Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
sobota 20.04.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
DAWID NICKEL: Lubię mącić

Dawid Nickel ma 32 lata i na koncie bardzo oryginalny debiut fabularny. „Ostatni komers” to film, który powstał za niewielkie pieniądze, ale swoją świeżością zaskoczył wielu. Luźno inspirowany jednym z wątków „Ma być czysto” Anny Cieplak, opowiada o nastolatkach borykających się z dorastaniem i tożsamością (także seksualną) i stanowi niezwykle przenikliwy portret polskiego blokowiska.

Film doceniono na festiwalu w Gdyni, przyznając mu nagrodę główną w konkursie filmów mikrobudżetowych, nagrodę Jury Młodych, wyróżnienie aktorskie dla Sandry Drzymalskiej i wyróżnienie za zdjęcia dla Michała Pukowca. Reżyser jest absolwentem katowickiej szkoły filmowej oraz Szkoły Wajdy i od wielu lat blisko współpracuje z Małgorzatą Szumowską i Michałem Englertem. Wywodzi się ze Śląska.

Ultramaryna: Jaka jest twoja ulubiona scena w „Ostatnim komersie”?

Dawid Nickel
: Hmm… Mam ulubione ujęcie, portret właściwie, kadr. Kiedy Kuba (grany przez Michała Sitnickiego) siedzi w pokoju u Gośki (Agnieszki Żulewskiej). W mojej interpretacji – nie wiadomo, gdzie on wtedy właściwie jest. Może jeszcze jest z chłopakiem po rapowaniu, może już u Gośki, może zupełnie gdzie indziej, takie zawieszenie. No, a moja ulubiona scena to ta, kiedy chłopaki jadą przez miasto – jeden na deskorolce, drugi na rowerze.

Pytam, bo oglądając twój film, miałam odczucie, że zupełnie nic cię nie krępowało. Że to takie kino autorskie w najlepszym znaczeniu tego słowa – bez kompromisów. To prawda. To film dokładnie taki, jaki chciałem zrobić. Oczywiście katuję się myśleniem, że mogło być lepiej, mogło być inaczej, ale kiedy realizowaliśmy „Komers”, tak o tym filmie i o tym temacie myślałem, tak go czułem. Nie trzymałem się jakoś zbyt mocno scenariusza, ale też nie pisałem go z myślą o mocnych fabularnych filarach. Bardziej zależało mi na lekkości, oparłem się na intuicji – i mojej, i aktorów – na impresji, chciałem spróbować takiego kina i takiej pracy. Bardziej z serca niż z kalkulacji. Moja producentka Marta Habior mi na to pozwoliła, chociaż oczywiście trzymała wszystko w ryzach, żeby nam się ten film nie rozsypał. A ja potrafiłem zmienić scenariusz o 180 stopni tuż przed zdjęciami.

Albo inny przykład. Nie mieliśmy prób z aktorami i szybko okazało się, że jednak coś między nimi nie działa. Zamiast wymieniać aktorów, postanowiłem zmienić metodę. Pojechaliśmy na Mazury, poznaliśmy się bliżej i weszliśmy na plan na fali tamtej energii. Mówisz, że to kino autorskie. Tak, ale chyba da się je oglądać, nie jest małe, niszowe, offowe, bardzo niezależne. Chciałem je skierować do szerokiego widza.

Mam jednak wrażenie, że przypięto ci łatkę „reżysera LGBTQ+”. W Polsce ciągle szufladkujemy twórców, którzy wychodzą poza mainstreamowe tematy. Skoro zrobiłem film o geju, to od razu musi to być film gejowski. A ja nie uważam, że to jest – w cudzysłowie – „film gejowski”. Spektrum bohaterów jest bardzo szerokie, a wątek odkrywania własnej tożsamości jest jednym z trzech. Tomek (Mikołaj Matczak – przyp. red.) nie jest głównym bohaterem, bo w tym filmie nie ma głównego bohatera. To opowieść o grupie ludzi. Bardzo chciałem, żeby to było szersze spojrzenie na nastolatków, którzy wchodzą w dorosłość i muszą się w niej jakoś odnaleźć i dookreślić. Lubimy szufladkować wszystko, co jest poza normą. A przecież każdy z tych bohaterów jest w momencie, kiedy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, kim jest.

Padło na podatny grunt. Wszyscy się tobą interesują, udzielasz bardzo wielu wywiadów, spotkania z publicznością pękają w szwach, a to znaczy, że dawno nie było takiego filmu. Nie wiem zresztą, czy w ogóle w Polsce ktoś kiedyś tak sportretował młodzież. Wieje świeżością. I wyraźnie wszyscy chcą o tym dyskutować. Od kilku tygodni żyję w jakimś szalonym świecie. To doświadczenie ciekawe i dziwne jednocześnie. Jestem w środku i na zewnątrz tej karuzeli, patrzę z dystansu, ale też uczestniczę. Od natłoku tych rozmów, wydarzeń, analiz kręci się w głowie. No bo pomyśl. Wymyśliłem film, który jest dla mnie bardzo osobisty, podzieliłem się nim, ale dopiero teraz do mnie dociera, jak ta skala jest szeroka, jak bardzo ludzie oceniają moją pracę, ale też moje czysto ludzkie doświadczenia. Bardzo się cieszę z tych spotkań, ale skala mnie zaskoczyła. Nie myślałem też, że zrobienie filmu może spowodować, że ludzie zaczną o czymś dyskutować, że się pojawi jakiś temat.

A na co widzowie zwracają największą uwagę? Co mówią na spotkaniach po projekcji? Często słyszę, że przypominają sobie, jak byli młodsi i jak sami dojrzewali. Mówią, że pomyśleli o rzeczach, o których już dawno zapomnieli, i że ten film po prostu ich wzrusza. I że jest nostalgiczny.

A co im przeszkadza? Brak klasycznie prowadzonej narracji i tradycyjnie rozumianej fabuły. No, ale to akurat część mojego pomysłu na „Komers”. Mocny strukturalnie scenariusz to będzie mój następny film.

Gdybym miała narzekać, to aktorzy wydają mi się… trochę za starzy. I tu cię zaskoczę, bo większość aktorów była dokładnie lub prawie dokładnie w wieku moich bohaterów. Może Michał Sitnicki jest trochę starszy, bo ma 21 lat, ale on akurat jest typem „wyrośniętego chłopaka” – wysoki i potężny, w wieku 17 lat wyglądał bardzo podobnie. Jego postać miała być takim archetypem amerykańskiego wysportowanego chłopaka, który zawsze łamie serca. Znalazłem go na Instagramie, kiedy robiłem próby do sceny, którą kręciłem w Szkole Wajdy. Szukałem chłopaków ze świata Wixapolu i po prostu zaprosiłem go na próby. Zagrał razem z Sandrą Drzymalską i innym naturszczykiem. Ale kiedy wiedzieliśmy już, że będziemy robić „Komers”, pomyślałem, że to jednak za duże ryzyko i zacząłem szukać bardzo młodych aktorów lub naturszczyków, którzy już gdzieś grają. Szukałem w nich cech moich bohaterów i prowadziłem normalny, tradycyjny casting.

Dla Michała Sitnickiego długo praca na planie była raczej zabawą niż pracą i dopiero gdzieś w połowie zdjęć zrozumiał, że to naprawdę spory wysiłek. Był zresztą – co właściwie zrozumiałe – okropnie zestresowany. Na szczęście na planie była wyjątkowo przyjazna atmosfera, co mu oczywiście bardzo pomogło.

A Mikołaj Matczak, czyli filmowy Tomek? Jak on radził sobie z rolą? Na co dzień był 18-letnim heteroseksualnym przystojnym chłopakiem, który nie ma kłopotu z dziewczynami, a tu musiał zagrać geja, który boryka się ze swoją tożsamością – jasne, że było to dla niego wyzwanie. Rozmawialiśmy dużo przed zdjęciami, także o życiu i światopoglądzie, więc sam fakt zagrania geja nie był dla niego problemem. Zresztą to pokolenie nie ma już problemów z pokazywaniem siebie w różnych sytuacjach. Problemem było raczej zrozumienie, jak to jest, kiedy bardzo czegoś pragniesz, a nie możesz tego zrobić ani nawet okazać. Pracowaliśmy na przykład nad tym, żeby dotyk był inny albo nad budowaniem uczucia krępującej sytuacji. I myślę, że on to doskonale zrozumiał.

Coraz częściej pojawiają się postulaty, żeby gejów grali jednak geje. Co ty na to? Chciałem, żeby w moim nowym projekcie homoseksualiści grali homoseksualistów, ale żaden z kandydatów nie był wystarczająco dobry i rozszerzyłem poszukiwania. Nie wiem, czy chłopak, którego wybrałem, jest gejem. Dla mnie najważniejszy jest jednak talent. Inna sprawa, że wielu aktorów nie jest wyoutowanych, więc ten postulat nie brzmi dla mnie zbyt realistycznie. Jacek Poniedziałek nie może grać wszystkich ról. Poza tym to wszystko doskonale brzmi na galach, ale w praktyce nie widzę dużych zmian. Coś czuję, że akurat Polska nie będzie tu prekursorem.

Wiele się nauczyłeś podczas pracy nad „Komersem”? Jasne, nigdy wcześniej nie byłem reżyserem pełnometrażowego filmu. Praca na planie to jedno, ale zaskakująco dużo nauczyłem się podczas pracy nad tekstem czy castingami. Zrozumiałem, że praca reżysera polega w dużej mierze na planowaniu – im więcej napiszesz, im więcej powiesz, im więcej przekażesz swojemu zespołowi, tym lepiej dla projektu. Jeśli tego nie zrobisz, to każdy dołoży swoją cegiełkę i to już nie będzie do końca realizacja twojego pomysłu. Ale trzeba się tego nauczyć i nauczyć się mieć przestrzeń w głowie dla miliona spraw. Nauczyłem się też komunikować.

Twoja droga do debiutu nie była wcale taka oczywista. Kiedy byłem nastolatkiem i mieszkałem w Kędzierzynie, oglądałem bardzo dużo filmów. Ale głównie amerykańskich, komercyjnych. I bardzo chciałem robić filmy, chociaż chyba nie wiedziałem jeszcze, że chcę być reżyserem. Kiedy dostałem się na produkcję do szkoły filmowej w Katowicach, bardzo szybko zorientowałem się, że to nie dla mnie. Chciałem realizować własne pomysły, a studiując produkcję nie uczestniczyłem w twórczym działaniu. Bardzo mi też przeszkadzało, że studenci innych kierunków traktowali studentów produkcji z wyższością (to ciekawe, jak ta sytuacja szybko zmienia się po ukończeniu studiów, kiedy zaczynasz rozumieć, że ważny jest wspólny cel, jakim jest zrobienie filmu).

Zacząłem wtedy pracować „w kulturze” w Katowicach, ale wiedziałem, że za kilka lat będę chciał pójść na reżyserię. Chciałem dojrzeć, rozwinąć się, poszerzyć horyzonty. Dużo się wtedy w mieście działo. Katowice starały się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, a ja miałem dostęp właściwie do wszystkich wydarzeń. Realizowałem masę projektów kulturalno-społecznych i rzeczywiście ten okres bardzo mnie zmienił.

Ale zamiast iść na reżyserię, zacząłem pracować jako asystent reżysera, zaprzyjaźniłem się na planie z Małgorzatą Szumowską. Po naszym pierwszym wspólnym projekcie Gośka zaproponowała mi kolejny film, i kolejny, więc pomyślałem, że pięcioletnie studia reżyserskie jednak nie są mi pisane. Szumowska i Englert byli moją szkołą filmową. Potem od razu poszedłem do Szkoły Wajdy. Tam napisałem „Komers”, który miał być krótkim metrażem, a ostatecznie jest moim debiutem fabularnym.

Cały czas powtarzasz, że praca nad pierwszym filmem bardzo cię zmieniła i rozwinęła. Jaki w takim razie będzie twój następny film? Chcę pracować przede wszystkim nad scenariuszem. Tym razem z mocniejszym kośćcem i strukturą, bo zamierzam spróbować czegoś nowego i innego. Pozostanę w temacie poszukiwania własnej tożsamości, więc piszę o kryzysie męskości. Jestem osobą nieheteronormatywną i chcę opowiadać o ludziach, którzy – w jakimś sensie – zostali wymazani z polskiej kinematografii, nie mają swojej reprezentacji.

Nie chcę się z niczym spieszyć. Dostałem stypendium scenariuszowe z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, pracuję powoli, bez napięcia, daję sobie czas. Mówiąc wprost – spadło mi ciśnienie. Przestałem być nabuzowany i pozbyłem się uczucia, że już, teraz, że robimy, robimy, robimy, że natychmiast muszę wejść na plan. Tamta determinacja miała sens wtedy, teraz mogę sobie pozwolić na pewien dystans i spokój, bo debiut mam już za sobą. Chyba namieszałem trochę w tej branży. Ale to dobrze, bo ja lubię mącić.

tekst: Joanna Malicka | zdjęcia: Jan Wysocki, Jakub Socha
ultramaryna, lipiec/sierpień 2021













KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone