Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
piątek 3.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
MARIAN OSLISLO: Dizajn zawsze karmił się sztuką

Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach będzie mieć nowego rektora. Został nim znany z nadludzkiej aktywności profesor Marian Oslislo. Projektant, pedagog, jeden z organizatorów Festiwalu Muzyki Improwizowanej JAZ, propagator sztuki nowych mediów, lokalny aktywista... Oslislo opowiada nam o przyszłości akademii, napięciu między artystami i projektantami, nowych twarzach śląskiego dizajnu i wolnym czasie.

Ultramaryna: Zacznijmy od końca, czyli od nowego rektora, jakiego będzie mieć wkrótce katowicka ASP. Może uchylmy rąbka tajemnicy. Powiedzmy o nowych nadziejach, możliwościach wiążących się z twoją osobą. Czy nowy rektor jest w stanie ruszyć z posad dość stabilną i przewidywalną machinę akademii?
Marian Oslislo: Pytanie czy należy ją ruszać z posad, czy raczej należałoby ją rozwijać. Nie w sposób rewolucyjny, a ewolucyjny. Rzeczywiście, akademia jest generalnie takim tworem zachowawczym, odnośnikiem skupiającym w sobie wszelkie tradycyjne wartości. Jednocześnie artysta musi cały czas poszukiwać. Na akademii ciągle powstają nowe pracownie, kierunki. Trzeba polemizować ze sobą, kłócić się o swoje artystyczne racje, umieć ich bronić. Tego też musimy uczyć studentów.

Tak jest jednak na całym świecie... Gdyby nie było takich stabilnych kamieni, nie byłoby przeciwko czemu protestować, do czegokolwiek się odnosić. Wydaje mi się, że my, jako najmniejsza i najmłodsza polska akademia, mamy największe szanse dokonywania różnego rodzaju zmian czy realizowania nowych pomysłów. Jesteśmy po prostu najmniej obciążeni. Ma to też swoje minusy. Cały czas trzeba martwić się oczywiście o pieniądze. Jesteśmy chyba bardziej elastyczni niż inne szkoły, bo jesteśmy po prostu młodzi.

Akademia w obecnym kształcie urodziła się dopiero we wrześniu 2001 roku. Minęły cztery lata od uzyskania „niepodległości” od krakowskiej macierzy. Jaki jest bilans strat i zysków? Widzę same pozytywy. Naprawdę tak myślę. Oczywiście niektórzy do dziś mają wątpliwości czy warto było wychodzić ze szkoły krakowskiej. Razem ją tworzyliśmy. W tym sensie mamy już, jako akademia, 54 lata. Nie wzięliśmy się znikąd. Od kilkunastu lat nie mieliśmy już belfrów z Krakowa. Jako największa aglomeracja musieliśmy po prostu mieć własną akademię sztuk pięknych. Jak na razie dzieje się to wszystko w sposób naturalny. Tak jak powiedziałem, w sposób bardziej ewolucyjny niż rewolucyjny. Ciągle kładziemy duży nacisk na tradycję – grafika, rysunek czy nowy kierunek – malarstwo, który musi teraz zbudować nową tożsamość. Musimy oczywiście pracować na swoją nową markę. Wkrótce przekonamy się co do efektów – pierwsi absolwenci pięcioletniego cyklu dopiero za rok wyjdą z uczelni. Młodzi ludzie są bardziej ukierunkowani, ich prace są odmienne, to ciągły naturalny rozwój. Oczywiście moglibyśmy otwierać nowe kierunki, ale na razie ich zalążkami są pracownie. W tej chwili toczy się debata o przyszłość kierunków multimediów czy jak inni je określają – nowych mediów lub intermediów. Taki kierunek z pewnością powstanie. Pracownie, które od lat istnieją na akademii cały czas wykonują, mozolnie swoją pracę, dając studentom solidne podstawy artystyczne i projektowe. Równocześnie dodajemy nowe wartości, staramy się reagować na dzień dzisiejszy. Tak w nowej, katowickiej akademii powstała parę lat temu na kierunku grafika warsztatowa, pierwsza w Polsce pracownia artystycznych technik cyfrowych. Powstają w niej wielkoformatowe odbitki drukowane na ploterze, na papierach szlachetnych. Często eksperymentuje się dalej, łącząc druk cyfrowy z technikami tradycyjnymi, akwafortą, litografią, drzeworytem. To oczywiście wzbudza wiele kontrowersji wśród co bardziej ortodoksyjnych profesorów, ale tak chyba dzieje się zawsze i to pod każdą szerokością geograficzną.

Wciąż wielu artystów z Katowic podkreśla w swoich CV, że ukończyli akademię w Krakowie, co oczywiście geograficznie jest absurdem. Omijali nawet inskrypcję „filia w Katowicach”. Tak, jak gdyby miało to dodać blichtru ich sztuce. Czy teraz nikt nie czuje się jak dziecko opuszczone przez sędziwego, doświadczonego rodzica? Nie, mimo że wolność zobowiązuje. Musimy się po prostu bardziej starać o budowanie nowego wizerunku. Na początku chciano nawet, żebyśmy nazywali się Śląską Akademią Sztuk Pięknych. Ja byłem temu przeciwny. Mimo, że jestem Ślązakiem i czuję się związany z tą ziemią. Ale niech ta śląskość oznacza jakość pracy, a nie bezcelowe podkreślanie miejsca. Póki co w różnych rankingach jesteśmy raczej w dolnych partiach, ale to wynika z różnych powodów... Teraz wiele się zmienia. Nowa akademia zainicjowała koncepcję nowej przestrzeni. Jest budynek przy ulicy Koszarowej, który dostaliśmy parę lat temu, mamy już gotowe trzy piętra, cała grafika warsztatowa od października będzie już w nowym budynku. Bardzo pomaga nam w tych przedsięwzięciach miasto Katowice. To piękne przestrzenie, około 4 tysięcy m2. Będzie tam też grafika projektowa i biblioteka. Jesteśmy zachwyceni tym nowym budynkiem, chcemy go jak najszybciej skończyć. Póki co byliśmy mistrzami świata w korzystaniu z minimalnych przestrzeni użytkowych. Oczywiście można tak dalej ciągnąć, ale pytania po co, skoro można lepiej. Na ulicy Raciborskiej będzie cała administracja. Przywrócimy też do stanu dawnego obecnie podzieloną na trzy części aulę, która była podobno jedną z lepszych pod względem akustyki sal w Katowicach. Będzie można tam otworzyć galerie, salę audiowizualną. W reszcie budynku będzie wzornictwo.
Jest też trzeci budynek – ulica Dąbrówki, gdzie mieści się wydział malarstwa. Póki co zostanie taki, jaki jest. Docelowo chcemy jednak wybudować między ulicą Koszarową i Raciborską nowy budynek dla malarstwa, z galerią z prawdziwego zdarzenia, poważną biblioteką. Stworzyłby się rodzaj otwartego campusu, ze skwerem, parkiem rzeźb, wielofunkcyjne miejsce otwarte również dla mieszkańców. Ta część Katowic jest bardzo przyjazna. Oczywiście będziemy rozpisywać konkurs architektoniczny dla tego projektu. To są oczywiście nasze marzenia. Zaczynamy od budynku na Koszarowej.

Myślę, że warto tu wspomnieć o rosnących lawinowo kontaktach zagranicznych. Zaczynaliśmy od wykorzystywania kontaktów krakowskich, ASP w Krakowie ma podpisane umowy z ponad 70 uczelniami. My budujemy kontakty z Grecją, Hiszpanią, Anglią, Włochami, Francją. W tej chwili mocno staramy się o umowy z dwiema ważnymi uczelniami niemieckimi. Przyjeżdżają też do nas studenci np. z Portugalii, Anglii, Francji, Rumunii, Węgier i Czech. Jednocześnie pracujemy z artystami z Akademii Nowych Mediów z Kolonii, co jest pokłosiem kontaktów śląskich z regionem Nadrenii i Westfalii. Robimy projekt dotyczący generalnie tradycji i tożsamości.

Jaka jest ogólnie strategia nowej uczelni? W Katowicach dużą wagę przykładamy do przygotowania ogólno plastycznego studentów. Moim zdaniem student jest wykształcony w wielu aspektach plastycznej edukacji, staramy się, aby oprócz wiedzy tzw. tradycyjnej poznał też nowe techniki. Oczywiście to obciąża nieprawdopodobną pracą – oprócz tego, co było, dochodzi cała wiedza związana ze światem cyfrowym, z cyberprzestrzenią. Do robienia multimediów nie wystarczy znajomość jednego czy dwóch programów. Zależy nam na tym, żeby wszyscy dotknęli tego tematu. Później będą mogli świadomie wybrać. Już na pierwszym roku studenci projektowania graficznego mają zajęcia z podstaw animacji w Pracowni Prezentacji Multimedialnych, prowadzonych przez Bogdana Króla i asyst. Michała Majzera. Drugi rok na tym kierunku jest bardzo zaangażowany w nowe media. Chodzi o budowanie nowego języka plastycznego, nowych sposobów wypowiedzi, percepcji. Grafik nagle otrzymał możliwość tworzenia obrazu ruchomego i dodawania do tego dźwięku. Robi to wszystko, siedząc przy klawiaturze.

Tutaj siłą niewielkiej pracowni młodych mediów jest młoda kadra... Myślę, że ludzie ci idealnie zaistnieli we współczesnych realiach. Są w krajowej czołówce – myślę tu o Ksawerym Kaliskim, Michale Kopaniszynie. Jest też grupa ludzi, która pomaga nam od strony software. Kursy flasha są prowadzone przez pasjonatów. Istnieje pewien rodzaj porozumienia, rodzaj małej społeczności artystycznej.

Pokazywałem filmy Ksawerego w kilku miejscach, m.in. w Art Institute of Chicago i Press to Exit w Skopje i wszędzie zwracano uwagę na jakość tych propozycji. Myślę tu głównie o warsztatowej biegłości i konsekwencji. To raczej kwestia konsekwencji, determinacji, pewnej klarowności tego, co się robi. To jest zaleta „projektowców”, choć pewnie artyści się tym stwierdzeniem zdenerwują. Ale teraz także malarstwo, które rozwija się bardzo dynamicznie, ma swoją pracownię dotyczącą nowych mediów i sztuki wideo, prowadzoną przez profesora Antoniego Porczaka z Wydziału Rzeźby na krakowskiej ASP, uznanego autorytetu w tej materii – teoretyka i praktyka. Ważne są dla niego interakcje. Uważa, że sztuka XXI wieku musi być interaktywna, że nie będzie więcej żadnego artysty, tylko będzie interaktor, który będzie wchodził w strukturę dzieła i będzie tworzył nowy świat. On skręca w stronę bardziej artystyczną. Ale to wszystko trudno określić, bo my, jako pracownia projektowa, też bardzo często ocieramy się o sztukę. I to jest bardzo dobre. Po takiej pigułce sztuki, jaką dostają ci młodzi ludzie, mogą oni iść do agencji, a mogą też stać się artystami. Jak sobie ułożą życie, to ich sprawa, ale będą przygotowani. Ludzie z malarstwa mogą być w pracowni mediów, tak jak studenci z grafiki projektowej. Na grafice warsztatowej też uczy się animacji, na ostatnim triennale mieliśmy takie przykłady i to właśnie artystów z Katowic.

Ja zatrzymałbym się na chwilę przy malarstwie. To teraz gorący temat. Obserwujemy kolejny renesans malarstwa, tym razem napędzany mechanizmami rynkowymi. Chodzi tu o histeryczne niemal zainteresowanie młodym malarstwem z Polski, jakie wybuchło wśród kolekcjonerów i kuratorów na Zachodzie. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego faktu. Niestety na Śląsku trudno dostrzec eksplozję dobrego, konceptualnego malarstwa. Ciągle jest pustka. Może odbiję bumerang w twoją stronę – oczywiście są dobre miejsca na Śląsku, gdzie pokazuje się nową sztukę, ale nie ma ich tu wiele. Np. w Warszawie jest o wiele więcej możliwości dla młodych ludzi...

... ale w Warszawie ci młodzi ludzie biorą sprawy w swoje ręce, sami organizują sobie nieinstytucjonalne sposoby prezentacji sztuki. Tworzą niezależne galerie, wynajmują przestrzenie, często bez własnego miejsca wystawienniczego, wychodzą w miasto... To jest prawda. Ja mówię to często swoim studentom. Istnieją przecież mocne osobowości wśród tych młodych ludzi, ale rzeczywiście gdzieś się to wszystko rozmywa. To jest taki dziwny syndrom Górnego Śląska. Istnieje tu ogromny potencjał, ale gdzieś się to wszystko spala. Jest jakieś fatum.

To nie dotyczy tylko sztuki. Widzę, że młodzi ludzie w Warszawie, Poznaniu czy Gdańsku dają sobie radę. Nasi młodzi ludzie powinni patrzeć na nich z zazdrością. Nasze malarstwo jako kierunek jest bardzo młode. Myślę, że na wystawie kończącej rok pojawią się obrazy godne uwagi. Zapraszam na początku czerwca do akademii, by przekonać się o tym samemu. Dużą rolę odgrywają też instytucje, my robimy wszystko żeby studentów jak najlepiej przygotować. Z artystami jest jednak trudno, mają swój sposób bycia. Mam nadzieje, że to się zmieni, bo istnieje tu rodzaj energii, który jest wyjątkowy. Widzą to np. artyści, którzy przyjeżdżają do nas z Kolonii robić warsztaty ze studentami. Chciałbym, żeby młodzi ludzie się jakoś zaktywizowali. Liczę na to, że akademia jest takim miejscem fermentu, tu studenckie koło naukowe powinno dać o sobie znać. Są u nas różne możliwości skupienia się – robimy warsztaty dotyczące tradycji i tożsamości, antropologii typografii. Inny projekt dotyczy muzeum wirtualnego, który staramy się oprzeć o współpracę z krajami Europy Środkowej, ale także z Włochami i Austriakami.

Czym ma być muzeum wirtualne na akademii? To muzeum bardzo szeroko pojęte. Dotyczyć może różnych działań i aspektów multimediów, chodzi o nowe rodzaje archiwizacji i obrazowania, budowania nowych przestrzeni, także publicznych. Przykładem są np. działania Kaliskiego. Chodzi też o wymianę między krajami – informacji, archiwów artystycznych. W tej chwili dopracowujemy ten koncept.

Niepokojący wydaje mi się wśród studentów permanentny brak zainteresowania tym, co dzieje się na zewnątrz. To taka popularna choroba – artyści, którzy tak naprawdę nie interesują się sztuką. To się przekłada na ich projekty. To jest dramatyczne, widać to na wystawach, na bywaniu w różnych miejscach i wiedzy na temat najnowszej sztuki. Czasami mnie to przeraża. Od paru lat coraz prężniej działa u nas Instytut Historii i Teorii Sztuki. Organizujemy sympozja naukowe, wydajemy publikacje. Pisemne prace studenckie i dyplomowe stoją na wysokim poziomie. W tym roku wyjdzie książka z wybranymi tekstami prac dyplomowych. Ja ze swojej strony staram się studentom pomagać docierać do różnych źródeł, ale tak, jak wspomniałem, myślę, że potrzebujemy ewolucji, a nie rewolucji. Chodzi o udział w mądrych, medialnych przedsięwzięciach, gdzie ze skupieniem możemy pokazać dobry produkt. Mamy np. bardzo dobre kontakty z Zamkiem Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie. Są bardzo zainteresowani wzornictwem, budowaniem relacji producent-wzornik-projektant.

Mówiliśmy o etosie pracy, o Śląsku. Może to nasza lokalna specjalność: mozolna grafika warsztatowa, toporne malarstwo, dziedziny warsztatowo sprawne ale bez polotu i przestrzeni. Brakuje oddechu. Ale wiemy, że wzornictwo staje się atutem akademii. Nasz background industrialny, techniczno-technologiczny jest nie do przecenienia. Jest czymś zupełnie naturalnym. Trzeba to rozwijać, ważne jest projektowanie produktu. Zamek w Cieszynie daje akademii różne możliwości z tym związane. Zresztą to też jest Śląsk. Inny, ale ciągle Śląsk. Jest tam dobry klimat. Zresztą powinniśmy pomyśleć o tym regionie w sposób totalny. Istotne jest wyczuwanie pulsu dnia. Jeśli nas nie ma w pewnym miejscu, to może nas później nie być w ogóle.

Pomówmy o plakacie... Warto o tym wspomnieć. Chociażby, żeby zrównoważyć nowe media. Na akademii jest prowadzony w dość tradycyjny sposób przez Romka Kalarusa, który cieszy się dużą popularnością. Mimo że na bazie artystycznej polemizujemy ze sobą, co jest dobre. Szkoła powinna być miejscem ścierania się opinii. Profesor Kliś też otworzy w nowym roku akademickim swoją międzykierunkową pracownię plakatu. Te wszystkie wartości, które były dawniej, są wciąż dostępne, studenci mogą z nich korzystać.

Istnieje nowa śląska szkoła plakatu? Ja mam generalnie dosyć ambiwalentne odczucia, jeżeli chodzi o współczesny plakat. Stał się on obiektem galeryjnym. Dawniej się obrażałem, słysząc taką opinię, ale im dłużej nad tym myślę, tym bardziej się zgadzam. Niech plakat będzie czymś galeryjnym. Wielu artystów w ten sposób go traktuje. Np. rektor gdańskiej ASP Tomek Bogusławski, który wymyślił swój teatr – robi plakaty do fikcyjnych spektakli.

Istnieje cała osobna produkcja plakatów do nieistniejących filmów czy wystaw… Jest to z jednej strony sytuacja paranoiczna, ale z drugiej to akt twórczy taki, jak każdy inny. Jeżeli można to wydać, a nawet sprzedać, to bardzo dobrze. Pisałem ostatnio tekst o typografii w plakacie polskim dla kwartalnika „Typographer”. Mam swoją wizję plakatu typograficznego. Rozmawiałem o tym z Piotrem Młodożeńcem, który powiedział ważną rzecz – coraz częściej zdarza mu się robić malarstwo na zamówienie, a plakat dla własnej przyjemności. Niech więc tak będzie. Plakat to jest odpowiedzialność.

Typografia jest kolejną dziedziną anektowaną w rozwijający sposób przez inne dziedziny. Dzieje się np. w sztuce współczesnej, poezji konkretnej. Przykład Dróżdża, Sawickiej, z młodszego pokolenia grupy Twożywo. Litera jest pociągająca. Ja zawsze z wielką atencją patrzę na rzeczy profesjonalnie zrobione od strony typograficznej, kompozycji. Zresztą mamy tutaj w Katowicach dobre tradycje plakatu typograficznego. Są też młodzi ludzie, którzy robią to dobrze np. Tomek Bierkowski. Na drugim biegunie Monika Starowicz i Sebastian Kubica – jego plakat to nie jest mój żywioł, ale odnosi niesamowite sukcesy. Tworzy swój świat, swoistą poetykę, którą się zauważa.

Ludzie są być może zmęczeni skrajnym minimalizmem, oczekują na coś szalonego, niepoprawnego. To jednak trochę niebezpieczne. Pytanie pozostaje, jak to jest zrobione. Mamy dobrych młodych plakacistów z zacięciem typograficznym, oprócz Bierkowskiego także Dawid Korzekwa, asystent na akademii. Projektuje on między innymi „Kursywę”, robi strony internetowe. To otwarty i poszukujący dizajner, bardzo dynamiczny w działaniu. Jest też Paweł Krzywda – bardzo dobry projektant, współpracowałem już z nim wcześniej. Ksawery Kaliski... O tych chłopaków się nie boję. Jest w czym wybierać. Na wzornictwie z kolei studenci typografii uczą się w pracowniach komunikacji wizualnej. Tam prym wiodą kobiety, Justyna Kucharczyk i Ewa Stopa-Pielesz.

Czy jest coś co ich łączy? Oczywiście, że tak! To dyscyplina. Każdy pracuje po swojemu. Dla mnie sprawdzianem dla projektanta jest zlecenie mu zaprojektowania afiszu lub zaproszenia. Jeżeli tego nie umie, to nie ma o czym mówić. Oczywiście niektórzy będą robić jakąś konfekcję, ale jeśli nie radzą sobie ze złożeniem tekstu, nie panują nad literą, to nie są zawodowcami.

Można wyczuć na akademii napięcie pomiędzy artystami i projektantami? Ostatnio przy wyborach na rektora powiedziano mi, że ja myślę tylko o projektowaniu. To, co jest jednak dobre na akademii, to fakt, że każdy kierunek jest autonomiczny. Malarze, graficy, wzornicy – sami sobie kują swój los. Musiałoby wydarzyć się coś znaczącego, żeby którąś z tych grup wyeliminować. Jeśli ktoś czuje się outsiderem, to wyłącznie na własne życzenie. Ta szkoła jest naprawdę demokratyczna. Poza tym odrzucanie z punktu widzenia projektowania np. malarstwa, które jest jego prapoczątkiem byłoby idiotyzmem.

Takie są czasy – nikogo już specjalnie nie dziwi, że na wystawę dizajnu idzie się do muzeum sztuki współczesnej, a projekty dizajnerów przypominają raczej konceptualne projekty artystyczne. Te światy się przenikają, dochodzą do tego zawikłane związki z architekturą, naukami społecznymi... Widzę to nawet w swojej pracowni. Możemy zrobić reklamówkę o kawie, ale możemy na ten sam temat zrobić artystyczne multimedia albo coś, czego nie można nazwać nawet filmem. Dizajn zawsze karmił się sztuką. W Polsce można powiedzieć wręcz o istnieniu pępowiny łączącej te dwie dziedziny. Do 1990 roku nie było projektowania bez grafiki warsztatowej. Ja tkwię w tym po uszy, więc nie wyobrażam sobie szkoły, która będzie uczyła tylko dizajnu. Na Zachodzie jednak taki model funkcjonuje od dziesiątek lat. Te drogi się rozeszły. Z drugiej strony nie przeceniałbym tego dobrego wpływu naszego bliskiego obcowania ze sztuką. Chodzi mi o brak dyscypliny. Myślę, że u nas projektowanie zbyt rzadko wchodzi w romans z technologią. Ale to się z pewnością zmieni. W poszukiwanie drogi między sztuką i technologią. Tu też granice się zacierają.

Dobrze, jako tak aktywny człowiek opowiedz teraz o swoim czasie wolnym. Masz czas na spanie? Ja potrzebuję mało snu. To, że jestem aż tak zajęty, to są – jak mówi moja teściowa – „przesądy światłoćmiące”. Poważnie mówiąc to jednak szkoła jest najważniejsza. Wszystko się rozwija we właściwym kierunku. Chcemy jak najszybciej pokończyć nowe budynki. A ja osobiście działam też w Zabrzu. Głównie przy projekcie Kopalnia Sztuki. Jest to przestrzeń na terenach starej kopalni, dziś firma Demex, gdzie od lat robimy Festiwal Muzyki Improwizowanej JAZ, i gdzie pojawiają się działania artystyczne związane z akademią. Teraz chcemy między innymi z unijnych pieniędzy wyremontować cały obiekt. Zaistniałyby dwie poważne przestrzenie: miejsce na klub, scenę dla 150 osób i druga, większa sala, przystosowana do różnego rodzaju artystycznych wydarzeń. To wszystko spięte przez winiarnię nazwaną Enoteką, gdzie można napić się wina od lokalnych wytwórców z Hiszpanii, Włoch czy Grecji. Będzie można odlać wino z beczki. To zwrócenie uwagi na to, że wino nierozerwalnie wiąże się z kulturą, z odbiorem sztuki. Cała kultura śródziemnomorska skonstruowana wokół wina budzi coraz większe zainteresowanie w Polsce. Chodzi o takie, a nie inne spędzanie wolnego czasu, żeby to było miejsce zupełnie odmienne. Później chcemy przejąć resztę budynku na cele – mamy nadzieję – galeryjne i inne projekty, które urodzą się po drodze.

Czyli nie myślisz o opuszczeniu Śląska? Absolutnie nie! Ostatnio artyści z Koloni, którzy nas odwiedzili, stwierdzili, że chcą się tu natychmiast przeprowadzić. Oczywiście wiem, że po tygodniu mieszkania tutaj szybko zostaną wyprowadzeni z błędu.

Warto jest spojrzeć na ten region oczami outsiderów. Na te wszystkie opatrzone, irytujące ciemne strony Śląska. Można dostrzec i docenić niemal egzotyczne jego aspekty... A nie doceniałeś ich wcześniej?

Niekoniecznie. A ja odwrotnie. Ja lubię Katowice. Oczywiście chciałbym, żeby były piękniejsze. Najważniejsze jest samo serce, centrum – jest możliwe, żeby je zmienić. Powinno być to coś zupełnie nowego, nowoczesnego. Musimy być nastawieni ku przyszłości. Wiadomo, jaką mamy tradycję – ciężką i industrialną. Niech ona zostanie, ale wiele się skończyło. Żyjemy teraz z takim ekologiczno-industrialnym garbem. Ale można to wykorzystać w oparciu o nowe media, nowe wykorzystywanie przestrzeni. Centrum Katowic musi być więc futurystyczne. Podstawowym problemem, oprócz centrum Katowic, jest komunikacja pomiędzy miastami. Mieszka tu dwa i pół miliona osób, ci ludzie będą chcieli uczestniczyć np. w projektach kulturalnych, ale muszą mieć możliwość przemieszczania się pomiędzy miastami. Potrzebna jest nowa tożsamość Katowic, co musi zacząć się od budowy nowego Rynku.

Pytanie czy ludzie tego potrzebują. Najważniejsza jest teraz rola mediów. Odpowiedzialność dziennikarzy jest absolutnie kosmiczna. Nie można degradować rzeczy wartościowych. Za to powinno trafiać się do piekła. Trzeba mówić o rzeczach ważnych. Ta siła jest niesamowita. Podstawową jednak rzeczą jest edukacja. To widać np. w Wielkiej Brytanii, gdzie wciąż buduje się nowe warunki do nauki, wydaje się miliony funtów na sprzęt dla jednej uczelni. U nas wystarczyć nam musi jedno wyremontowane piętro. W kontekście polityki to paranoja – jeśli nie położymy nacisku na edukację, to możemy zapomnieć o naszych ideałach. Będzie elita, a nie będzie konsumentów kultury. Może niektórzy chcą rządzić bezkształtną masą. Mamy do odrobienia kilka wieków. Jest też kwestia architektury. Ale muszę ci powiedzieć, że kiedy była u nas ostatnio na warsztatach Holenderka, stwierdziła, że Holandia jest krajem, który jest przeprojektowany. Nie ma tam miejsca na nic. Powiedziała, że my jesteśmy najszczęśliwsi, bo możemy wszystko zrobić od nowa. Tak więc trzeba zacząć od centrum Katowic. Ludzie tak są skonstruowani, że muszą mieć symboliczne centrum.

Same pozytywy? Obawiam się, że tak. O rzeczach niedobrych za dużo się u nas mówi, lepiej je zmieniać na lepsze. Wracając do ASP, dla mnie rzeczywiście praca na akademii to ciągła przygoda.

Rozmawiał: Sebastian Cichocki [Ultramaryna, czerwiec 2005]






teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone