Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
KINA STUDYJNE NA ŚLĄSKU: Małe wielkie kina



Kiedy pod koniec lat 90. zamykano kino Wawel w Rydułtowach, kinooperator już tam nie pracował. Mówi, że nie miał do tego serca. Bo dawniej wyjście do kina w Rydułtowach to było coś. Ludzie przychodzili, żeby się spotkać, porozmawiać i przy okazji popatrzeć na takiego DiCaprio. Potem przyszły ciężkie czasy i nie pomógł ani stół bilardowy, ani bufet, ani komercyjne filmy, ani walka do utraty tchu o zachowanie sali projekcyjnej. Kino Wawel zamknięto, a na jego miejscu jest dziś Biedronka. Kinooperator poszedł tam dopiero po dwóch latach i zobaczył, jak na pięknie amfiteatralnie wyprofilowanej niegdyś widowni stoją półki z sokami.

ZŁOTE CZASY, ZŁAMANE SERCA
Ile przez ostatnie lata zamknięto na Śląsku kin, trudno dziś policzyć. Nikt nie prowadzi statystyk, bo kina znikały w różnych latach i w różnych okolicznościach. Najpierw z powodu zawirowań polityczno-społeczno-ekonomicznych przechodziły w prywatne ręce i nie wytrzymywały kryzysu pierwszych lat nowego ustroju. Łamało to serca stałym widzom (w katowickiej Ligocie do dziś wiele osób mówi na jeden z przystanków autobusowych „ten koło Bajki”, choć chyba od 20 lat jest tam wypożyczalnia kaset wideo). Połamane serca mają widzowie pamiętający czasy Konfrontacji z lat 70. i 80., gdzie sprzedawano kilkaset biletów na Bergmana, Antonioniego i Felliniego.

W latach 90. nikt już „nudnawych” mistrzów nie chciał oglądać. A jednak widzowie wrócili do kin. Dzięki… filmom hollywoodzkim. „Pamiętam – mówi Marek Kosma Cieśliński, dziś kierownik kina Panorama – że byłem wtedy szefem gliwickiej Bajki. Trwała fascynacja kasetami wideo i nikt nie chodził do kina, sala świeciła pustkami. Myśleliśmy, że pomału przychodzi nasz czas i trzeba pomyśleć o zamknięciu kina. I nagle, niemal w jednym roku, dystrybutorzy wprowadzili na ekrany ‘Króla lwa’, ‘Listę Schindlera’ i ‘Park jurajski’. Widzowie wybili mi szyby w oknach próbując zdobyć bilety!”

To był złoty okres wielkich kin. W Katowicach na seans do Kosmosu stało się w kilometrowych kolejkach, bo nagle widzowie odkryli, że film w kinie to jednak nie to samo, co film z marnej kasety – byle jak nagrany i byle jak odtwarzany. A tu wchodzi „Titanic” i wszyscy chcą usłyszeć, jak zza pleców widowni słychać łamiące się lodowe kry i bicie serca Kate Winslet. Po mieście chodziła plotka, że Rialto jako pierwsze w okolicy będzie miało cud techniki – Dolby Surround! Żeby dostać bilet do Rialta, trzeba było rezerwować miejsca dwa dni wcześniej.

Prosperita trwała krótko, bo na przełomie wieków otwarto na Śląsku multipleksy. Do Multikina w Zabrzu ludzie zjeżdżali z całej okolicy, jak niegdyś do kina Wawel. Nie na filmy, ale żeby pooddychać atmosferą wielkiego świata. Jak się okazało, nowy wielki świat miał zapach prażonej kukurydzy i coli z papierowego kubka.

TU BYŁO KINO
Rok 2009. Strona www.tubylokino.pl wygląda jak wirtualne cmentarzysko. Każdy może dodać wspomnienie o kinie, którego już nie ma i wkleić zdjęcie z czasów jego świetności. W 2006 roku Ewa Cieniak i Bartek Nowakowski rozpoczęli żmudną dokumentację. Zaczęli jeździć po Polsce i fotografować budynki zamkniętych lub właśnie zamykanych kin. Powstał zbiór kilkuset fotografii, na których widnieją portrety tych wszystkich Apollów, Marzeń, Wrzosów i Sfinksów, które dziś są hurtowniami, drogeriami, lumpeksami… Wystawa jeździ po Polsce i – o ironio! – niejednokrotnie prezentowana jest w salach, które kiedyś były kinami (np. w Art Cafe Muza, czyli byłym sosnowieckim kinie Muza). Na Śląsku było ich kilkanaście. Kina znikły, bo straciły widzów. Wielkich budynków nie chciały ani miasta, ani prywatni właściciele.

Pytanie, co zmiotło je z rynku, jest pytaniem retorycznym. Oczywiście postęp technologii, DVD, sieć, multipleksy, inne czasy. A przede wszystkim zmiana przyzwyczajeń widzów, którzy, szukając rozrywki, nie muszą już iść do jedynego kina w okolicy, ale mogą wybierać między kręglami, basenem, bilardem i Bóg wie czym. „Nie ma co obrażać się na rzeczywistość – przekonuje mnie Marek Kosma Cieśliński – tak jest i już. Ważniejszym problemem jest to, że jeśli znikną wszystkie małe kina, to widz szukający nieco bardziej ambitnych tytułów nie będzie miał gdzie pójść. Na świecie kina studyjne w naszym rozumieniu tego słowa działają w dużych ośrodkach, wspiera je miasto albo region. Prawie zawsze są to publiczne pieniądze. W końcu wszyscy płacimy podatki, nawet ci, którzy lubią mądrzejszą rozrywkę”.

Trudno się z tym nie zgodzić. Nawet największy (i zarabiający największe pieniądze) na świecie festiwal filmowy w Cannes jest festiwalem państwowym. Na Śląsku największym właścicielem kin jest instytucja samorządowa Silesia-Film, ale to kierownicy kin odpowiadają za to, co ostatecznie oglądamy.

PRZYCIĄGNĄĆ WIDZA...
Pozostaje problem widzów. Ludzie chcą chodzić na premiery. Dystrybutor daje filmy premierowo tylko kinom, które mają wielu widzów (trudno się dziwić). Ludzie idą więc tam, gdzie filmy pojawiają się w dniu swojej ogólnopolskiej premiery. I w ten nieskomplikowany sposób kółeczko się zamyka.

„Bzdura! – upominają mnie w kinoteatrze Rialto Katarzyna Pryc i Krzysztof Ociepa – Pewnie, że do nas widzowie przychodzą na powtórki, bo przegapili filmy w innych kinach, ale często też dlatego, że po prostu chcą oglądać filmy w takim, a nie w innym miejscu, bez popcornu, z klimatem albo przyszli tu ze znajomymi, albo mają karnet na przegląd... Przyczyn jest całe mnóstwo, a premiera tylko czasem bywa najistotniejsza”.

„Nie oglądam cyferek, nie porównuję, nie zastanawiam się, ilu widzów miałem na seansie – mówi Adam Pazera, legenda katowickiego kiniarstwa, ekscentryczny kierownik kina Światowid – bo nie muszę. Zawsze graliśmy podobne filmy i zawsze mieliśmy stałą widownię, nawet w ‘czasach Titanica’. Staram się przede wszystkim oglądać, rozmawiać z innymi kiniarzami i wybierać to, co najlepsze. Dbam o mojego widza. Czasem poprzedzieram bilety, czasem porozmawiam o filmach i obchodzi mnie przede wszystkim, żeby widz zobaczył dobry film”.

Pazera może tak mówić, bo od lat dystrybutorzy dają mu najlepsze kąski z filmowego stołu i tylko w Światowidzie oglądamy takie same filmy jak w Warszawie, w tym samym czasie i na najlepszych seansach. Strategia się sprawdza i sporo widzów przychodzi tu nie tylko na szalone i słynne na całą Polskę premiery. Ale chyba nie chodzi tu wyłącznie o filmy.

Dialog podsłuchany pod kasą. Pan w średnim wieku kupił bilet na „Gry wojenne” do sali kameralnej.
Pan: Czy będziecie grali „Popiełuszkę”?
Bileterka: Raczej nie, może dla dużych grup zorganizowanych.
Pan: Och, szkoda! Ja tak nie cierpię multipleksów. Strasznie tam głośno i straszny tłum. Wolę oglądać filmy w bardziej ludzkich warunkach. A to „Hanami” dobre?
W tym momencie otwierają się drzwi i z kameralnej sali wychodzi spora grupa osób, które oglądały oskarowego „Slumdoga”. Wśród nich tylko 1/3 to – na oko – studenci. Przeważają widzowie od trzydziestki w górę, z przewagą „w górę”.

„Multipleksy wyhodowały sobie swoją widownię, dla której film jest tylko dodatkiem – mówi kierowniczka Rialta, Katarzyna Pryc – Mam wrażenie, że nie są dla nas w najmniejszym stopniu konkurencją. Nie wchodzimy sobie w drogę, choć bywa zabawnie, jak czasem ktoś się zagubi i szuka miejsca, gdzie można kupić kukurydzę.” Jedno jest pewne – do kin wrócili starsi widzowie, których w pewnym momencie niemal nie było.

...I GO UTRZYMAĆ
Na pytanie, co cieszy się największą popularnością, wszyscy moi rozmówcy odpowiadają zgodnie – przeglądy, jednorazowe pokazy, wydarzenia, czyli eventy. „Takiego tłumu jak na przeglądzie filmów górskich nie mamy nawet na najciekawszych imprezach – mówią w Rialcie – Ludzie chcą rzeczy niszowych”. „Wczoraj podczas seansu w Klubie Konesera sala pękała w szwach” – słyszę w Panoramie.

Przeglądy mają jedną wielką zaletę. Można tam zobaczyć rzeczy, które są trudno dostępne albo takie, których oglądanie w warunkach domowych nie ma sensu. Trudno zapomnieć filmy pokazywane w ramach przeglądu kina japońskiego w Centrum Sztuki Filmowej, gdzie wizyjne i niezwykłe wizualnie filmy po prostu rozkwitały na ekranie. W kinie Patria w Rudzie Śląskiej kino było pełne nawet na łatwo dostępnych „Czterech nocach z Anną” – ale pokaz poprzedzony był wykładem jednego z organizatorów Festiwalu Filmów Kultowych. To tylko dwa wybrane z brzegu przykłady, ale kina studyjne wyraźnie idą w tę stronę.

Łatwiej nawet znaleźć pieniądze na wydarzenie niż na codzienną działalność. „Napisz proszę koniecznie, że nigdy nie było tak dobrych czasów dla ludzi chcących zrobić coś ważnego dla kina i szukających na swoje imprezy pieniędzy – mówi Cieśliński – Jest PISF, który dokłada się do wielkich imprez, jest Stowarzyszenie Kin Studyjnych i Lokalnych, które chętnie finansuje różne inicjatywy”. Rzeczywiście wszystkie znane mi kina o ambitnym repertuarze należą do Stowarzyszenia. Choć trudno uwierzyć, że NoveKino w Tychach jest kinem studyjnym (też należy do SKSiL).

Z tych samych przyczyn niesłabnącym zainteresowaniem widzów cieszą się również DKF-y, choć – przyznajmy tu uczciwie – nie wszystkie i nie wszędzie. PISF, ważny sponsor DKF-ów, ostatnio radykalnie obciął fundusze i wielu organizatorów drży o swoją przyszłość, niektóre padają, inne zawieszają swoją działalność. Zrzeszonych w Polskiej Federacji DKF-ów klubów wcale nie ma na Śląsku aż tak wiele, ale ciągle powstają nowe, jak na przykład regularnie dyskutujący młody DKF przy kinie Janosik w Żywcu.

Świetną renomą nie od dziś cieszy się gliwicki DKF, który od grudnia 2004 roku spotyka się w kinie Amok, choć nie jest inicjatywą kina! Organizują go Stowarzyszenia Dwunasta Dziesięć i Provizorca, czasem uciekając z projekcjami do Fabryki Drutu. „Mamy taką zasadę: nigdy nie oszczędzamy na filmach i staramy się sprowadzać najlepsze obrazy bez względu na to, ile kosztują – mówi Bartłomiej Cisowski ze Stowarzyszenia 12.10 – Trudno powiedzieć, ile osób przychodzi do nas regularnie, ale liczba widzów rzadko spada poniżej setki na jednym seansie. Choć i tak się zdarza. Trudno też dokładnie określić, który z naszych trzech DKF-ów (Classic, Future czy Doc.) cieszy się największą popularnością, bo liczba widzów zmienia się i zależy od tytułu. Dotyczy to zresztą wszystkich trzech cykli. Ale na spotkaniach z klasycznym kinem zawsze mamy silną reprezentację osób starszych”.

Na ile na wybór kina studyjnego działa cena biletu? Prawie wszyscy moi rozmówcy uważają, że cena nie jest najważniejszym czynnikiem i – choć ważna – rzadko bywa bezpośrednim bodźcem przy wyborze kina i filmu.

CINEMA PRAWIE PARADISO
Przyszłość kin studyjnych nie jest więc aż tak dramatyczna. Jeśli tylko trafią w ręce odpowiedzialnych właścicieli i mądrych kierowników, mają szansę dość wygodnie funkcjonować na niełatwym dziś rynku. W Rzymie – mieście, gdzie absolutnie wszyscy mieszkańcy kochają filmy – kina studyjne pełnią rolę miejsca spotkań towarzyskich w formie trudnej do przeszczepienia na nasze warunki. Na przykład słynne z doskonałej… kawy kino Medusa przy Corso, czyli głównej arterii miasta, zarządzane jest przez wytwórnię filmową, z którą współpracuje m.in. Giuseppe Tornatore. W repertuarze głównie – choć nie tylko – kino artystyczne. Tymczasem przy Campo de’ Fiori doskonale działa Cinema Teatro Farnese (w marcowym repertuarze „Katyń” Andrzeja Wajdy!), pełne widzów od lat 30. Bywa w nim Martin Scorsese, to tu odbyła się premiera „Cinema Paradiso”, regularnie współpracują z Rzymskim Festiwalem Filmowym. To maleńkie kino, podobne do naszego Światowida, gdzie kierownik osobiście wita widzów i sprzedaje filmy w sklepiku przy kasie (mają tam dosłownie wszystko). W holu na zdjęciach kierownik z największymi gwiazdami włoskiej i światowej kinematografii oraz całą rodziną. Multipleksów jakoś nie widać, choć pewnie gdzieś są. Ciekawe czy sprzedaje się tam kukurydzę, skoro Włosi wolą i tak swoje wyborne rzymskie ciastka.

tekst: Joanna Malicka | zdjęcie z tyskiej Andromedy: Radosław Kaźmierczak >>> więcej zdjęć na kazmierczak.ovh.org
ultramaryna, marzec 2009








KOMENTARZE:

2009-11-03 22:30
A w Sosnowcu nie ma już kina '' Muzy'' ...
Agata J

2009-04-30 14:15
kino jako miejsce musi mieć "osobowość", albo przynajmniej nie odstraszać widza ponurą miną! dotyczy to ludzi z jakimi się spotykamy w kinie, i to nie tylko... na ekranie. osobiście wybieram szalonego kierownika-ekscentryka rodem ze światowidu i uśmiechnięte twarze bileterek w multipleksie (choćby bezosobowe) ... i nawet popkorn nie przeszkodzi.
fanfan

2009-04-03 12:55
Myślę, że prowadzący mieli pomysły - Festiwal Reagge na lodzie, kabarety, koncerty, Dyskusyjny Klub Filmowy czy Akademia Filmowa. Problemów było kilka. Dystrybutorzy dają filmy premierowo tylko wtedy, kiedy mają zapewnione granie na 3 seansach dziennie przez dwa tygodnie. Co faktycznie sprawia, że przez cały ten czas w kinie leci jeden film. To problem, z których spotykają się codziennie prowadzący kina jednosalowe. Kinom, które prowadzone są przez prywatnych właścicieli granie musi się opłacać inaczej dopłacają do biznesu z własnej kieszeni. Większość kin studyjnych finansowana jest bądź przez urzędy miast bądź przez Województwo Śląskie - Światowid, Rialto i CSF w Katowicach, Amok w Gliwicach, Roma w Zabrzu itd. Z tego co wiem poważnym problemem w "Andromedzie" była kwestia ogrzania całego budynku i pożerało to sporą część budżetu. Szkoda... W każdym razie myślę, że Tychy, w których spędziłem sporą część mojego życia zasługują na kino studyjne z prawdziwego zdarzenia. Trudno takim nazwać Nove Kino. Być może mniejsza, bardziej kameralna sala mogła by w takiej roli dobrze zafunkcjonować.
Ponury

2009-04-01 19:32
a w Tychach nie ma już Andromedy ... nie mieli pomysłu na ten biznes ... a szkoda po potencjał był duży
wawul

2009-03-29 20:45
A kina studyjne niech dbają o nas.
widz

2009-03-12 11:44
trzeba dbac o nasze kina studyjne
mi.ni


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone