Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
HIP-HOP PO ŚLĄSKU. DAB: Lej rzeczywistości

Hip-hop na naszych oczach przeobraził się bardzo szybko z muzyki podziemnej, by nie powiedzieć elitarnej, w zjawisko zupełnie masowe, ogarniające swym zasięgiem cały kraj. Ta muzyka jest już wszędzie, co wiąże się nieodzownie z tym, że część samych zainteresowanych patrzy na tę muzykę coraz bardziej sceptycznie. Nie trudno będzie nas posądzić o lokalny patriotyzm, ale w sytuacji, w której wielu osobom hip-hop kojarzy się z kawałkami w stylu „Suczki” czy „Jak zapomnieć”, lokalne produkcje to prawdziwe perły. Rozmawiamy z trzema muzykami, którzy reprezentują śląski hip-hop w jego całej okazałości. Jak po kilku latach na scenie postrzegają samych siebie i zmiany, które dokonały się wokół? dAb, Rahim i Gutek dzielą się swoimi przemyśleniami na temat muzyki i nie tylko.

Ultramaryna: Hip-hop pochodzący ze Śląska ma swój bardzo specyficzny klimat. Czy można mówić o jakichś cechach wyróżniających śląski hip-hop? Czy aby na pewno jest on dostrzegany i ceniony w Polsce?
dAb: Tego jestem akurat pewien, bo jeżdżę po Polsce i gram koncerty, na które przychodzi wielu ludzi. Rozmawiamy z nimi i powiem szczerze, że szacunek, jakim nas darzą, jest naprawdę ogromny i czasem mnie samego to zaskakuje. Nie wiem czy potrafię wymienić kilka rzeczy, którymi różnimy się od reszty, ale myślę, że jest to taki „myślący” hip-hop. Nie chcę oczywiście obrażać reszty polskiego hip-hopu, ponieważ ci ludzie absolutnie nie są głupkami i robią dobrą muzykę. Śląski hip-hop ma swoje spojrzenie i przynajmniej jeśli chodzi o nas czy o Paktofonikę, czy o Igora (IGS Studio), to można powiedzieć z całą pewnością, że nie ma w tym typowej „ulicy”, ziomalstwa, meczy. My bardziej staraliśmy się podróżować w głąb siebie, aniżeli na zewnątrz. Mówiliśmy o tym, jak my to postrzegamy, jak my się w tym odnajdujemy. Ja zawsze podchodziłem do hip-hopu jak do sztuki. Był taki czas w polskim hip-hopie, kiedy wiele rzeczy było bardzo ulicznych, w okolicach tego, co robi Molesta czy Ewenement. Teraz jest już inaczej, wiele nowych produkcji zawiera w sobie ten „katowicki” pierwiastek. Nie ma już mowy o tym, że „my siedzimy na ławce” i że „jest źle ziomal, ale ja ci pomogę”, ale bardziej „my kochamy hip-hop i chcemy to robić”. I to ostatnie podejście nam najlepiej odpowiada. Poza tym, nie ma już znaczenia czy to jest warszawski hip-hop, czy katowicki.

Kogo widzisz na swoich koncertach? To różnie, są ludzie w moim wieku, trochę młodsi i starsi. Zdarza się też, że klub oczekuje od nas, żebyśmy zaczęli grać o 21, żeby wszyscy niepełnoletni mogli zobaczyć ten koncert. Nie ma reguł. Ale opowiem ci autentyczną historię o księdzu, który na zajęciach w kościele poprosił ośmiolatków z drugiej klasy podstawówki o zaśpiewanie piosenki „o ziarnie”, a dzieci zaczęły śpiewać „Zasadzimy ziarno”.

Na twój ostatni album musieliśmy czekać bardzo długo. Dlaczego nagrywanie nowych płyt zajmuje aż tyle czasu? Każdy ma chyba podobne doświadczenia w tej kwestii. Jeśli wydajesz płytę i jest ona dobra, to grasz dużo koncertów, masz wiele możliwości zarabiania pieniędzy, udzielania wywiadów. I ten twój czas jest po prostu zajęty. Drugą sprawą jest to, z kim chcesz robić tę płytę i czy ludzie, z którymi będziesz nagrywał są tym równie zajarani i będą cię bombardować pomysłami. (...) Jest też inna rzecz – w pewien sposób po prostu się wypalasz. Nikt nie ma głowy otwartej niczym lej, do którego leje się rzeczywistości i każdy kolejny materiał, który robisz jest lepszy. Poza tym, jeśli na poprzednich płytach coraz bardziej podnosiłeś poprzeczkę, to tym bardziej chcesz ją przeskoczyć i przesiewasz swoje pomysły. Przynajmniej ja podchodzę bardzo krytycznie do swoich kawałków. I w ten sposób schodzi ci czas. Nikt nie chce się wyłożyć. Każdy chce wydać coraz lepszą płytę.

Jak odnosisz się do nowych trendów w dystrybucji muzyki, np. dzwonków do komórek? Jest tak, jak było. Jeśli ktoś dostaje za to pieniądze, to bardzo gratuluję jego menadżerowi, bo mnie nikt nie płaci za takie rzeczy. Na drugi dzień po wyjściu mojej ostatniej płyty już widziałem w internecie dzwonki zrobione z moich singli. Myślisz, że ja na to wyraziłem zgodę? Ktoś to wgrał, wpuścił w Internet, ale nie dzieli się za mną kasą. Nie dostaję za to ani grosza. Podobnie mam teraz problem z dużym wydawnictwem, które wydało moje dwa single na składankach innych firm. I teraz ktoś, kto chce kupić moje utwory, wcale nie musi kupować mojej płyty, tylko może sobie kupić składankę. Ktoś inny robi nielegalne koszulki, ktoś inny jakieś tapety czy skiny do winampa z naszymi zdjęciami. Wszystko z pominięciem nas. Także to, co dzieje się w Polsce, to jest jedno wielkie złodziejstwo, a większość małolatów nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Biznes się kręci, ale dla innych. Artysta może zarabiać jedynie na koncertach i płytach. Nie wspominając już o takich drobiazgach, jak wydłużone terminy płatności za płyty w dużych sieciach sprzedaży, które trzymają ci kasę nawet przez kilka miesięcy i żądają specjalnych cen. Wychodzi na to, że najwięcej na tym biznesie zarabiają kolesie, którzy dosłownie rozwożą płyty do sklepów i przenoszą kartony z ciężarówki na półki. A jak ktoś ci potem marudzi, że płyty są drogie, to nic tylko palnąć w łeb. Bo większość ludzi, którzy w jakiś tam sposób nas popierają, daje zarobić zupełnie komuś innemu. Moja płyta kosztuje ok. 30 zł. To jest mniej niż przeciętny małolat wydaje jednorazowo na piwo lub jaranie. W tej chwili w Polsce są takie realia, jeśli chodzi o sprzedaż płyt, że do tej pory sprzedałem 1/3 mniej płyt swojego albumu (czyli przez kilka miesięcy), niż w ciągu drugiego dnia sprzedaży naszej ostatniej płyty, czyli „W 63 minuty dookoła świata”. Płytę, którą kupujesz raz masz już potem na całe życie, więc czy naprawdę tak trudno jest wydać taką kasę?

rozmawiał: Kordian Wesołowski
ultramaryna, listopad 2004

>>> czytaj też:
wywiad z Rahimem
wywiad z Gutkiem






teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone