk zawsze był wyjątkowym miejscem na muzycznej mapie Polski, odpowiada: „Śląsk był oczkiem w głowie władz partyjnych, dlatego pewnie powstała największa hala koncertowa, jaką był przez lata Spodek, gdzie odbywały się najważniejsze koncerty i festiwale bluesowe i metalowe (Rawa, Metalmania). Inna sprawa, że akurat na Śląsku oba te gatunki miały wielu wybitnych przedstawicieli”.

Zaznacza również odmienność jednego z miast: „Mysłowice były ewenementem na skalę ogólnopolską. Tu młodzi słuchali trochę innej muzyki, ich gustów nie kształtowały ani blues, ani metal. Ale to już zasługa kilku wariatów (głównie Marka ‘Dżałówy’ Jałowieckiego), którzy mieli specyficzny gust muzyczny i osobowości potrafiące pociągnąć za sobą rzesze młodych mysłowiczan, takich jak Artur Rojek czy bracia Kuderscy”.

ZŁOTE CZASY RADIA
Wspomniany Marek Jałowiecki, lider legendarnego Generała Stilwella, zespołu Delons, a obecnie Ladislava podkreśla ogromne znaczenie Programu III Polskiego Radia: „Niezapomniane autorskie audycje, doskonały wybór płyt, miłość do prezentowanych treści. Dla kogoś, kto wiedział, co jest za zachodnią granicą, a nie mógł tego mieć, ‘Trójka’ była zbawieniem”.

On sam kupował płyty na „czarnym rynku” w Katowicach i żeby nie stać w długich kolejkach, często przepłacał dwukrotnie, ale były to dla niego najcenniejsze rzeczy na świecie! Najbardziej zapamiętał radość po zdobyciu płyty Klausa Mittfocha. „Miałeś poczucie obcowania z czymś wyjątkowym i sam czułeś się wyjątkowo prezentując ulubiony zespół przypięty na znaczku. Nie wiedzieliśmy wtedy, że polityka to kompletny absurd, nie rozmawialiśmy o tym. W połączeniu z muzyką rockową dawała nieraz cudowne efekty, mam tu na myśli Kult, Dezerter czy z innej beczki Perfect” – kończy swoją myśl „Dżałówa”.

Na magnetofony Grundig audycje Piotra Kaczkowskiego nagrywał Tomasz Breś, dawniej wokalista grupy October’s Children, obecnie współwłaściciel katowickiego Mega Clubu. Jak twierdzi, można w nich było usłyszeć nie tylko klasykę w rodzaju Pink Floyd, ale także zespoły z kultowych dzisiaj, niezależnych wytwórni 4AD i Beggars Banquet. Pierwsze wspomnienie, jakie przychodzi mu na myśl z tamtego okresu, to płyta „The Unforgettable Fire” grupy U2.

POTAŃCÓWKI NIEKONTROLOWANE
„Ludzie byli głodni na maksa bycia razem, bez zakazów i nakazów. Chcieli mocnych doznań. Wchodziliśmy wtedy milowymi krokami w dorosły świat i jeszcze w dodatku w wolny świat!” – zauważa Tomek Breś, który po zakończeniu przygody z muzyką od strony mikrofonu, zajął się organizowaniem imprez muzycznych.

„1990 rok to początek odrodzenia klubu studenckiego Pod Rurą (na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UŚ – przyp. red.): Izrael, Armia, Voo Voo, od groma kapel punkowych, hardcore’owych, czołówka polskiego grania. 1993 rok jest dla mnie ważnym rokiem – udało nam się wtedy zorganizować pierwsze Juwenalia na Placu Sejmu Śląskiego. Zamknięta ulica Jagiellońska! Jakieś 10-13 tysięcy ludzi. Odlot. Poza tym jesienią tego roku otworzyliśmy Mega Club i tak to trwa do dzisiaj”.

TINA, TO TWOJA WINA
Dla Przemka Myszora, który swoją przygodę z muzyką również zaczynał w zespole October’s Children, potem dołączył do Myslovitz, a od niedawna równolegle udziela się w swoim nowym projekcie No! No! No!, czasy dorastania to: „absolutny szał na muzykę. Każda gazeta miała swoje strony dotyczące muzyki, nawet ‘Zielony sztandar’. Kupowaliśmy wszystko, jakiekolwiek informacje o jakimkolwiek zespole. To dotyczyło przede wszystkim polskich zespołów. Bardzo ważne i popularne były polskie bandy. Trudno było dostać jakiekolwiek płyty, co się nie ukazało – znikało od razu. Pamiętam, że aby móc kupić płytę Rezerwatu musiałem w sprzedaży wiązanej kupić jeszcze album jakiejś starej murzynki. Nazywała się Tina Turner. Byłem strasznie oburzony, ale kupiłem”.

Przyznaje, że wiele piosenek opisywało smutną rzeczywistość, ale był chyba zbyt młody, żeby odbierać to politycznie. Nie załapał się na sztandarowe „Chcemy bić zomo”. Popadł jednak w inny nałóg: „W drugiej połowie lat 80. nastąpił wysyp firm produkujących pirackie kasety. Kupowaliśmy je na potęgę. Można było kupić wszystko niemalże. Do dziś mam te kasety”.

MAGNETOFONY W SŁUŻBIE NARODOWI
Wydawaniem polskiej, alternatywnej muzyki od drugiej połowy lat 90. zajmuje się w Bytomiu Sławek Pakos. Jego wytwórnia W Moich Oczach wzięła nazwę od fanzinu, który wcześniej sam powołał do życia. Przytacza on pewną ciekawostkę związaną z koncertami, w których kiedyś brał udział: „Pamiętam masowy widok magnetofonów kasetowych nad głowami i na kolanach uczestników koncertów. Unikalne było to, iż głównym źródłem poznawania ciekawej muzyki były koncerty – na żywo, na kasetach lub nagrania z prób, demówki nagrywane na żywo. Wierzę, że to była naturalna droga eliminacji słabych artystów, co z perspektywy czasu może tłumaczyć, dlaczego wtedy nasza muzyka rockowa była na wyższym poziomie niż obecnie”.

Na przełomowy 1989 rok przypadły jego 18. urodziny. Słuchał wtedy muzyki zaangażowanej, ale nie wydaje mu się, żeby zwykły słuchacz mógł być inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Bardziej obawiał się skinheadów i represji w szkole, dotyczących wyglądu zewnętrznego. W jego przypadku był to raczej okres edukacji, kształtowania świadomości niż radykalnych działań: „Najmilej wspominam reggae’owo-bluesowy festiwal w Brodnicy, miły piknik w pięknej aurze”.

HAPPY END
Piękne wspomnienia i piękne czasy, ale nasi, dziś 40-letni, bohaterowie nie muszą się specjalnie martwić, bo jak w znanej i lubianej piosence sprzed lat: „Gdy cię czas pogania, przodem puszczaj drania, bo masz 40 nowych, bo masz 40 nowych, bo masz 40 nowych lat”.




tekst: Roman Szczepanek | zdjęcia: archiwum W. Słoty (3), T. Bresia, M. Jałowieckiego, Olga Borda
ultramaryna, czerwiec 2010



>>> przeczytaj wywiad z Wojtkiem Słotą, reżyserem filmu „Beats Of Freedom – Zew wolności”








KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone