Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
MICHAŁ ROSA: Moralitet jest mi najbliższy

Ultramaryna: Jesteś tegorocznym laureatem głównej nagrody reżyserskiej gdyńskiego festiwalu - co to znaczy dla ciebie w tej chwili? Co znaczy sprawdzić się jako reżyser filmów fabularnych?
Michał Rosa: Ta nagroda mnie cieszy, bo to jest nagroda za rzemiosło, to nie jest nagroda nawet za film, tylko nagroda uznająca mnie za profesjonalistę, za dobrego rzemieślnika w swoim fachu. To jest zawsze bardzo podbudowujące. Nawet jak nie do końca trafiłem z pewnymi rzeczami to z powodu rzemiosła było to na tyle interesujące, że wszyscy to dostrzegli. Cieszy mnie również fakt, że główna aktorka w filmie także dostała nagrodę. Ja sobie zdawałem sprawę, że film będzie niejednoznacznie odbierany, bo on jest totalnie wbrew tendencjom. Jestem człowiekiem, który ma naturę reakcyjną a nie rewolucyjną, bardzo walczę z formą filmową, jak wszyscy ładują Dogmę to ja totalnie od tego odchodzę. Coraz mniej mi się to podoba, coraz więcej widzę w tym chaosu i braku myśli niż jakiejś próby logicznego opowiedzenia o tym świecie. Uważam, że jest to łatwizna myślowa. Próbuję zawsze zbudować dla każdego filmu własną formę, zmieniam też formę filmu w zależności od stanu głównej bohaterki. Tak jest w "Ciszy".

Jakie są reakcje publiczności na premierowych pokazach? Reakcja jest taka, że albo się bardzo podoba, albo bardzo nie podoba, nie ma praktycznie środka. Są ludzie, którzy twierdzą, że to jest niedobre, że są to (jak to ładnie ujął jeden z krytyków) popłuczyny Kieślowskiego i są tacy, którzy twierdzą wręcz odwrotnie, że to kontynuacja mojego stylu w połączeniu z tamtym i że to jest wręcz znakomite, znów nie ma jakby środka. Taka reakcja w dużej mierze mnie cieszy, bo ja nie lubię jak prawie każdy letniości, wolałbym być wbity w ziemię niż robić coś kompletnie nieciekawego.

Jaki rodzaj widza najbardziej cię interesuje, a zarazem, co, jako artysta chciałbyś powiedzieć publiczności? Wydaje mi się, że istnieje w tym kraju grupa ludzi (nie taka całkiem wielka), która chodzi do kina między innymi po to, aby pomyśleć a nie tylko się zabawić. Najpewniej wykorzystał tę grupę ludzi w swoich "Historiach miłosnych" Jerzy Stuhr, było to około 300 000 widzów. Do nich chciałbym trafić. Jakieś dziesięć lat temu to byśmy powiedzieli, że to chodzi o taką klasyczną inteligencję, ale teraz są to już tak nieostre kategorie. Trudno powiedzieć kto jest inteligentem w tym kraju, czy nowa klasa średnia to jest inteligencja czy nie. Ci ludzie z klasy średniej czasem przychodzą do kina i potrafią coś przeżyć. Można powiedzieć, że adresuję filmy do ludzi, którzy mają potrzebę refleksji w codziennym życiu.

Ukończyłeś architekturę na Politechnice Śląskiej. Kiedy pojawił się impuls, który pchnął cię w kierunku filmu? Co zdecydowało o tym, że wziąłeś kamerę filmową do rąk i postanowiłeś profesjonalnie zająć się filmem? Ja nie wziąłem kamery filmowej do rąk zanim nie dostałem się na studia. Wcześniej miałem małe pojęcie o technice robienia filmów, o kamerze. Natomiast do filmu doszedłem od strony literatury. Oczywiście również oglądałem wiele filmów i także sobie coś tam pisałem. Natomiast będąc na czwartym roku architektury zdałem sobie sprawę, że nie będę architektem, że to nie jest to co mnie interesuje i nie czuję się z tym dobrze. Zacząłem wtedy dosyć gorączkowo szukać.

"Cisza" to pierwsza część cyklu filmowego inspirowanego ewangelicznym Kazaniem na Górze, "Cyklu na koniec wieku", zatytułowanego "Naznaczeni". Do czego nawiązuje ten tytuł? Na czym polega Kazanie na Górze? Co to znaczy "błogosławieni cisi"? Co to znaczy teraz? W pewnym momencie swojego życia, chcesz czy nie chcesz, zdarza się coś takiego, co potem ma wpływ na całe twoje późniejsze życie. Tak są zbudowane wszystkie filmy cyklu, że zdarza się coś, co wpływa na to życie zaraz, albo po 15 latach, niemniej wpływa na całe życie. Zdarza się coś, co naznacza człowieka, nawet wbrew temu człowiekowi, są przecież takie tragiczne sytuacje. Człowiek się nie domyśla, co będzie niosło to wydarzenie przez całe jego życie i czasem po tych 15 latach okazuje się, że to jest najważniejsza rzecz w życiu, która cię niosła i która cię naznaczyła i o tym to jest właśnie. Powrót do tożsamości, od rozpadu do ciągłości, od hałasu do ciszy. Filmy o szukaniu ładu w życiu.

Czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy, co do dalszych realizacji tego cyklu? Najbliższą rzeczą jest film, który mnie bardzo przejmuje. Historia byłego barda solidarności, który aktualnie gra po knajpach i weselach, jakby nieco się stoczył, jest to próba opisania tego, co się działo przez ostatnich 15 lat w kraju. I to jest już napisane, jednak będziemy nad tym jeszcze pracować.

Od kilku lat współpracujesz z Krzysztofem Piesiewiczem, który przez wiele lat współtworzył scenariusze Krzysztofa Kieślowskiego. Jak doszło do tej współpracy? Jakieś 6 lat temu na festiwalu w Gdyni pokazywałem "Gorący czwartek" i film ten spodobał mu się na tyle, że rozmawialiśmy na temat współpracy. Posłałem mu później mój tekst. Chyba nie bardzo mu się wtedy podobał, bo przez dwa lata się nie odzywał, ale później zobaczył "Farbę" i od razu się odezwał, że chciałby współpracować i tak to się zaczęło.

Mówi się, że uprawiasz rodzaj kina publicystycznego. Ja odnajduję w nim, oprócz opisu współczesności, pewne elementy głębszych poszukiwań w naturze człowieczej. Czy zatem twoje filmy są rodzajem poszukiwania życia duchowego we współczesnym świecie? Chciałbym żeby tak było. Na poziomie podstawowym są to socjologiczne opisy społeczeństwa, bo musi być wpierw fizyka, aby mogła być metafizyka. Jednak na tym wyższym poziomie są to zawsze moralitety. Moralitet jest mi najbliższy - zawsze.

Jakie są twoje preferencje kulturowe i estetyczne, na co zwróciłeś uwagę ostatnio w kinematografii polskiej i światowej? Mam naturalną potrzebę kontynuacji, nie lubię z natury wszelkich nowinek. Do dzisiaj najbardziej podobają mi się rzeczy sprzed lat kilku a nawet kilkunastu, np. "Nienormalni" Jacka Bławuta albo "Dług" Krzysztofa Krauze, z kinematografii zachodniej kocham Mika Leigh, kocham amerykańskie kino z przełomu lat 60 i 70-tych, takie filmy jak "Strach na wróble", "Pieskie popołudnie", "Taksówkarz", czyli też trochę taki rodzaj moralitetów. Do naszego kina wkroczyło teraz coś takiego jak "Pokolenie 2000". Dla mnie jest to bardziej promocyjna historia niż pokoleniowa. Zadebiutowali ludzie w podobnej formie, tzn. były to godzinne filmy telewizyjne bardzo jednak od siebie różne. Według mnie, nie można na razie mówić o żadnym pokoleniu. Są młodzi ludzie, którzy chcą robić filmy i to jest ważne, że próbują uczciwie do tego podejść, szukają do tego formy, natomiast są to ciągle indywidualności a nie żadne pokolenie czy fala. To krytycy próbują definiować ich język. Jest to pewna maniera krytyczna - budowanie pokolenia, próba zbudowania czegoś takiego jak kilka lat temu miało to miejsce w teatrze, gdzie weszła pewna nowa fala ludzi, których też niby miało coś łączyć, teraz okazało się, że to nieprawda. Ja w ogóle nie wierzę w żadne pokoleniowe połączenia. Wszystkie ważne rzeczy w życiu człowieka to rzeczy jednostkowe a nie zbiorowe.

Główna aktorka w twoim filmie, Kinga Preis, dostała nagrodę aktorską w Gdyni. To aktorka bardziej dotychczas znana z desek scenicznych niż z filmu. Czym kierowałeś się dobierając ją do głównej roli i czy zadowolony jesteś z tej współpracy? To jest wspaniała dziewczyna i ja o tym wiedziałem. Widziałem ją w Teatrze Polskim, bo ona tam grywa. Jeżeli w ogóle mówić o jakimś pokoleniu to jest pokolenie aktorek, młodych dziewczyn z wczesnych roczników lat 70-tych, jest tam: Maja Ostaszewska, Dominika Ostałowska, Agnieszka Krukówna, Monika Kwiatkowska, jest kilka aktorek o bardzo uczciwym i otwartym podejściu do roli, one bardzo słuchają i jednocześnie bardzo dużo dają od siebie, żyją bardzo higienicznie, nie pakują się w żadne telenowele, które mogą zabić ich wrażliwość.

Kto jest autorem muzyki i zdjęć? Autorem zdjęć jest Arek Tomiak, największa gwiazda młodej fotografii. Żądam od operatora lojalności. Istnieje grupa operatorów (znakomitych zresztą), która wchodzi w film i robi własne rzeczy. To jest zabójcze, bo powstają przez to fenomenalne zdjęcia, a filmu nie da się oglądać. Arek nawiązuje swoją pracą do mistrzów polskiej szkoły - do Witolda Sobocińskiego, do ludzi, którzy w całościowy sposób angażują się w film. To nie są tylko zdjęcia, to są pełne przygotowania do filmu, wymyślanie formy, szukanie miejsc do zdjęć itd., ale jest przy tym absolutnie lojalny, jeśli chodzi o pracę na planie. Myśli kategoriami filmu jako całości a nie tylko kategoriami zdjęć. To jest dla mnie bardzo ważne. Jeśli chodzi o muzykę to szukałem człowieka, który umiałby połączyć coś, co się nowego dzieje w muzyce z pewną umiejętnością napisania klasycznej muzyki filmowej, która ma pewne swoje zasady trwania i budowania atmosfery. Zwróciłem się z tym do Tomka Stańki.

Dalej mieszkasz w Zabrzu dość daleko od środowisk twórczych, czy nie przeszkadza to w pracy, a może to oddalenie jest inspirujące? Nie przeszkadza, nie potrafiłbym mieszkać w Warszawie, która może jest miastem do życia, ale nie do tworzenia. Uważam, że z moją konstrukcja psychiczną codzienne bywanie w wielkim mieście zabiłoby mnie, zacząłbym po prostu robić zupełnie inne rzeczy. Ja mam słaby charakter i pewnie nie zmusiłbym się do roboty najzwyczajniej w świecie.

Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiał: Andrzej Kalinowski


Michał Rosa - urodzony w 1963 r. reżyser filmowy mieszkający w Zabrzu. Ukończył architekturę na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, a potem reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Zadebiutował w 1992 r. filmem "Gorący czwartek". Drugim jego filmem jest "Farba" z bardzo dobrą rolą Agnieszki Krukówny. Aktualnie reżyser współpracuje z Krzysztofem Piesiewiczem nad cyklem filmowym "Naznaczeni", którego pierwszą częścią jest film "Cisza" (na tegorocznym XXVI Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę za reżyserię) oraz z Teatrem Telewizji.






teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone