Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
ŚLĄSK I ZAGŁĘBIE OCZAMI REPORTERÓW

Jak opowiadać o Śląsku i Zagłębiu tak, by nie powielać stereotypów i uniknąć publicystycznego gołosłowia? Czy da się opisać rzeczywistość bez uproszczeń i z góry narzuconej tezy? Czy specyfika regionu, w którym się żyje, wpływa na charakter ludzi i ich sposób postrzegania rzeczywistości?

W 2014 roku wyszła śląska biblia reportażu, czyli „Pierony. Górny Śląsk po polsku i niemiecku. Antologia” pod redakcją Dariusza Kortki i Lidii Ostałowskiej. Autorzy pisali we wstępie: „Wybór, który przedstawiamy, próbuje pokazać rozmaite spojrzenia na przemysłowy Górny Śląsk – polskie, niemieckie, czeskie, żydowskie, rosyjskie. Składa się głównie z reportaży […]. Wybraliśmy teksty ze 124 lat. Zaczynamy w 1865 roku, gdy powstaje miasto Katowice”.

Zainspirowani tą lekturą, postanowiliśmy sprawdzić, jak dzisiaj w reportażach przedstawiane są Górny Śląsk i Zagłębie, które postrzegamy jako jedyny w swoim rodzaju region. Zadaliśmy piszącym o nim reporterkom trzy ważne pytania.

Prezentujemy także subiektywny wybór lektur – reportaże, które nie tylko opisują bieżące sprawy, ale i analizują mechanizmy rządzące społeczeństwem, wpływ transformacji na rzeczywistość, jak również ukazują świat z perspektywy przedmiotów czy architektury.

Śląsk i Zagłębie oczami reporterów: czy podczas pisania książek i prowadzenia badań terenowych dostrzegłyście jakieś konkretne cechy charakteryzujące mieszkańców tego regionu? Czy regionalizmy w czasach globalizmu już tak nie działają?

Ewa Winnicka
: Moi bohaterowie zauważyli. Policjanci z Cieszyna, kiedy dostali informację, że rodzice znalezionego chłopczyka mogą mieszkać w Będzinie, wsiedli do auta i pojechali na północ. Zabłądzili. Opowiadali mi, że kiedy wjeżdżali do miasta, doznali wstrząsu. Przedwojenne nieremontowane budynki przy Sokolskiej i Zagórskiej między Sosnowcem a Będzinem wydały im się scenerią z horroru.

Ja pierwsze lata życia spędziłam w Sosnowcu i nigdy nie myślałam tak o moim mieście. Natomiast przy okazji pracy nad książką dotarło do mnie, że żaden z bohaterów nie był „stąd”. I nie byli przywiązani do tego miejsca, bo ich myśli zaprzątało to, jak przetrwać do pierwszego. Babcia Szymona, mojego małego bohatera ze wsi pod Będzinem, jego dziadek ze wsi pod Kielcami. Także moi dziadkowie, nauczyciele, przyjechali do Zagłębia z Warszawy i Drohobycza.

Magdalena Okraska: W „Ziemi jałowej” poświęcam dużo miejsca różnicom pomiędzy Śląskiem a Zagłębiem i cechom regionalnym, które charakteryzują oba te obszary, a szczególnie Zagłębie, bo to ono jest bohaterem książki. To inne historie polityczne, inne regiony geograficzne, inna mowa – Śląsk ma odrębny język, a Zagłębie pozostałości regiolektu, czyli pojedyncze słowa, których nie usłyszymy nigdzie indziej, i specjalne zakończenia tematu czasownika w pierwszej osobie liczby pojedynczej (na przykład „kąpę się” zamiast „kąpię się”).

Dorota Brauntsch: Mam takie dziwne poczucie, że ani za bardzo Śląska nie znam, ani go nie rozumiem. Swoją „pszczyńskość” czy też „pszczyńską śląskość” odkryłam tak naprawdę podczas pisania książki. Człowiek mieszka całe życie w małym mieście, potem robi wszystko, żeby się z niego wyrwać, a kiedy po latach wraca, nagle odkrywa „coś”, co sprawia, że jednak w rodzinnej miejscowości czuje się najlepiej. To pewnie ten regionalizm czy mikroregionalizm, na którym wyrośliśmy i który w nas jest, mimo że zwykle nie zdajemy sobie z tego sprawy. Każdy go rozumie na swój sposób i chyba chciałabym uciekać od jakichś uogólnień.

Ja moją pszczyńskość zrozumiałam, bo poznałam historię tego miejsca, odkryłam rzeczy ważne dla mnie, dla zrozumienia siebie. Trochę szkoda, że tak mało mówi się o lokalnej historii, tak mało uczy się o tym w szkołach. Myślę, że to ważne, żeby rozumieć miejsce, z którego się pochodzi, w którym się mieszka – kiedy odkrywamy swoje miejsce dla siebie czy w sobie, czujemy, że ten regionalizm działa – ale dla mnie on działa na bardzo osobistym poziomie.

Olga Drenda: Zbierając materiały do „Wyrobów” trafiałam na bardziej osobliwe dekoracje domów i ogrodów niż w innych rejonach, jakby ich twórcy mieli większą, śmielsza wyobraźnię. Może to była samospełniająca się przepowiednia, a może te dziwne miazmaty w powietrzu, o których mówił kiedyś Andrzej Urbanowicz.

W jaki sposób, waszym zdaniem, transformacja wpłynęła na życie regionu?

Ewa Winnicka
: Była drugim, nieodwracalnym wstrząsem. Pierwszym dla wielu miast zagłębiowskich była druga wojna światowa, gdy zginęła lub wyjechała co najmniej jedna trzecia mieszkańców. Kiedy zlikwidowano getta, opustoszały centra miast, zaraz po wojnie wprowadzono do nich ludzi z podmiejskich wiosek, a jeszcze później chętnych z całej Polski do pracy w przemyśle. To dla życia społecznego była rewolucja. Po transformacji, kiedy upadał przemysł, duża część mieszkańców mojego regionu była podwójnie wykluczona. Po pierwsze, z powodu słabych więzi społecznych, po drugie, z powodu nagłego ubóstwa.

Dorota Brauntsch: Pamiętam moją pierwszą wycieczkę zagraniczną, w 1991 roku, i moją pierwszą wizytę w zagranicznym supermarkecie. Oto mogę kupić każdą czekoladkę, w każdym kolorze świata i nikt i nic mi w tym nie przeszkodzi (oprócz cienkich portfelów moich rodziców). Pewnie podobnie poczuli się ludzie na wsi, kiedy nagle można było wybudować sobie dokładnie taki dom, o jakim zawsze marzyli.

Już lata 80. przyniosły zmiany w budownictwie wiejskim i większą swobodę w realizacji własnych wizji, ale transformacja dała możliwości – dużo nowych możliwości. Nikt nad tym nie panował – brak planowania przestrzennego czy myślenia o ochronie krajobrazu kulturowego doprowadziły do ogromnego chaosu architektonicznego. Ale tak zupełnie szczerze – nikomu się nie dziwię. Tylko brzuch czasami boli, kiedy zje się zbyt dużo kolorowych czekoladek.

Magdalena Okraska: Transformacja wpłynęła na region fatalnie, przede wszystkim dlatego że pozbawiła go tego, co najważniejsze, czyli pracy. Zamknięto huty, wszystkie zagłębiowskie kopalnie (ostatnią w 2015 roku), wiele przędzalni. Takie miasta, jak Sosnowiec, Dąbrowa czy Zawiercie, przez prawie 30 lat borykały się i nadal się borykają ze skutkami ekonomicznymi i społecznymi tych nieuczciwych przemian – wyprzedaży majątku zakładów, wyrzucania ludzi na zbity pysk z fabryk, kopalni i hut. Region przekształcił się, ludzie zaczęli z niego wyjeżdżać, a raczej uciekać.

Olga Drenda: Przyniosła kompletny reset, demontaż fundamentów, na których zbudowano cały region. W niektórych miastach długofalowe negatywne skutki tej zmiany widać do dziś. Bardzo trudno jest musieć wymyślić się od zera.

Jak dzisiaj reportaż może pomóc w zrozumieniu świata?

Dorota Brauntsch
: Reportaż opisuje świat, a przede wszystkim problemy tego świata; wystarczy go czytać, żeby móc lepiej zrozumieć rzeczywistość. Problem polega na nieczytaniu reportaży, o nieczytaniu w ogóle nawet nie wspomnę.

Reportaż to nisza w naszym kraju i niewiele osób go czyta, a szkoda, bo wielu reporterów robi naprawdę dobrą robotę, odkrywając dla nas, czytelników, kawałek świata, którego nikt inny nie odważył się opisać albo po prostu nie zauważył – ta bezrefleksyjność bardzo ułatwia nam życie, co nie znaczy, że jest ono dzięki temu lepsze, wartościowsze. Reportaż nas trochę z tej bezrefleksyjności wyciąga – mówi: popatrz, tam, w tym miejscu, w tym domu, w tym kraju, coś się wydarzyło – warto, żebyś się o tym dowiedział.

Reportaż jest trochę jak podróżowanie – nie da się pewnych rzeczy i miejsc zrozumieć, dopóki sami ich nie zobaczymy, nie dotkniemy, nie poczujemy. Dobry reportaż to całkiem niezły substytut podróży albo zaproszenie do niej czy jej podsumowanie.

Ewa Winnicka: Reporter może być przewodnikiem czytelnika. Zwłaszcza w nieprzebranym gąszczu informacji, na które w końcu obojętnieje. Reporter może zwracać uwagę na to, co istotne; przynajmniej dla niego.

Magdalena Okraska: Nie wiem, czy reportaż może pomóc w zrozumieniu świata – pewnie zależy to od tego, przez kogo jest pisany, jak i dla kogo. Wcale nie jest tak, że ktoś, kto potrafi opisać sprawnie rzeczywistość, na przykład pod względem językowym, opisuje ją całościowo, niczego nie pomija i nie interpretuje jej po swojemu. Moim zdaniem reportaże nie są „obiektywne”, fakty są zawsze oceniane i przefiltrowane przez wrażliwość autora.

Co jest ich zadaniem? Obrona słabszych. Szerokie zgłębienie omawianego tematu (a nie przyjazd z wielkiego miasta na prowincję na trzy dni, by ją „poznać” – to niemożliwe), sięganie po tematy, którymi nikt się nie zajmuje. Na pewno obowiązkiem reportażysty są odwaga i brak uprzedzeń. Musi lubić i potrafić rozmawiać z ludźmi, nie może się bać ubrudzić sobie rąk i butów.

Olga Drenda: Mam nadzieję, że w ogóle może!





Olga Drenda, „Wyroby” (Karakter, 2018)
Olga Drenda jest niestrudzoną tropicielką „technologicznej myśli nieoswojonej”. W „Wyrobach” oddaje głos wynalazkom, które „można nazywać na wiele sposobów: samoróbkami, amatorką, twórczością nieprofesjonalną czy spontaniczną, bibelotem, gadżetem, albo lekceważąco: tanizną, badziewiem”. Dzielnie tropi niezwykłe przygody przedmiotów zrodzonych z ubóstwa i umiłowania kiczu. Stara się skatalogować wstydliwą, choć radosną twórczość „współczesnych majsterkowiczów, wynalazców, konstruktorów”. I sprawia tym wielką frajdę czytelnikom, którzy mogą przenieść się do krainy, w której królują estetyka kampu, kiczu, przekraczania granic, estetycznego rozgardiaszu i nostalgiczny urok dzieciństwa.

Drenda dzieli swoje poszukiwania na sztukę domową, naturę, tworzywa, żelastwo i łyk techniki. Ścieżki, którymi podąża, wykraczają daleko poza granice naszego kraju, a ramy czasowe rozciągają się pomiędzy PRL-em a współczesnością.


Magdalena Okraska „Ziemia jałowa. Opowieść o Zagłębiu” (Trzecia Strona, 2018)
„Zagłębie Dąbrowskie to ziemia, która, choć funkcjonuje w cieniu Górnego Śląska, doświadczyła ogromnego rozwoju przemysłu, po czym ogromnej krzywdy, gdy zwinięto go w krótkim czasie niemal do zera. Jest świetnym, choć bolesnym przykładem diabelskiego młyna polskiej terapii szokowej. Trąba powietrzna balcerowiczowskiej transformacji zostawiła tu pustawe miasta, zrujnowane fabryki, niewypłacalne huty i żadnej kopalni.

Zostawiła Zawiercie, gdzie zatrudniające 30 osób przedsiębiorstwo uchodzi za ‘duże’, Sosnowiec, skąd między 1990 a 2014 rokiem wyjechało 50 tysięcy mieszkańców, i Dąbrowę Górniczą, 120-tysięczne miasto bez czynnego dworca kolejowego. Zostawiła za sobą Będzin, najpierw zlikwidowawszy tam przemysł obuwniczy i cukierniczy.”

Autorka pyta, kto jest za to odpowiedzialny. Ucieka od bezosobowej formy, ale nie znajduje odpowiedzi. „Ziemia jałowa” ukazuje kryzys życia w mieście poprzemysłowym w pełnym spektrum zjawiska. Reportaż, który skłania do refleksji i do rozmowy.


Ewa Winnicka, „Był sobie chłopczyk” (Czarne, 2017)
Wnikliwy reportaż o wydarzeniu, które wstrząsnęło Polską w 2010 roku. Ewa Winnicka skrupulatnie bada sprawę, unikając uproszczeń i sensacyjnego tonu. Ten reportaż zadaje pytania o posiadanie i wychowywanie dzieci przez osoby, które absolutnie się do tego nie nadają.

Beata (matka zamordowanego Szymona) ma łącznie ośmioro dzieci, Jarek (ojciec) pięcioro. Żadne z nich nie miało łatwego startu, gdyż nie zaznali miłości od swoich rodziców. To książka o rozpaczliwym braku miłości i nieumiejętności jej przekazywania, o spirali przemocy, tej codziennej, najboleśniejszej, bo stosowanej wobec bezbronnego dziecka.

Reporterka w tle tej historii pokazuje współczesną Polskę: sąsiadów, którzy nie interesują się tym, co dzieje się u mieszkańców tego samego bloku, rodziny, która nie ma ze sobą o czym rozmawiać, braku systemowego rozwiązania w takich przypadkach jak sprawa Szymona.

Autorka ukazała także pasję i zapał policjantów, którzy z pełnym zaangażowaniem zajmowali się sprawą i doprowadzili do jej finału. Ewa Winnicka bada, jak działa system społeczny, do którego tło stanowi śląskie społeczeństwo.


Dorota Brauntsch, „Domy bezdomne” (Dowody na Istnienie, 2019)
Ballada o tym, jak zmieniają się miejsca, w których mieszkają ludzie. Czuły reportaż na temat wpływu ludzi na przestrzeń. Opisywanie rzeczywistości człowieka poprzez architekturę odbywa się przy zastosowaniu literackiej formy. Debiutująca reporterka Monika Brauntsch ma słuch absolutny, potrafi zadawać ważne pytania, które prowadzą te opowieści do odpowiedzi, zahaczające o sens egzystencji i sprawnie wykorzystujące język jako narzędzie komunikacji.

Autorka w arcyciekawy sposób bawi się formą: krótkie przypowiastki przeplatają się z konstrukcjami reportażowymi, monologami, lirycznymi historiami i twardymi faktami. Forma dopełnia treść w naturalny, niewymuszony sposób. Piękne zdania lekko układają się w płynną opowieść rzucającą urok na czytelnika. Całość uzupełniają zdjęcia z nutą nostalgii.

To także książka, która w oryginalny sposób opowiada o małej ojczyźnie, jaką w tym przypadku jest Śląsk Pszczyński.


Justyna Kopińska, „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?” (Świat Książki, 2015)
Przejmujący reportaż interwencyjny obnażający okrutną prawdę o tym, co się działo w ośrodku wychowawczym sióstr boromeuszek w Zabrzu.

Justyna Kopińska niczym doświadczony śledczy łączy fakty i rekonstruuje historię przemocy – bez taniej sensacji, za to z dużym wyczuciem, doskonale skrojonymi portretami psychologicznymi zarówno oprawczyń, jak i ofiar. Wielotorowa narracja pozwala nam popatrzeć na sprawę z wielu perspektyw, dzięki czemu zyskujemy pełny ogląd świata, w którym nie ma miejsca na niuanse. Jest to książka o tym, że można sprzeciwić się złu i że przynosi to realne efekty.


tekst: Adrian Chorębała | ilustracje: Aleksander Joachmiak/ thebonbons.com
ultramaryna, kwiecień 2019








KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone