Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
piątek 3.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
MARIA PESZEK: Maria talentów pełna

Maria Peszek – osobowość elektryzująca. Przykuwa uwagę nawet w najdrobniejszej roli. Jej solowa płyta „Miasto mania” (2005) jest jednym z najmocniejszych muzycznych akcentów na polskiej scenie ubiegłego roku. Album ten, tak jak wszystko, co robi Maria, wymyka się zbędnym klasyfikacjom. Jest nietypowy, niepokojący, wymagający i wchodzący w intensywny dialog ze słuchaczem.

Muzyka autorska, z tekstami (napisanymi przez Marię wraz z Piotrem Lachmannem i Olgą Tokarczuk) wybitnie oryginalnymi, tworzącymi nowy gatunek liryczny nazwany przez artystkę „wulgaryzmem magicznym”. Piosenki wyśpiewane są bez zbędnego aktorskiego mizdrzenia się. Oszczędna interpretacja dodaje im uroku. Muzycznie w realizacji płyty Marii pomogli panowie Waglewscy: Wojciech, znany z Voo Voo oraz młodsza generacja tego muzycznego rodu: Bartek (znany jako Fisz) oraz Piotr (Emade).

Ultramaryna: Powiedziałaś kiedyś "swoje zamiłowanie do słowotwórstwa zawdzięczam Schulzowi", twój dorosły debiut teatralny nastąpił także w sztuce, która była sceniczną adaptacją "Sanatorium pod klepsydrą" Schulza – co najbardziej cię fascynuje w jego twórczości?
Maria Peszek: Wyobraźnia Schulza jest szczególną mieszanką czegoś bardzo kruchego i jednocześnie "żrącego". Ten rodzaj sprzeczności jest dla mnie inspiracją we wszystkich dziedzinach twórczości. Wydaje mi się też, że w jego świecie nie ma rzeczy niemożliwych i takie kryterium staram się stosować także u siebie. Fascynuje mnie schulzowskie pomieszanie "sacrum i profanum", wysokiego i niskiego, duchowego i cielesnego. Jego zmysłowość i szczególny rodzaj bezwstydu.

Bliska jest ci także Stina Nordenstam – kobieta o anielskim, dziewczęcym głosie, która potrafi oszczędnymi środkami wyrazić morze emocji, nierzadko niedostępnych dla artystów, którzy starają się omamić słuchacza swoimi popisami wokalnymi. "Miasto mania" to płyta introwertyczna, ale jednocześnie kąsająca słuchacza. Skąd pomysł na taki minimalizm wdzierający się w duszę? Nagrałam bardzo osobistą płytę. Szczerze mówiąc nie było "pomysłu" na minimalizm. Chciałam, żeby te piosenki były dotkliwe, marzyłam żeby wywoływały wzruszenie. Minimalizm okazał się po prostu najskuteczniejszy. W dużej mierze przekonał mnie do niego Wojtek Waglewski w jakimś sensie "wpychając" mnie pod grubą warstwę lodu. "Nakazał" mi powściągliwość i miał rację.

Skąd twoja obecność w Elektrolocie? Kiedy można się będzie w końcu spodziewać płyty Elektrolotu z tobą? (Pomijam anegdotę o tym, jak w gorączce 39-stopniowej musiałam nagrać wokal do jednej z pieśni ptaka "Ba" do spektaklu "Kababakai" Piotra Lachmanna - Videoteatr Poza, w jakimś niezbyt odległym studio i takie się znalazło na... moim osiedlu, w bloku na przeciwko, nagranie realizował Marcin z Elektrolotu).
Zostałam zaproszona na wspólną muzyczną podróż z kolegami-wariatami z Elektrolotu, która zaczęła się jako tak zwana "dodatkowa" działalność z czysto przyjemnościowych pobudek, ale szybko okazało się, że to coś absolutnie wyjątkowego i ważnego dla nas wszystkich. Elektrolot to jedno z moich najważniejszych artystycznych doświadczeń. Nagraliśmy wspólnie muzykę do dwóch spektakli teatralnych, video-operę, koncertujemy w Polsce i za granicą. Planujemy wydanie naszego albumu, który jest już praktycznie gotowy... i absolutnie niezwykły. To właśnie w Elektrolocie doświadczam poczucia wolności w stopniu wcześniej mi nieznanym. Tak więc materiał jest prawie gotów, zaczynamy też powoli rozmawiać z wydawcami, mam nadzieję, że płyta jest więc tylko kwestią czasu.

Jesteś znana z tego, że nie boisz się eksperymentów. Opowiedz proszę o projekcie multimedialnym – przedstawieniu Videoteatru Poza "Akt Orki" według Helmuta Kajzara w reżyserii Piotra Lachmanna. Z Videoteatrem Poza współpracuję od lat. Zagrałam tam w spektaklach: "Akt Orki", "Kababakai" i ostatnio w video-operze "Alkestis", do tej ostatniej razem z Elektrolotem skomponowaliśmy muzykę.
Jestem fanką videoświata, jaki tworzy Piotr Lachmann. Uważam to zjawisko za absolutnie wyjątkowe i niestety nidocenione. Wrażliwość Lachmanna miała duży wpływ na moją własną.

Piotr Lachmann jako współautor słów na "Miasto manii" pomagał ci okiełznąć twoją wyobraźnię, prowokował i stymulował czy po prostu kolaborował w służbie "wulgaryzmu magicznego"? Z Piotrem łączy mnie szczególny rodzaj przyjaźni, także artystycznej. Od lat prowadzimy unikalną korespondencję mailową, którą bez wątpienia można nazwać kolebką "wulgaryzmu magicznego". Z naszych odmienności i podobieństw, słownych wygłupów i obserwacji świata wynika bardzo twórczy ferment. Stanowimy spółkę autorską pod nazwą "Lachmannia".

"Miasto mania" jest współtworzona przez Wojciecha, Bartka i Piotrka Waglewskich. W jaki sposób udało ci się pozyskać do współpracy dwa pokolenia tej twórczej rodziny? Z Waglami dzielimy zbliżone gusta artystyczne i podobne poczucie humoru. Z Wojtkiem pracowałam już wcześniej (patrz: Muzyka ze słowami). Jestem od dawna wielbicielką wrażliwości Fisza, a Emade totalnie mnie wciągnął swoim "wyczuciem" miasta. To trzy odrębne, w odmienny sposób fascynujące kosmosy. Cieszę się, że udało nam się stworzyć kawałek wspólnego świata.

Co zadecydowało, że twoją płytę wydaje właśnie Kayax? Odmówiłam dwóm dużym wytwórniom, które chciały wydać moją płytę. Bałam się potężnej machiny promocyjnej, kompromisów artystycznych, przerobienia mnie na kogoś, kim nie jestem. Przekonała mnie też Kayah, szefowa. Jej spontaniczne, emocjonalne smsy i przeczucie, że kameralna atmosfera Kayaxu zapewni mi wiekszą wolność artystyczną.

Powiedziałaś: "wciąż walczę z liryzmem, który, moim zdaniem, widać we wszystkim, co robię", skąd ta twoja niechęć do bycia liryczną? Nie jestem niechętna liryzmowi we mnie, nie chciałabym jednak, żeby zawsze stanowił dominantę w mojej twórczosci. Myślę, że ciekawsze są zawsze sprzeczności...

Co było najtrudniejsze, kiedy musiałaś się zmierzyć z legendą Giulietty Masiny, wcielając się w postać Gelsominy z "La Strady" Felliniego w piosence "Jestem wiatrem, jestem burzą", za którą zdobyłaś wiele nagród na 21. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu? Legendy mają to do siebie, że niebezpiecznie jest je powielać. Chciałam więc opowiedzieć coś o sobie w kontekście Gelsominy. Poza tym to była kreacja sceniczna, rodzaj żartu również z samej siebie. Śpiewałam tam też drugą piosenkę "Youkali" i z tego, co wiem, to właśnie ją głównie doceniono.

Dla "Miasto manii" zrezygnowałaś z wielu ról teatralnych – czy masz ulubioną postać w teatrze, którą chciałabyś najbardziej zagrać? Jaką najbardziej cenisz z dotychczas zagranych? Cenię wiele z moich ról. Paradoksalnie najbardziej nie te, z którymi wiążą się sukcesy i nagrody, ale te okupione największymi trudnościami. Tęsknię za Iwoną, Księżniczką Burgunda – moją pierwszą główną rolą, cenię Antygonę – nauczyła mnie stawiać czoła porażkom, uwielbiam Elżbietę Bam – dostałam za nią pierwsze nagrody, Kubusia P – odkryłam w nim moje alter ego, mam też szczególną słabość do moich ról telewizyjnych – Rimmy w "Martwej Królewnie", Olgi w "Ogniu w głowie", Agafii w "Ożenku". Nie mam jakiejś wybranej roli, o której marzę.

Z kim i dlaczego chciałabyś współpracować muzycznie, jeśli miałabyś do wyboru wszystkich muzyków świata (żyjących i nieżyjących)?
Z Marią Callas – bo była nieobliczalna i totalnie odważna.
Z Billy Holliday – bo mnie wzrusza.
Z Kate Bush – bo to moja pierwsza i najważniejsza idolka. Jej nieokiełznana wyobraźnia jest dla mnie punktem odniesienia.
Z Mathew Herbertem – bo zachwyca mnie jego "słyszenie świata".
Z Mikołajem Góreckim – bo pisze piękną muzykę.
Z kilkoma niezwykłymi osobami z Polski, ale nie napiszę, żeby nie zapeszyć.
Z Marią Peszek, gdyby zechciała skupić się na muzyce i odważyła spróbować przełożyć dźwięki z głowy na nuty.

Rozmawiał: Adrian Chorębała [Ultramaryna, styczeń 2006]

Maria Peszek wystąpi z koncertem promującym płytę "Miasto mania" 28 stycznia w Bytomskim Centrum Kultury.






teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone