Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
RAFAŁ MILACH: Subiektywny dokument



W tym roku Rafał Milach odebrał jedno z najważniejszych wyróżnień w branży fotograficznej – nagrodę World Press Photo w kategorii „Sztuka i rozrywka” za cykl zdjęć poświęconych emerytowanym cyrkowcom. My też się poznaliśmy na jego talencie – był pierwszym bohaterem rubryki „Świeża crew”, a najstarsi czytelnicy „Ultry” mogą pamiętać kilka jego okładek.

Pochodzący z Gliwic artysta ma na swoim koncie współpracę z największymi tytułami prasowymi w Polsce (m.in. „Przekrój”, „Newsweek”, „Gazeta Wyborcza”) oraz publikację albumu „Szare” w całości poświęconego śląskim krajobrazom i mieszkańcom naszego regionu. Aktualnie kończy pracę nad cyklem fotografii opowiadających o współczesnej Rosji, a my poprosiliśmy go o kilka chwil rozmowy.

Ultramaryna: Pierwsze pytanie będzie dość oczywiste – co w życiu fotografa zmienia otrzymanie nagrody World Press Photo, było nie było, chyba najbardziej prestiżowego wyróżnienia, jakie można otrzymać w tej dziedzinie?

Rafał Milach: W życiu fotografa to tak naprawdę nie wiem, natomiast w życiu fotografa w Polsce sytuacja zmienia się o tyle, że po otrzymaniu nagrody automatycznie zostałem mianowany artystą. I to chyba jest najważniejsza zmiana. Wcześniej byłem „tylko” fotografem, a teraz nagle jestem artystą. Poważnie mówiąc, dość trudno wymienić jakieś zauważalne, bezpośrednie skutki tego wyróżnienia – nikt do mnie nie dzwoni i nie mówi, że da mi kolejne zlecenie, dlatego, że otrzymałem nagrodę. Jeśli jednak odejdziemy od praktycznego wymiaru tej nagrody, to pomogła mi ona nabrać większej pewności siebie, w jakimś sensie potwierdziła wartość mojej pracy. Choć oczywiście gdybym jej nie dostał, to nadal robiłbym zdjęcia. Otrzymanie nagrody nie powoduje, że fotografie stają się automatycznie dobre.

Czyli nagroda spowodowała, że poczułeś się artystą? Wiesz co, tak naprawdę wśród artystów jestem uważany za fotografa, a wśród fotografów uznaje się mnie za artystę i powiem szczerze, że taka pozycja bardzo mi odpowiada. To daje mi szersze pole manewru, z żadnym z tych określeń nie czuję się jakoś stuprocentowo związany. Nagroda nie zmieniła mojego myślenia o fotografii, traktuję ja po prostu jako pewnego rodzaju skutek uboczny tego, czym się zajmuję. Zdjęć nie robi się po to, by kolekcjonować nagrody.



A planujesz może jakąś kontynuację tego cyklu cyrkowego? Są już dwie serie, istnieje szansa na trzecią? Nie, nie. Ten cykl jest już raczej zamknięty, być może dorobię jeszcze kilka portretów i pomyślę nad jakąś niewielką publikacją albumową. Natomiast sam cykl był jednak raczej jednorazowym wydarzeniem, teraz skupiam się na czymś zupełnie innym, co pochłania całą moją energię i chciałbym, żeby z tych zdjęć również wyszło coś ciekawego, dlatego też w ogóle nie myślę o powrocie do cyrku.

Możesz nam więc zdradzić, nad czym teraz pracujesz? To w sumie żadna tajemnica, pracuję nad tym od czterech lat – jest to projekt fotograficzny poświęcony współczesnej Rosji. W tej chwili jest to najważniejszy temat, jakim się zajmuję i powoli zbliżam się do końca. W przyszłym roku najprawdopodobniej będę się starał myśleć o jakiejś albumowej publikacji tych zdjęć. Od kilku lat ten projekt ma dla mnie priorytetowe znaczenie.

A czy po jego zakończeniu planujesz może powrót do tematyki śląskiej? Album „Szare” to bardzo intensywny, interesujący obraz naszego regionu, przedstawia jednak tylko pewien wycinek rzeczywistości – Śląsk podwórkowy, ukryty, niewidoczny na pierwszy rzut oka. Stąd mam pytanie czy nie miałbyś na przykład ochoty skontrastować tego z dzisiejszym obrazem regionu – rozbudowującym się, zmiennym, bez ustanku szukającym nowego wizerunku? To bardzo ciekawy pomysł. Już w momencie, gdy kilka dobrych lat temu wydawałem „Szare”, dość intensywnie myślałem nad kontynuacją tego tematu. To, co zrobiłem w tej serii, to była pewna forma rozliczenia się z przeszłością, z takim Śląskiem, który wciąż pokutuje w naszym myśleniu o regionie. Jest to Śląsk, który znika, taki, którego praktycznie już nie ma. Teraz, jako że rzadko mam okazję tutaj wracać, widzę dokładniej, jak bardzo wszystko się zmienia. Każdy przyjazd dostarcza nowych zaskoczeń – miejsca, które tak doskonale pamiętam, znikają w zastraszającym tempie. Jest to jeden z powodów, dla których coraz mniej czuje się tutaj, jak „u siebie”, nie mam jak się oswoić z tymi zmianami na co dzień.

To może właśnie próba ujęcia tego nowego Śląska w tak samo dobrych fotografiach, jak w serii „Szare”, pomogłaby ci się oswoić z tymi zmianami? Jest to bardzo kusząca propozycja, cały czas zresztą chodzi mi po głowie stworzenie fotografii obrazujących ten współczesny Śląsk. W moich dotychczasowych zdjęciach jest zawarty na razie tylko fragmentaryczny obraz regionu – to całe odchodzące, industrialne dziedzictwo. A przecież to wszystko, co pojawiło się tutaj w ostatnich latach, to też jest niesamowicie ciekawe zjawisko. Dlatego też w przyszłości na pewno będę chciał stworzyć kolejny projekt dotyczący Śląska. Chciałbym z tym zdążyć, zanim wizerunek regionu ulegnie całkowitej przemianie, bo dla mnie najciekawszym tematem fotograficznym jest właśnie sam moment zmiany.

Tę fascynację zmianą widać właśnie bardzo dobrze w twoich zdjęciach. Przyznam, że podobieństwo między zdjęciami na przykład z Krasnojarska i fotografiami Śląska było czymś, co mnie osobiście bardzo zaskoczyło. Czy w Rosji też starałeś się właśnie uchwycić ten świat, który odchodzi, rzeczy, których za chwilę nie będzie można zobaczyć nigdzie indziej poza fotografiami? W Krasnojarsku czuję się prawie tak samo, jak na Śląsku. To też jest olbrzymie centrum przemysłowe z bardzo podobną estetyką, która bardzo mi zresztą odpowiada. Czuję się tam po prostu swojsko.

A czy to upodobanie do tej właśnie estetyki, do miejsc, które wciąż się zmieniają, rzeczy, które odchodzą, miało jakiś wpływ na twoje zaangażowanie w pracę zespołu Sputnik Photos? Ze Sputnikiem to jest trochę inna historia. Cały pomysł stworzenia kolektywu fotografów z naszego, środkowo-wschodniego regionu Europy, zrodził się kilka lat temu. Doszliśmy do wniosku z kilkoma znajomymi fotografami, że skoro już i tak się znamy i utrzymujemy ze sobą kontakty, to być może zrobimy jakiś wspólny projekt. To było mniej więcej wtedy, gdy nasze kraje wstąpiły do Unii Europejskiej. Ludzie masowo zaczęli wyjeżdżać do pracy na Wyspy Brytyjskie i do Irlandii. Dlatego postanowiliśmy zająć się problemem migracji zarobkowej. Przede wszystkim chcieliśmy przybliżyć sytuację nielegalnych emigrantów w naszym regionie, którzy praktycznie pozbawieni są jakichkolwiek praw. Są traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Chcieliśmy przypomnieć mieszkańcom nowych krajów Unii Europejskiej, że jeszcze niedawno sami wyjeżdżali na Zachód pracować nielegalnie. Założyliśmy stowarzyszenie, napisaliśmy projekt i dostaliśmy dofinansowanie z European Cultural Foundation. Wydaliśmy album fotograficzny poświęcony temu problemowi. Projekt był prezentowany kilkanaście razy w 5 różnych krajach.

Jako fotografa interesuje cię bardziej komentowanie rzeczywistości czy raczej jak najdokładniejszy jej opis? Bo to jest jeden z tych elementów, które najtrudniej odszyfrować w twoich zdjęciach – nie potrafię wyczuć na przykład czy próbujesz stworzyć zdystansowany opis tych miejsc, które fotografujesz, czy też kryje się za nimi jakaś nostalgia, żal za odchodzącym światem, coś w rodzaju próby powrotu, chociażby do tego odchodzącego Śląska? Zdecydowanie nie uznaję się za fotoreportera i raczej staram się nie komentować rzeczywistości. Staram się ją raczej interpretować, niż „tylko” pokazywać. Nie chodzi oczywiście o to, by w jakiś sposób zakłamywać tę rzeczywistość, tylko podkreślać to, co wydaje mi się najciekawsze, czyli o nadanie światu ze zdjęć odautorskiej interpretacji. Jest to próba stworzenia takiej „wycinkowej prawdy”. Wydaje mi się, że w niektórych przypadkach taka właśnie postawa może prowadzić do uzyskania dużo silniejszych efektów, ponieważ pozwala uwypuklić pewne rzeczy i zwraca uwagę widza na coś, co inaczej mógłby pominąć. Dla mnie najczęściej sama dokumentacja, wierne odwzorowanie rzeczywistości, okazują się niewystarczające. To, co robię, na pewno nie jest obiektywne, jest to raczej pewnego rodzaju „subiektywny dokument.”



Udaje ci się jednak na niektórych fotografiach, zwłaszcza portretowych, uzyskać wrażenie całkowitej obiektywności. O to właśnie chciałbym zapytać – w jaki sposób udaje ci się zniknąć z tych zdjęć, spowodować, że twoi bohaterowie rezygnują z pozowania. W cyklu o Rosji jest naprawdę bardzo dużo zdjęć pozowanych, to zresztą nieuniknione przy tworzeniu portretów, choć ostatnio coraz bardziej staram się tego unikać. Nie ukrywam jednak, że lubię ten pewien rodzaj napięcia, które wytwarza się pomiędzy człowiekiem, którego fotografuję, patrzącym prosto w obiektyw i mną. Tworzy się taka specyficzna więź. Doskonale to widać w przypadku zdjęć, które powstają w naturalnym otoczeniu moich bohaterów, w miejscach, które pozwalają im czuć się swobodnie – w takich sytuacjach właśnie najczęściej udaje mi się wyeliminować ze zdjęcia mnie samego, jako fotografa. To są zdjęcia, które zresztą najbardziej lubię. Niektórzy w sposób bardzo naturalny potrafią zignorować aparat i czuć się swobodnie mimo pozowania. Nie zawsze jednak ten rodzaj porozumienia jest możliwy do osiągnięcia.

A w jaki sposób dobierasz bohaterów swoich reportaży? Idziesz ulicą, widzisz interesującą twarz i dochodzisz do wniosku, że tak, to właśnie człowiek, któremu chcesz zrobić mnóstwo zdjęć czy jednak stosujesz system doboru? To dzieje się bardzo indywidualnie, w większości dość przypadkowo. Jeżeli chodzi o Rosję, moich pierwszych bohaterów poznałem przez Internet. Wtedy w ogóle jeszcze nie planowałem, że będą bohaterami moich zdjęć. Jakoś tak naturalnie to wszystko wyniknęło dopiero później. Wszystko zaczęło się od pierwszej podróży, kiedy jadąc do Ułan-Ude i zatrzymując się w różnych miastach poznałem wielu wspaniałych ludzi. Czasem były to spotkania na ulicy zupełnie przypadkowe. Przeważnie jednak byli to ludzie, u których zatrzymywałem się na dłużej. Muszę szczerze przyznać, że początkowo nie miałem żadnego planu i w dużej części improwizowałem. Przez co popełniłem wiele błędów, straciłem sporo czasu, ale nie żałuję tego, bo to doświadczenie pozwoliło mi zrozumieć to, co naprawdę chcę opowiedzieć tymi zdjęciami.

Wróćmy może na chwilę do przeszłości, mógłbyś opowiedzieć, jaki wpływ miały na ciebie Gliwice? To przecież jedno z tych miejsc na Śląsku, które jest bardzo mocno związane z fotografią – działają tu różne stowarzyszenia, organizowane są wystawy, co roku odbywa się Gliwicki Miesiąc Fotografii. Czy były to zjawiska, które cię w jakiś sposób ukształtowały? Na samym początku nie do końca byłem świadomy bogatej tradycji fotograficznej Gliwic – bo to przecież nie tylko stowarzyszenia i wystawy, ale też bardzo bogata tradycja fotograficzna: Gliwickie Towarzystwo Fotograficzne, Zofia Rydet, Jerzy Lewczyński, który do dziś prowadzi bardzo prężną działalność nie tylko w Gliwicach, ale na całym świecie. Moja świadomość fotograficzna wykształcała się w szkole w Czechach i na katowickiej ASP, gdzie moim pierwszym wykładowcą i mentorem był Piotr Szymon, rewelacyjny dokumentalista. Nauczyłem się od niego ważnych podstaw. To on zachęcił mnie do kontynuowania nauki fotografii w Czechach. Później, w trakcie pracy nad „Szarym”, Gliwice stały się dla mnie bardzo ważnym miejscem, nie tylko z racji geograficznej, ale także właśnie ze względu na żyjących tu fotografów. Zacząłem rozmawiać z Jerzym Lewczyńskim, który później napisał wstęp do „Szarego” i jakby ta świadomość potencjału, który zawsze był w tym mieście i jest zresztą do dzisiaj, zaczęła we mnie kiełkować. Ta fascynacja zaowocowała tym, że swoją pracę dyplomową w Czechach poświęciłem śląskiej fotografii dokumentalnej.

Czujesz jakiś osobisty związek z tą historią fotografii? Ci ludzie są dla ciebie wzorcem, jakimś punktem odniesienia? Raczej jest to związek oparty na sentymentach, jakieś poczucie przynależności do regionu, w którym fotografia zawsze miała duże znaczenie. W trakcie przygotowania dyplomu miałem przyjemność rozmowy m.in. z panem Stanisławem Jakubowskim, który wspaniale potrafi opowiadać o swoich zdjęciach i to właśnie takie drobne elementy, rozmowy, spotkania na pewno w jakiś sposób ukształtowały moją świadomość fotograficzną, choć czasem odkrywałem to dopiero po paru latach. Myślę więc, że ten śląski background na pewno w znaczący sposób wpłynął na to, co teraz robię i co chciałbym robić. Do dzisiaj czuję sentyment do tej surowości, wyrazistości, jasno określonego charakteru zdjęć tworzonych tutaj. To jest coś, co bardzo trudno mi odnaleźć w Warszawie.

A myślisz, że gdybyś został na Śląsku, to twoja kariera potoczyłaby się w ten sam sposób? Miałbyś szanse na edytoriale w najważniejszych pismach, wystawy? Formułując pytanie nieco inaczej – czy możliwa jest profesjonalna kariera fotograficzna na Śląsku? Znam wielu fotografów, którzy żyją i mieszkają w tym regionie, ciesząc się dużym uznaniem w Polsce. Myślę, że są ludzie, którzy potrafią sobie dość dobrze z tym poradzić. Natomiast w moim przypadku było inaczej. Zaczynałem jako fotograf „Gazety Wyborczej” i szybko zorientowałem się, że taki rodzaj pracy kompletnie mi nie odpowiada. Po kilku miesiącach po prostu wymiękłem i odszedłem. Okazało się to dobrym krokiem. Wyjechałem do Warszawy i odkryłem, że tam właśnie, pomimo tego, że stolica jest miejscem, jakim jest, to jest też miejscem, w którym mogę robić to, co naprawdę lubię. Mogłem wreszcie żyć z robienia zdjęć i to miało kluczowe znaczenie. Mam wrażenie, że gdybym został na Śląsku, byłoby mi o wiele trudniej. Zrobienie kariery poza Warszawą nie jest oczywiście niemożliwe. Znam kilku fotografów, którzy mieszkają gdzie indziej i również sobie doskonale radzą, jednak regularne wizyty w Warszawie są niezbędne, chociażby dlatego, że tam są wszystkie najważniejsze redakcje, tam w większości się kształtuje rynek fotograficzny.

tekst: Aga Psiuk, Marceli Szpak | zdjęcia: Rafał Milach (7), Marek Szczepański (1)
ultramaryna, listopad 2008

>>> więcej zdjęć na www.rafalmilach.com








KOMENTARZE:

2011-10-05 23:45
ahoj Rafale, máš přítelkyní?
iva

2008-12-22 08:20
jak widać u nas rynek fotografii cały czas raczkuje. oby kiedyś dorósł
brus

2008-12-20 11:36
bo to ta sama osoba


2008-12-18 12:56
pan w rajtuzach też
:)

2008-12-16 11:24
czlowiek-duch jest slodki ;))


2008-12-16 02:40
fajne fotki
zuza

2008-11-18 16:43
taktak
mr no

2008-11-18 11:28
Rosja rewelka
jakotako

2008-11-13 00:58
zdolna bestia
~

2008-11-07 13:54
Rafał robi zarąbiste foty. Gratuluję talentu!
zygmunt stary


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone