Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
SKORUP: Kręcę się wokół swojskości

Skorup od kilkunastu lat stoi na straży oryginalności nie tylko śląskiego, ale i polskiego rapu. Jest piewcą zwyczajnego, sąsiedzkiego życia, brania rzeczywistości na chłopski rozum, choć z dawką hrabalowego liryzmu. Czas po pracy poświęca narzeczonej, córce, muzyce i miejskim eskapadom, bo ani hip-hop, ani rodzinne Gliwice jeszcze mu się nie znudziły. Ostatnia jego płyta, „Absolutna flauta”, nagrana z JazBrothers, pochodzi z zeszłego roku, ale już pracuje nad kolejną.

Ultramaryna: Jak ci pachnie wiosna w Gliwicach?

Skorup:
Wiosna zawsze „na propsie”! Kiedy robi się cieplej, zawsze przychodzi motywacja, dodatkowa dawka energii w sferze pomysłów, tysiące planów. Ja też sobie coś dłubię – obecnie przy beatach Młodego z Heavy Mental; mamy nagrane już sporo materiału – i bardzo sobie to chwalę. Wychodzi na to, że wszystko kręci się wokół pogody. Nie tylko rozmowy, również samopoczucie.

Planów może być tysiąc, a u ciebie poniekąd po staremu. Na jednym etacie – dźwiękowiec w lokalnym teatrze, na drugim raper. W teatrze się pozmieniało, w pewnym sensie na plus. Poprawiły mi się warunki, inny jest repertuar, który obsługujemy – kiedyś było bardziej muzycznie, na miejscu był stały zespół. Teraz jest bardziej dramatycznie, choć muzyki też nie brakuje, bo część reżyserów ma takie potrzeby i wtedy muzycy są zatrudniani. Taki profil bardziej pozwala wczuć się w ciekawe koncepcje. Nie mogę narzekać na monotonię, daleko temu do biurowej codzienności, jeszcze się nie wypaliłem. Praca jest zadaniowa – zrobisz swoje, masz czas na inne rzeczy.

Co w teatralnej robocie jest najtrudniejsze? Im bliżej premiery, tym bardziej nerwowe sytuacje. Bywa, że trzeba coś komuś dosadniej wytłumaczyć. Scenograf ma na przykład swoje zdanie odnośnie do tego, gdzie może stać głośnik. Nowe miejsce okazuje się do dupy, więc reżyser stwierdza, że wszystko jest do dupy… Zdarza się, że wracam zmęczony i mam ochotę tym wszystkim pie…ąć.

Zaprzyjaźniłeś się z zespołem aktorskim? Mamy stosunkowo mały zespół, dziesięć osób. Spędzamy ze sobą dużo czasu, więc musimy się przynajmniej kolegować. Korzystamy z talentu tych osób na swoich płytach – w klipach zrobionych na potrzeby promocji zeszłorocznej „Absolutnej flauty” grali aktorzy. Tak samo było z muzykami w czasach teatru muzycznego. Fajni ludzie, fajne znajomości do twórczego spożytkowania.

Twoje rzeczy są coraz bardziej muzyczne, choćby za sprawą udziału instrumentalistów i wokalistek. Ty już na debiucie nazwałeś siebie w tytule „wajdelotą”. Od dawna łączysz w sobie gawędziarza, wodzireja i poetę. Czujesz się jeszcze hiphopowcem? Staram się wprowadzać do swojej twórczości więcej muzyki. Zwłaszcza dwie ostatnie płyty – „Ludzie chmur” i wspomniana „Absolutna flauta” – to tak naprawdę dzieło mnóstwa osób. Dogrywaliśmy wiele instrumentów, a po wszystkim był w mieście koncert premierowy, gdzie ci wszyscy artyści prezentowali się na żywo. Można powiedzieć, że stało się to czymś więcej niż rap, który oczywiście też jest muzyką, ale za sprawą emisariuszy z innego świata zyskuje. Nie przeszkadza to odwoływać się moim płytom – w tym tej, nad którą teraz pracuję – do klasycznych brzmień hiphopowych. Z jednej strony nowości, z drugiej – ten korzenny ciężar.

Od kilkunastu lat spokojnie toczysz swój rapowy głaz, będąc pogodzonym z rzeczywistością. Charakter mam spokojny, jestem cierpliwy i konsekwentny. To, co sobie zakładam, powolutku dopinam. Nawet jak są nerwy, w żyłach płynie zimna krew. To pomaga.

Najbardziej pomaga chyba to, że po prostu lubisz ludzi. Sprawiasz wrażenie osoby, która z każdym chętnie porozmawia. Nie z każdym. Ale jestem dobrym słuchaczem, na pewno lepszym niż mówcą. Wysłucham, nie przerywam, nie unikam. Może dlatego, że w pracy nikt nie chce ze mną długo rozmawiać (śmiech). Za to w klubach, po koncertach tę potrzebę już widać. Kiedy jesteśmy w grupie i wszyscy już rezygnują z interakcji, ja jestem tym, który zostaje. Sam jednak raczej nie inicjuję. Dajmy na to w sklepie – szybko załatwiam to, co trzeba.

Jesteś typem skrytego podsłuchiwacza rozmów w autobusie, dyskusji w barze itd.? Ponoć artyści pracujący słowem często tak mają. Tak, choć nie robię tego świadomie. Nie przyczajam się, aby podsłuchiwać. To odbywa się w naturalny sposób, kiedy pozwalam innym brylować. I rzeczywiście to, co zasłyszę, wykorzystuję w celach twórczych.

A Polak pogadać lubi. Czasem mam wrażenie, że aż tak nie potrzebujemy tej recepty czy tego strzyżenia, tylko szukamy w lekarzu bądź fryzjerze spowiednika albo partnera do plotkowania. I fajnie, że nadal jest poza internetem taka możliwość. Tylko czy to dotyczy Polaków? Raczej po prostu ludzi. I w tej bezpośredniej rozmowie jest wyższa kultura, na żywo nie zagrasz tak krótkiej piłki jak na portalu społecznościowym. Jest bariera. Można za to piłeczkę poprzerzucać, powymieniać się poglądami.

Ostatnio byliśmy we Lwowie z moją drużyną piłkarską, mieliśmy jubileusz. Polecam podróże tamtejszymi tramwajami! Stoimy, rozmawiamy i zaczepia nas jakaś pani, pytając, po jakiemu mówimy, skąd jesteśmy. Gadaliśmy po polsku, raczej nie gwarą, ale wyłapała inny akcent. Wywiązała się krótka gadka na temat pożaru w escape roomie, o którym wieści do tej kobiety dotarły. Pytała, co to takiego. Kolega skwitował, że może jeszcze u was nie ma, ale będą.

Trochę jeździsz. A jak wracasz na Śląsk, to masz poczucie, że ludzie tutaj są inni? Wiem, jak Ślązacy postrzegają sami siebie – że porządni, że lubimy ład bardziej niż reszta Polski. Jak pojawi się ktoś spoza, to mu się uważnie patrzy na ręce, czy aby nie robi bałaganu. Tak to jesteśmy podobni do innych, no ale ten niemiecki „ordnung”…

Chociaż o ile to niemieckie skojarzenie jest zwykle pierwsze, to ja zawsze podkreślam, że wpływ czeski też jest silny. Udzieliło nam się troszkę ich luzu. Patrzymy pozytywnie – co możemy zrobić, co posprzątać (śmiech).

O Gliwicach mówi się, że to mało śląskie miasto, ale ty akurat losami całego regionu byłeś przejęty. W twoim rapie pojawiły się wątki dotyczące autonomii. I jeżeli coś jest w stanie wyprowadzić cię z równowagi, to właśnie politycy. Każdego szczebla. Staram się interesować tym, co się w społeczeństwie dzieje, jako tako politykę obserwować. Jestem typem politycznego dyskutanta weselnego (śmiech). Owszem, zdarza mi się zdenerwować, zwłaszcza w internecie, gdzie temperatura rośnie. Parę razy w…wiłem się fest, co w konsekwencji nauczyło mnie powściągliwości, bo szkoda czasu. Na żywo to spoko, skończy się wymianą „placków” i sprawa załatwiona, a tak to jest nie do wyjaśnienia. Nagromadzone emocje nie mają ujścia.

Jak tu się nie denerwować, skoro podobno nie chcą wam w mieście deptaka zrobić, bo za grubi i za starzy jesteście. Widziałem. Tak, ktoś z urzędu miasta tak o nas powiedział. Temat deptaka krąży w Gliwicach od lat. Jest w okolicach rynku kilka miejsc, gdzie mógłby takowy powstać. Na razie powstał półdeptak, jak to się z holenderskiego mówi – „woonerf”. Ruch płynie wolniej, bo na ulicy są miejsca do siedzenia i samochody muszą jeździć między ławeczkami zygzakiem. Ale deptaka mimo życzeń mieszkańców brak. Zaawansowanie wiekowe i otyłość muszą z nim bardzo kolidować. Zabawne.

Deptaka nie ma, ale jest stadion. A na stadionie klub, w momencie rozmowy trzeci w Ekstraklasie. Wiem, że mu czynnie kibicujesz. Teraz to się u nas mówi, że naszemu trenerowi Fornalikowi trzeba było dać więcej czasu w reprezentacji. Wtedy i tam mógłby odnieść sukcesy. Pierwszy sezon był trudny, bo broniliśmy się przed spadkiem. Gra była w miarę obiecująca, co nie przeszkodziło nam w przegrywaniu meczów. Potem okazało się, że było warto Fornalika zostawić z racji tego, że poukładał grę.

Stadion mamy piękny, niektórzy nazywają go Tesco Arena, gdyż z zewnątrz rzeczywiście przypomina market. Do środka może wejść dziesięć tysięcy ludzi, wchodzi koło pięciu tysięcy, w porywach do ośmiu. Mieliśmy problem, bo na meczu derbowym z Górnikiem Zabrze, podczas palenia wykradzionych nam flag, nasi kibice z młyna (najaktywniejsza trybuna kibicowska na stadionie – przyp. red) zdemolowali płot. Skończyło się to walkowerem i karami stadionowymi, w których rezultacie przez ponad pół roku młyn strajkował. Cicho było, a tak to jest bęben i chłopaki przez 90 minut śpiewają. Na szczęście od kilku rund są znowu.

Jak goszczę u siebie rapera z innego miasta, to zapraszam go na „Piastunkę”. Był Proceente, Łysonżi, miałem ostatnio okazję zaprosić na mecz Matisa z Częstochowy. Nie jest fanem piłki nożnej, ale postawą młyna był zachwycony.

Zapraszasz też do studia. „Back in biznes” to kontynuacja „Nie jestem k…a biznesmenem”, kultowego utworu z lat 90. Na pewno wydarzenie – nie dziwię się, że zdecydowałeś się na teledysk. Jest Gano z Katowic, jest Bas z Dąbrowy Górniczej, tylko Jajonasza, jednego z pionierów południowej sceny, zabrakło. Trudno go namówić do zarapowania, a przynajmniej mnie się nie udało. Zrobiliśmy to więc z Ganem i z Basem. Z tym pierwszym była taka historia, że spotkaliśmy się podczas Śląskiego Rap Festiwalu. Ja troszkę wstawiony, zapraszałem tam na płytę każdego, kogo spotkałem. Ten Gano mi się po jakimś czasie przypomniał. No więc mówię, że o kurde, jasne, że aktualne. Wykminiłem zatem sobie koncept bazujący na nawiązaniu. Powstała kooperacja, która bardzo mnie cieszy.

Jesteś rapową wizytówką miasta, chyba jedynym obecnie bardziej znanym jego ambasadorem na tym polu. Tymczasem wyszedł 9-minutowy gliwicki utwór „44-100”, gdzie jest was siła chłopa. Co jest z tą resztą, że się nie przebija? Nie wiem, co jest z tą siłą przebicia. Moja też, choć nagrywam od lat, jest umiarkowana. Nie zrażam się tym, ale też nie umiem tego wytłumaczyć. Może zasięg mediów, zbyt mało lokalnych tytułów chętnych, by to nagłaśniać?

Ja mam na koncie cztery płyty wydane u Rahima w MaxFloRec. To w jakiś sposób pchało to dalej. Chłopaki wydają własnym sumptem, kilku zawodników tworzy albumy, część działa bardziej youtube’owo. Jest Cezef, jest Dale, jest Koszo, który robi newschoolowe rzeczy. Oni są najaktywniejsi. Mamy Biaka, który w swoim czasie był w branżowej akcji promowania talentów, Młodych Wilkach Popkillera, i jako Heavy Mental wydali z Młodym płytę u Gurala, w Szpadyzorze. Chłopaki ze Stylu VIP są już w poważnym wieku, grubo po czterdziestce, co nie znaczy, że nic nie robią – Viruz właśnie kończy płytę.

Mam wrażenie, że nasi 20-latkowie mogą jeszcze namieszać.

Nie czuć w Gliwicach rapowego konfliktu pokoleń? Nie, przeciwnie. Przy tworzeniu powstała fajna energia. Wiadomo, młodsi raperzy mają swoje autotune’owe wstawki, starzy trochę mniej tych rzeczy (śmiech). Spoko, każdy sobie nawinął. Tu nigdy nie było zresztą większych konfliktów. To muszą być te czeskie wpływy (śmiech).

Fajnie, że myślicie jeszcze kategoriami miasta albo regionu. Te wszystkie tożsamościowe kwestie w rapie doby internetu giną. Jak subkultury. Kiedy rozmawiałem z chłopakami z Pokahontaz, wydawali się zmęczeni samym pojęciem „śląskiej sceny”. Każdy inaczej na to patrzy. Jeżeli twoja twórczość to gry słowne, to akcentowania regionalizmów nie są ci potrzebne, choć Rahim z Pokahontaz brał udział w śląskich utworach grupowych. U mnie to zawsze było, ja takie rzeczy lubię. W nowych nagraniach jakąś lokalną hałdę też się będzie dało zauważyć (śmiech); wykorzystuję otaczający mnie krajobraz – to dla mnie wpisane w hip-hop reprezentowanie.

Raperzy tacy jak Wu czy Rufijok idą w to dużo dalej, dosłownie, bo używają gwary, ale mnie nie jest to potrzebne do tego, żeby identyfikować się z miejscem, w którym mieszkam. W każdym razie o śląskim rapie jako o charakterystycznej formie jak najbardziej można mówić.

Sporo jest u ciebie nostalgii, sentymentów – żałujesz, że nie urodziłeś się w erze mniej cyfrowej, że nie miałeś okazji bardziej doświadczyć „najweselszego baraku socjalizmu”, a z drugiej strony Śląska bliższego filmom Kutza, że nie zacząłeś rapować razem z pionierami na początku lat 90.? To prawda, że zdarza mi się w tekstach odtwarzać obrazy z minionej epoki, natomiast to jest trochę na zasadzie „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Lubię przenosić się w myślach w różne miejsca i czasy, a to, co jest odległe, wydaje się często ciekawsze niż to, co ma się pod nosem. Mimo wszystko lubię też tę naszą rzeczywistość i nie zamieniłbym jej na inną.

A taka podróż w czasie na tydzień albo dwa? No takie wczasy to bardzo chętnie, po takim urlopie nowa płyta byłaby napisana w dwa tygodnie.

Polacy mieli zawsze wiele kompleksów, że tacy zacofani, nieokrzesani, przaśni. Ty przeciwnie, umiesz się naszą swojskością cieszyć i bawić. Szwagier z flaszką, ksiądz po kolędzie, omy obtańczone na weselu wujka Ewalda, rybka nad mazurskim jeziorem. Tak, jakoś tak to wyszło, że nigdy nie wstydziłem się tego, co w nas przaśne. Raczej wyzwalało to we mnie humorystyczne pobudki i inspirowało, co dalej się dzieje – wciąż kręcę się wokół tej swojskości. Stąd mój muzyczny wizerunek też jest poniekąd przaśny. A ja po prostu lubię wcielać się w postaci, to jest element mojej artystycznej kreacji. Mimowolnej zresztą, bo to nie jest wynik jakiegoś głębokiego namysłu, tylko przychodzi naturalnie.

Żałowałeś, że Donatan nie zaprosił cię na swoją słowiańską „Równonoc”? Myślę, że ciekawie dałbym się radę pod ten projekt podpiąć. Ale nie żałowałem, tak się stało i tyle. Wydaje się, że w tym konceptualnym wizjonerstwie Donatana jest bardzo dużo marketingu. A Skorup nie jest marketingową ksywą, więc pewno z tego powodu nie było dla mnie miejsca.

Odtwarzam sobie w głowie twoją mapę Gliwic. Jest na niej teatr, jest stadion, jest „woonerf” (śmiech). Ale jestem ciekaw tego najbardziej twojego miasta, tylko waszych miejsc, do których docieracie z rodziną, do których masz po latach sentyment. Rodzinnie jesteśmy mocno spacerowi, ale raczej wsiadamy w samochód i jedziemy pod miasto, najchętniej w stronę Rud Raciborskich, na południe, jeszcze bliżej Czech. Tam mamy leśne pętelki po dwa, trzy kilometry. Nasza pięcioletnia córka nie jest jeszcze gotowa na dziesięciokilometrowe trasy. Przepadamy za jeziorkiem Pławniowice w okolicach Gliwic – tam te oczka wodne są właściwie dwa, w tym jedno na tyle małe, że można je obejść dookoła.

Po samym mieście też zdarza się przejść; jest zielone, zwłaszcza wiosną. Wychowałem się na osiedlu na obrzeżach, teraz mieszkam właściwie przy samym rynku – ciągnęło mnie do śródmieścia. Mamy system rowerów miejskich, bardzo fajne połączenie jest od nas do stadionu Piasta, na ulicę Okrzei. Mamy ogródki działkowe, gdzie organizowane są posiadówki, kiedy tylko zrobi się cieplej. Mamy parki, powstało istne zagłębie lodziarzy rzemieślniczych… Chłopie, w tych z większą renomą to ludzie po 40 minut stoją w kolejkach, takie pyszne!

Czujesz wsparcie lokalnej społeczności – wiesz, że pani w sklepie spożywczym dobrze wie, co robisz, starszy pan na ławce zapyta, kiedy płyta, a dzieciaki grające w piłkę na podwórku będą chciały wiedzieć, gdzie następny koncert? Nie no, Gliwice to miasto niespełna 200-tysięczne. Nie to, że każdego rozpoznaje się na ulicy, ale rzeczywiście ludzie potrafią się interesować – czy to taksówkarz, czy kelnerka bądź sklepikarka. Jak już ktoś zagaduje, to zwykle z pochwałami, więc dąży to w stronę sympatycznej krótkiej rozmowy. To trochę krępuje, ale wyzwala pozytywne odczucia. Może dlatego, że nie ma tego aż tyle, żeby męczyło.

A co sprawia, że masz ochotę nagrywać kolejny utwór, pisać następny tekst? Pisanie i tworzenie muzyki to czysta przyjemność. Być może jestem od tego uzależniony, grunt, że nadal daje mi kopa. Wciąż czuję adrenalinę.

tekst: Marcin Flint | zdjęcia: Maxflorec
ultramaryna, maj 2019





>>> Skorup na Fb








KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone