Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
ŚLĄSCY FREEGANIE: Nie konsumują życia. Żyją je.

Ile jedzenia wyrzucamy? Ile niepotrzebnych rzeczy kupujemy? Najpierw cyfry, które przemawiają do wyobraźni: wyprodukowanie jednej kartki papieru o formacie A4 to 2-13 litrów wody. Przygotowanie jednego karminadla to 2,5 tys. litrów wody. Wyprodukowanie jednego bawełnianego T-shirtu to 2-4 tys. litrów wody. Wody, której potem nie da się użyć. Można – owszem – ją oczyścić, ale trzeba na to znowu zużyć energię.

Statystycznie każdy z nas wyrzuca do kosza 312 kilogramów jedzenia rocznie (dane GUS, na jednego mieszkańca kraju w 2017 r.). Według raportu FAO każdego roku na świecie do śmietników trafia 1,3 miliarda ton pożywienia. Ta ilość pozwoliłaby wykarmić wszystkich mieszkańców Polski przez 66 lat. Używając paraleli wodnej – do wyprodukowania tej wyrzuconej żywności zużyto 250 bilionów (jeden bilion to jedynka i dwanaście zer!) litrów wody. Utylizacja tej wyprodukowanej i wyrzuconej żywności to kolejne 3,3 miliarda ton gazów cieplarnianych. Czy naprawdę wiemy, co jemy i po co kupujemy?

Freeganie żyją z odpadów konsumenckich. Zamiast mówić, robią. Nie zastanawiają się, jakie kroki trzeba podjąć, by zmienić coś w świecie. Nie toczą stolikowo-kawiarnianych dysput. Nie hołdują frustracji, nie narzekają na niemoc. Działają. Realizują alternatywne strategie oporu wobec niekontrolowanej konsumpcji i nadprodukcji. Dbają o możliwie minimalne zużycie zasobów. Początek ruchu datowany jest na połowę lat 90.

Słowo „freegan” to połączenie „bycia wolnym” i „bycia weganinem”. Weganin eliminuje z codziennego użytku produkty pochodzenia zwierzęcego. Freeganin posuwa się krok dalej. Jest jeszcze bardziej radykalny. Po śląsku nazwalibyśmy go „hasiomaszkietnikiem”, bo właśnie z kosza na śmieci pochodzi nadająca się do spożycia, lecz wyrzucona żywność, którą sam je i którą częstuje innych. Bo dzielenie się jest ważne.

JUSTYNA
Justyna botwinkę rozdała, limonkami uraczyła szerokie grono znajomych, bo było ich naprawdę dużo, szparagi dała kuzynce, a starszej sąsiadce zaniosła zupę. Podkreśla, że „skipy” robiła parę razy, zawsze spontanicznie i bez planów. „Żaden ze mnie ekspert, po prostu podoba mi się wykorzystywanie czegoś, co inni wyrzucili” – mówi. Właśnie w ten sposób pozyskuje część warzyw, które wykorzystuje do przygotowania posiłków. Latem jest trudniej, bo temperatury nie sprzyjają.

O freeganach słyszała już dawno temu, ale temat jedzenia pochodzącego z kosza na śmieci wydawał się jej „średni”. Nie wiedziała, że wyrzuca się aż tyle żywności, i to tak dobrej jakości. Aż zobaczyła jakieś zdjęcie w sieci i postanowiła sprawdzić, jak to jest. Wiosną umówiła się ze znajomymi – za cel obrali Gliwice. Pojechali, ale wszystkie kosze okazały się pozamykane. Wróciła do domu, wyszła z psem na spacer… i dotarło do niej, że pod latarnią najciemniej. Przecież mieszka w Zabrzu obok supermarketu. Wyprowadzając codziennie psa, mija kosze na śmieci. Kosze, które są niezamykane, trzeba tylko przejść przez niski płotek. I tak się to zaczęło.

Ponieważ pies szczeka, w spacerach zaczęła towarzyszyć jej mama, by go uspokajać. Stoi na czatach. Potem wspólnie zanoszą warzywa do domu, segregują, myją i gotują albo rozdają. To, co robią, jest bardzo proste. Wykorzystują wyrzucone jarzyny i owoce, poza tym korzystają z supermarketów, kupując w nich produkty spożywcze jak każdy inny człowiek. Mama angażuje się też w działalność banków żywności – wie, że sklepy sporo jedzenia oddają, temat jest uregulowany prawnie, ale wymaga papierologii. Łatwiej jest wyrzucić. Dlatego od czasu do czasu towarzyszy córce w wyprowadzaniu psa. Opowiedziały o tych spacerach mieszkającemu za granicą bratu Justyny. Sprawdził, co znajduje się za rogiem… i wrócił z hummusem, szczelnie zamkniętym, i browarkami w puszce.

Z drugiej strony Justyna czasem zrobi sobie kanapkę do pracy, schowa ją do lodówki, zapomni, a gdy wróci do domu (jest stewardessą), kanapka nie nadaje się do spożycia. Marnowanie jest łatwe. Trudne jest przyznanie się do niego przed samym sobą. Dlatego odżegnuje się od wielkich akcji, boi się posądzenia o hipokryzję. To, co robi, robi z potrzeby serca. Nie eksploruje hipermarketów – sklepowy kosz, z którego korzysta, ma za winklem. „To duża odpowiedzialność, bo to, co wyciągam, nie może się zmarnować” – mówi. Zależy jej na recyklingu w czystej postaci. Ubiera się w lumpeksach, w internecie wystawia ubrania, które chce komuś oddać za darmo, zamiast je wyrzucać. Śledzi temat jadłodzielni – lodówek, do których można oddać nadwyżki jedzenia. Część znajomych ma ją za ekoświruskę.

Czasem wierzy, że zmiana jest możliwa. Potem wątpi. „To jest sinusoida” – mówi. Patrzy na Europę, widzi wysiłki, coraz większą świadomość i troskę o los planety. Ale niezmiernie rozczarowuje ją fakt, że przestajemy mieć ochotę na rzeczy, które wcześniej kupiliśmy – to się nie zmienia. Potem leci gdzieś dalej, na przykład do Azji, i czuje, że nie ma szans, by się udało. Że szalonego procesu produkowania i konsumowania zatrzymać się nie da. Po raz kolejny zadaje sobie to samo pytanie: „Ile daje to, co ja robię, podczas gdy bardzo duże grono ludzi po prostu chce, by było im wygodnie?”.

„Bardzo idealistycznie podchodzę do życia, mocno wierzę, działam – a potem konfrontuję się z innymi ludźmi i jestem przerażona” – podsumowuje naszą rozmowę Justyna. I dodaje, że teraz ma czas zwątpienia.
VAN
Van jest popularyzatorem. Pozyskuje żywność z koszy na każdy możliwy sposób, robi jej zdjęcia, wrzuca na instagrama (@vanlubov) albo na fejsa (@ŚląskiPaśnik) i rozdaje tym, którzy się zgłaszają. Jedną z osób, które przyszły do niego po jedzenie, była reporterka Radia Katowice, Marta Dobrowolska. Przyszła, poszła na akcję, wróciła nie tylko z jedzeniem, ale i z reportażem. „Kontenerowców” można posłuchać w sieci (cykl: Popołudnie z Reportażem, program został wyemitowany na antenie 29.05.2019 >>> posłuchaj).

Pierwszy raz wybrał się „na kontenery” w połowie kwietnia. Umówił się z dziewczynami z Zagłębia, mieli eksplorować Katowice, coś jednak zatrzymało znajome i nie dotarły. Dlatego wsiadł na rower i postanowił zrobić rekonesans sam. Wrócił z ciastami i bułkami. Zrobił zdjęcia, zamieścił je w internecie. Każde kolejne zdjęcie sprawiało, że zgłaszali się kolejni ludzie, którzy chcieli wspólnie chodzić na hasioki. Teraz bywa różnie – czasem jedzie sam, czasem w parę osób. Za każdym razem – to ważne! – dzieli się z innymi. Pamięta, że był taki dzień, kiedy przyszło do niego po jedzenie 17 osób. Wszystkich obdzielił. Zgłasza się więcej kobiet niż mężczyzn. Van mówi, że na 40 osób, które skorzystały ze zdobytego przez niego jedzenia, facetów mógłby policzyć na palcach jednej ręki. Przychodzą głównie kobiety w wieku 20-40 lat.

Gdy przez telefon powiedział mamie, że jedzenie ze śmietnika jest świetne, usłyszał: „Naprawdę? Może przywieziesz coś na święta?”. Okazało się, że posiadająca facebooka mama jest członkinią jednej z freegańskich grup – i jest naprawdę nieźle zorientowana w temacie. Na Wielkanoc przywiózł więc ciasta i pieczywo. Po świętach mama chciała mu towarzyszyć w spacerze po koszach na śmieci, ale ostatecznie się nie zdecydowała. Van przypuszcza, że odpuściła, gdy zobaczyła go w starych dresach – ubraniu, które można pobrudzić, zaglądając do kontenera. Pojechał sam, przywiózł marchew i parę roślin doniczkowych. A mama jest fanką ogrodu, spędza w nim całe lato; to jej żywioł. Następnego dnia mama o świcie zniknęła – wróciła z kolejnymi roślinami. I tak przez rośliny złapała bakcyla do grzebania w hasiokach. Niestety przerwała, ponieważ pod jednym ze sklepów spotkała się z paniami w nim pracującymi. Odniosła wrażenie, że gdy potem robiła w tym sklepie zakupy, krzywo na nią patrzyły. Mówi, że wróci do akcji, gdy przejdzie na emeryturę.

Van podkreśla, że freeganizm jest propagowaniem alternatywy wobec konsumpcjonizmu. Irytuje go nadprodukcja i łaknienie tego, co kolorowe i świecące. Byle nowe, byle krzykliwe. Takie są opakowania. To, co jest zdrowe i surowe nie ma dziś znaczenia. Dlatego wszystko, co wyciągnie z hasioka, myje, układa, a potem fotografuje. I pokazuje, że to jedzenie jest nie tylko pełnowartościowe, ale i estetyczne. Że dobrze wygląda. Każdy może się do niego zgłosić, by z tego skorzystać. Pewna starsza pani w zamian przynosi mu samodzielnie przygotowane przetwory; ostatnio dała mu parowar, dlatego że miała dwa, a zdobyte warzywa trzeba przetworzyć, by się nie zmarnowały.

Żeby zdobyć pożywienie z koszy, Van wsiada na rower około 21.00-22.00. Wraca do domu mniej więcej o północy, potem przez dwie godziny przebiera, myje, układa, fotografuje. Czasem – gdy jest taka potrzeba – gotuje. Kończy zazwyczaj po 2.00 nad ranem. Nie ma złudzeń, że to jedzenie nie jest jedzeniem „za free”. Nie jest darmowe. Zabiera czas i wymaga umiejętności. I nie zawsze się udaje.

Kiedyś przywiózł dużo pieczarek. Zrobił zdjęcie, część przetworzył (faszerowane pieczarki też udokumentował). Wiedział, że w związku z weekendowym wyjazdem nie będzie w stanie ich nikomu oddać ani nie uda mu się wszystkich przerobić. Uwolnił je z folii i plastikowych opakowań, wsypał do kartonu, przełożył papierem i umieścił w najchłodniejszym miejscu w mieszkaniu. Miał nadzieję, że gdy wróci w poniedziałek, będą jeszcze zdatne do użytku. Niestety okazało się, że przetrwały tylko te umieszczone w lodówce, resztę musiał wyrzucić. To są trudne momenty.

Ma też kłopot z opakowaniami. Z jednej strony dla freegan wyrzucanie jedzenia w opakowaniach jest świetne – gwarantuje, że produkt jest czysty. Z drugiej pogłębia frustrację. Jeśli takie pożywienie nie zostanie uratowane, problem robi się podwójny, dlatego że ta forma jedzenia się nie kompostuje. Wyrzucone na wysypisko śmieci gnije w opakowaniach. Przez folię i plastik nie przebije się żaden robak. Wcześniej odpadki biologiczne woził mamie do ogrodu. Teraz jest za ciepło.

Van nie chce być dostawcą. Owszem, robi fajne zdjęcia tego, co przyniesie z hasioka, dzieli się, ale jego cel to pokazać, że w ten sposób da się działać. Że to proste. Gdy ktoś go pyta, od czego zacząć, mówi: „Zacznij od najbliższego sklepu. Jeśli ma zamknięty kosz, idź do kolejnego – ale zacznij od tego najbliższego, za winklem”.

Pod koniec rozmowy konkluduje: „Jest nas dużo. Jest nas dużo, którzy zwracamy uwagę na życie. Nie konsumujemy życia, ale żyjemy je”.
ETYKA I EKOLOGIA
Marnowanie pożywienia nie jest prywatną sprawą. Każdy wyrzucony owoc, każda bułka, każdy jogurt czy ser to czyjaś ciężka praca, energia. To woda niezbędna do jego „wyprodukowania”. To transport od producenta do konsumenta (warto zapamiętać, że energia potrzebna do wyprodukowania kilograma mięsa dostępnego w pobliskim sklepie pozwoliłaby przejechać 100-150 kilometrów samochodem). To w końcu koszty utylizacji. Dwutlenek węgla i metan, które trafiają do atmosfery. Według raportu z 2018 roku Instytutu Kantar Millward Brown przygotowanego na zlecenie Federacji Polskich Banków Żywności wyrzucamy najczęściej pieczywo (49%), owoce (46%), wędliny (45%), warzywa (37%).

Zaglądnięcie do pierwszego kosza i otwarcie pierwszego worka na śmieci – to jest najważniejszy krok na początek. Nie chodzi tu o włamywanie się do śmietników, ale o korzystanie z przysklepowych, otwartych i ogólnodostępnych kontenerów. Bywa, że pracownicy wystawiają w wózku sklepowym wszystko, co nadaje się do zabrania, nie wyrzucając tego do kosza. Oczywiście czasem dochodzi do nieprzyjemnej konfrontacji z ochroną. Choć zdarza się też porozumienie na linii człowiek–człowiek i konfrontacja ustępuje miejsca tolerancji.

Freeganom przyświecają trzy kluczowe wartości: niemarnowanie, współdziałanie i dzielenie się. To społeczna i środowiskowa odpowiedzialność nie biznesu, ale pojedynczego człowieka. Radykalny gest – sprzeciw wobec posiadania i konsumowania, rywalizacji i chciwości. Namacalna praktyka troski o żywność i o ludzi, realizowana na pograniczu tego, co globalne i lokalne. Świadomość, że zmiany i konsekwencje niekontrolowanego konsumowania skazują na katastrofę nie tylko ludzi, ale i całą bioróżnorodność na planecie. I w końcu bardzo pragmatyczne działanie, które zwraca uwagę na fakt, że wyrzucając pożywienie o wysokich kosztach produkcji, każdy z nas przyczynia się do pogarszania się sytuacji na całym świecie. Wezwanie, by odrzucić władzę nad istnieniem, a zacząć brać za nie odpowiedzialność.

tekst: Magda Gościniak | zdjęcia: Van, Justyna
ultramaryna, lipiec-sierpień 2019




„Marnując żywność, marnujesz planetę”. Raport FPBŻ – Nie marnuję jedzenia 2018.
Pamiętaj:
- ser dłużej zachowa świeżość, jeśli wyjmiesz go z foliowego opakowania i zawiniesz w papier pergaminowy,
- nie trzymaj pomidorów w lodówce (zimno przyspiesza psucie i zmienia smak),
- cytryny przechowuj w chłodzie,
- warzywa i owoce oczyść szmatką i trzymaj w lodówce, myj przed spożyciem,
- zamroź pieczywo, jeśli masz go za dużo,
- miękkie owoce przeznacz na koktajle, miękkie warzywa na zupy.

Jadłodzielnie w aglomeracji:
Gliwice, ul. Barlickiego 3
Mysłowice-Brzęczkowice
Ruda Śląska, ul. Oświęcimska 123, punkt wolnostojący z lodówką i szafką, dostępny 24 h przez 7 dni w tygodniu
Tychy, Pasaż Andromeda, pl. Baczyńskiego 2, lodówka i szafka, czynne codziennie od 9.00 do 20.00
Sosnowiec, ul. Szymanowskiego 5A, punkt w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, szafka i lodówka
Sosnowiec, pl. Kościuszki 5, punkt w Sosnowieckim Centrum Organizacji Pozarządowych
Sosnowiec, 3. Maja 33, punkt w Urzędzie Miasta, tylko szafka
Źródło: Jadłodzielnie w Polsce

Lokalny foodsharing na Fb:
>>> Freeganie Katowice
>>> Paśnik Śląski (foodsharing)
>>> Freeganism, dumpster diving, wymiana jedzenia – Śląsk
>>> Freeganie Śląsk i Zagłębie









KOMENTARZE:

2019-07-12 08:19
Super artykuł. Niezwykli ludzie patrzący bardziej świadomie na świat, na problem nadmiernej konsumpcji. I ten cytat:"odrzućmy władzę nad istnieniem, zacznijmy brać za nie odpowiedzialność"
skotek


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone