Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
czwartek 2.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
PRACOWNIA EDUKACJI ŻYWEJ: Jesteśmy ostatnim pokoleniem, dla którego natura jest naturalna


Coraz częściej podnosi się w publicznym dyskursie fakt, że przyroda w pozytywny sposób oddziałuje na człowieka. Modne i głośne stają się ruchy takie jak japońskie shinrin-yoku, dużą popularnością cieszą się książki poświęcone sekretnemu życiu drzew czy duchowemu życiu zwierząt. A jednocześnie boleśnie dociera do nas fakt, że jako ludzie nie potrafimy budować środowisk sprzyjających życiu. Że kłócimy się o partie polityczne, a nie zastanawiamy się nad światem, jaki pozostawimy dzieciom naszych dzieci. Że w pędzie za doskonałą i mierzalną codziennością zapominamy o tym, że świat jest wielowymiarowy i dziki. Że w miastach tak naprawdę mieszkamy od bardzo niedawna, bo to natura, a nie miasto, przystosowała nas do życia i dała nam wszelkie niezbędne umiejętności adaptacyjne. Dlatego postanowiliśmy porozmawiać z Mają Głowacką i Bogdanem Ogrodnikiem o przyrodzie.

O przyrodzie, która nie jest już elementem naszego życia.

Ultramaryna: Jak się wam mieszka poza miastem?

Bogdan Ogrodnik: Nie uciekliśmy od cywilizacji. Żyjąc „w przyrodzie”, nieustannie musimy być uważni na to, co wokół. Cały czas uczymy się takiego życia. W czasie zimowym bywają trudne chwile – a to niewłaściwie dobrany opał, a to brak wody spowodowany jesienną suszą. Wszyscy wiemy, że mamy suszę, ale poza miastem wodę trzeba nosić, nie mamy jej w kranie. Do sklepu mamy sześć kilometrów. To mankamenty. Najważniejsze jest to, co widzę, gdy patrzę przez okno. Hierarchia tego, co ważne i co nieistotne.

Powiesz nam, co widzisz za oknem?

B.O.: Kolejne pasma górskie, teraz są za mgłą, szczyty w chmurach. Na pierwszym planie widzę jesiony, potem świerki. Góry też całe są w świerkach. To jest nagroda. Terapeutyczne otoczenie.

My, ludzie miast, daleko odeszliśmy od przyrody?

B.O.: Coraz dalej. To diagnoza uśredniona, bo są środowiska i osoby, które wyjeżdżają z miasta po to, by pobyć w przyrodzie i bardzo dbają, by tę równowagę między miastem a naturą utrzymać. W Pracowni Edukacji Żywej patrzymy przez pryzmat grup, z którymi pracujemy. Powiem wprost: dzieci z takich rodzin, które wyjeżdżają, by być w przyrodzie, trafiają się bardzo, bardzo rzadko. Zdecydowana większość nie przebywa – jak to się kiedyś ładnie mówiło – „na łonie natury”. Zmieniliśmy styl życia na konsumpcyjny, wielkomiejski. Żyjemy w innym otoczeniu niż przyroda.

Maja Głowacka: Mamy inne atrakcje. Dzieci, z którymi pracujemy, nie spodziewają się tego, że w lesie może być fajnie. Czasem rodzice są świadomi, że natura jest ich pociechom potrzebna, ale nie wiedzą, jak to zrobić, by je połączyć. Zabierają dziecko do lasu i mówią: „popatrz, to jest dąb”.

B.O.: A potem ubolewają nad tym, że nie podziela ono ich aktywności w przyrodzie, nie chce z nimi w niej przebywać. Dzisiejszy świat oferuje mu o wiele więcej atrakcji niż chodzenie po lesie czy łące. No i wybiera popkulturę.

M.G.: My jeździliśmy na wakacje do dziadków na wieś. Mieliśmy kontakt ze zwierzętami. Dziś dzieci wakacje spędzają inaczej. Dlatego, gdy zaczynamy pracę z najmłodszymi i zabieramy ich do lasu pierwszy raz, przede wszystkim pozwalamy im na swobodę i radość wynikającą z doświadczania bliskości natury. I dzieciaki zachowują się trochę jak „zerwane ze smyczy”, szaleją ze szczęścia.

B.O.: Znakiem naszych czasów były rzeczywiście wakacje u babci na wsi – odbywały się pod hasłem: „rób co chcesz, tylko przyjdź do domu na obiad”. Dziś dzieci nie mają takiej wolności. Czas jest reglamentowany. Rodzice – jeżeli ich na to stać – zapewniają pełny pakiet zajęć: pływanie, balet, pianino, angielski, etc. Ale robią to kosztem dziecięcej aktywności – samodzielnego poznawania świata przyrody, do której najmłodsi należą jako organizm biologiczny.

W Pracowni Edukacji Żywej, którą założyliście, podkreślacie, że to środowisko przyrodnicze ukształtowało psychofizyczną strukturę człowieka i jego najważniejsze potrzeby. Dlatego staracie się twórczo adaptować dzieci do świata i zmian w nim zachodzących. Jak to robicie?

B.O.: Aranżujemy czas tak, by pokazać równowagę między swobodną ekspresją i doświadczaniem przyrody. Tworzymy „protezy” doświadczeń, które dzieci normalnie nabierałyby „na wakacjach u babci na wsi”. Odkrywamy przed nimi fascynujący świat natury.

M.G.: Nasze koleżanki z fundacji, bo Pracownię Edukacji Żywej tworzy 5 osób, cyklicznie w Katowicach wychodzą z dziećmi do lasu. To samo miejsce odwiedzają pięć razy w roku. Wyobraźcie sobie chłopca z klas 1-3, który boi się trawy, nie potrafi wziąć do ręki niczego naturalnego, żadnego liścia. Nie jest w stanie dotknąć drzewa. A na ostatnich zajęciach przynosi samodzielnie zrobiony z liści i traw bukiecik. To jest największy sukces pedagogiczny! Zawsze o tym opowiadam ze wzruszeniem… Często, naprawdę często pracujemy z dziećmi, które nigdy wcześniej nie były w lesie!

W Pracowni głośno mówicie o Syndromie Braku Kontaktu z Naturą. Przybliżycie nam temat? To choroba?

B.O.: To zjawisko kulturowe, choć jego nazwa brzmi medycznie. Nasza cywilizacja wykształciła nowy sposób życia. Na różnych poziomach – obyczajowym, psychologicznym, świadomościowym – odcinamy dzieci od kontaktu z przyrodą. Prowadziliśmy kiedyś zajęcia w przedszkolu oddalonym 100 metrów od lasu, w którym ten las oglądało się przez okna. Dzieci nigdy z paniami z przedszkola do tego lasu nie poszły.

Drugim aspektem są kulturowe nawyki i zmiany przekładające się na bardzo duży deficyt rozwojowy, psychofizyczny. Są bodźce, na które organizm czeka, by uruchomić kolejne piętra rozwojowe, wzmocnić kolejne kompetencje. Na przykład koordynacja ruchowa nie rozwinie się bez turlania się po trawie czy wspinania na drzewa. Spokój i uważność nie będą możliwe bez doświadczenia, jakim jest chodzenie po lesie. Każdy, kto kiedykolwiek to robił wie, że musi chodzić uważnie, bo inaczej się pokłuje, zadrapie, przetnie skórę kolcami jeżyn.

Organizm, otrzymując takie sygnały, wykształca umiejętność chodzenia po lesie automatycznie, bez strachu, że stanie się coś niedobrego. To automotoryka i psychosomatyka. Organizm staje się przygotowany. Ale jeżeli tego bodźca nie ma, muszą się włączyć mechanizmy kompensacyjne. Na przykład zwiększa się nakład energii, zapewniającej sprawność ruchową. I dziecko szybciej się męczy, bo wykonywanie prostej czynności wymaga od niego o wiele więcej siły, niż powinno. Organizm nabywa umiejętność, ale czyni to na poziomie sztucznym, kompensacyjnym.

Czy wiecie, że w tej chwili 30% dzieci nie chodzi na WF, tylko na zajęcia korekcyjne? I ta liczba cały czas rośnie. Coraz częściej mamy do czynienia z dziećmi z różnymi deficytami rozwojowymi. Idąc za wynikami badań, i za Richardem Louvem – autorem książki „Ostatnie dziecko lasu” – za tym wszystkim kryje się brak kontaktu z naturą.

A my, w Pracowni Edukacji Żywej zajmujemy się profilaktyką – pokazujemy przyrodę jako miejsce naturalnego rozwoju dzieci. Przecież nawet nudzenie się jest tą funkcją psychiczną, która odpowiedzialna jest za kreatywność. Jak się nudzę, to muszę coś wymyślić, żeby to zmienić.

Florence Williams w książce „Natura leczy, czyli co sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi, zdrowsi i bardziej kreatywni” przytacza pilotażowe badania Davida Strayera, polegające na pomiarze kreatywności 56 uczestników wyprawy Outward Bound. Wyniki zaszokowały badaczy – już po kilku dniach w otoczeniu przyrody kreatywność wzrosła o 50%. O 50%! Wy doskonale wiecie, że siła tkwi w lesie, prawda?

B.O.: Na pewno wiemy to, że jesteśmy ostatnim pokoleniem, dla którego przyroda jest czymś naturalnym. W Polsce ponad 60% ludzi żyje w miastach, ale nawet dzieci żyjące na wsi mają mentalność dzieci miejskich. Zespół Braku Kontaktu z Naturą dotyczy w przeważającej ilości najmłodszych. Czy wiecie, że kiedy wojsko amerykańskie robi nabór na snajperów, gorsze wyniki uzyskują kandydaci wychowani w miastach? Chodzi o to, że dorastanie w mieście daje inny typ bodźców, to swoista kultura okienek/ekranów, która wytwarza inne bodźce, a do nich dostosowuje się mózg. I oko, zamiast w trzech wymiarach, patrzy w dwóch. Owszem, potrafi to skompensować, ale jest to tylko efekt optyczny. Bo żeby w oku powstał trzeci wymiar, niezbędny jest dotyk, musi dojść do integracji sensorycznej danych dostarczanych przez oczy i danych dotykowych.

Wracając do kreatywności – człowiek w mieście zawsze pójdzie prostym chodnikiem, człowiek w lesie będzie meandrował, szukał ścieżek, poznawał nieznane. Inaczej pracuje słuch, wzrok, dotyk, węch, równowaga. Dzięki byciu w przyrodzie uruchamiają się w naszym mózgu inne obszary. To neurobiologia. A nasze kilkuletnie, wychowywane w miastach dzieci mają „rozjechane” zmysły.

M.G.: W Pracowni Edukacji Żywej zajmujemy się przede wszystkim profilaktyką. Pracujemy z dziećmi i rodzicami. Organizujemy wyjazdy rodzinne, bycie w lesie daje niesamowite poczucie wolności i jest świetnym, wspólnotowym doświadczeniem. Rodzice, którzy do nas trafiają, są w stu procentach świadomi tego, po co przychodzą. Za to w szkołach, w których pracujemy, świadomi rodzice to jednak mniejszość. Większość widzi przyrodę jako zagrożenie, Richard Louv nazywa to syndromem Baby-Jagi. Boją się, że natura pożre ich dzieci.

B.O.: Zastanawiamy się, patrząc w przyszłość, kto za kilkadziesiąt lat będzie chronił przyrodę, skoro już teraz mamy z nią coraz mniejszy związek emocjonalny.

Jak zatem być blisko przyrody? Co radzicie?

B.O.: Trzeba spotkać kogoś, kto pokaże jak fascynujący jest świat przyrody… albo po prostu nie będzie przeszkadzał.

W książce, którą już przywoływaliśmy, znajduje się dedykacja autorki: „Mojemu ojcu, Johnowi Skeltonowi Williamsowi, za to, że jako pierwszy pokazał mi świat przyrody. Zawsze czyniłeś go magicznym miejscem”. Tak naprawdę jest, że potrzebujemy przewodnika?

B.O.: Dziecko ma naturalną inteligencję ekologiczną, ale potrzebuje opiekuna, który bez dydaktyzmu, swobodnie i z dużą ilością wiary pozwoli mu w tej przyrodzie być. Nie będzie drżeć na samą myśl o kolejnych zadrapaniach, jakie mogą się przydarzyć.

M.G.: Trzeba mieć też miejsca, w których doświadcza się przyrody w całym jej pięknie. Miejsca ulubione, do których się wraca. One pobudzają organizm do radzenia sobie z różnymi wyzwaniami. Nie można się bać, że każdy spacer po lesie skończy się katarem.

B.O.: Organizm wie, jak radzić sobie z przeziębieniem, trzeba tylko aktywować tę zdolność. Las i przyroda w tym pomagają. Tak naprawdę każdy spacer po lesie skończy się katarem wtedy, gdy organizm nie będzie umiał radzić sobie w świecie, do którego należy. I to powinno wzbudzać nasz niepokój, a nie las czy przyroda.

To teraz pytanie z innej beczki. Jaką będziecie mieć choinkę?

M.G.: Właśnie piszę bajkę o zimowym lesie i o naszej choince. Ona będzie na dworze – będzie rosła tam, gdzie rośnie, ośnieżona, błyszcząca od światła księżyca. W tym roku mamy pełnię z 23 na 24 grudnia, to cudowne.

B.O.: My jesteśmy przyrośnięci do przyrody, dosłownie. Mamy winobluszcz, który pnie się po ścianach naszego domu, ale i przerasta go w różnych kierunkach. Dziesiątki pnączy biegną wewnątrz drewnianych ścian i oplatają dom. Niedawno zauważyliśmy, że z sufitu, z miejsca, w którym zwykle wisi żyrandol, pojawił się i zwisa pęd winobluszczu…

Jesteście biotopem, tworzycie spójny ekosystem; nic dodać, nic ująć. A gdybyście mieli mieszkańcom naszej aglomeracji wskazać miejsca, które rekomendujecie, na spacery i bycie w lesie, to wasz katalog zawierałby jakie obszary?

M.G.: Ach, na pewno Lasy Murckowskie i okolice rezerwatu. Tam są przepiękne ścieżki. Uroczysko Buczyna na granicy Chorzowa i Katowic. Las Rokitnicko-Miechowicki czy Miechowicka Ostoja Leśna na granicy Bytomia i Zabrza. Las buczynowy na Giszowcu. Mamy tych lasów na Śląsku naprawdę wiele. Ważne tylko, by o nich mówić jako o wartości, bo to nam pozwoli je ochronić.

B.O.: I miejsca, które wbrew pozorom można łatwo znaleźć wokół domu. Na przykład na Osiedlu Akademickim na Ligocie. Z reguły mamy do przyrody około kwadransa spacerem. Najlepiej korzystać z tej, którą mamy obok, dzieci powinny poznawać swoje najbliższe otoczenie. Jeśli w lesie są śmieci, mam jedną radę – po prostu trzeba je pozbierać. A wtedy na pierwszy plan wyjdzie piękno przyrody. Zachęcam nas wszystkich, byśmy tworzyli mapy miejsc ważnych dla nas przyrodniczo, regularnie je odwiedzali i monitorowali. Tylko wtedy będziemy w stanie o nie zadbać i zachować je dla kolejnych pokoleń.

Chciałbym też bardzo, żebyśmy do lasu chodzili razem, całymi rodzinami, z sąsiadami, znajomymi, przyjaciółmi. Żeby wokół lasów tworzyła się wspólnota. Dla nas ten wspólnotowy aspekt bycia w kontakcie z przyrodą jest niezwykle istotny. Dlatego stworzyliśmy Kręgi Leśnych Rodzin. Gdy nie ma społeczności, która traktuje przyrodę jako wartość, to dochodzi do tego, że wycina się rosnące pod oknem drzewo, dlatego że ptaki, które tam miały swoje gniazda, za głośno śpiewały.

To bardzo mocne zakończenie naszej rozmowy. Zostawmy sobie w głowach obraz tego drzewa, dla przestrogi. Dziękuję wam za spotkanie i życzę wam sił w dzieleniu się z nami tym, co Bogdan na samym początku nazwał hierarchią ważności i nieistotności.


Maja Głowacka i Bogdan Ogrodnik – naukowcy, ekolodzy, edukatorzy. Ona jest biologiem, on fizykiem i filozofem. Chronią przyrodę, ale przede wszystkim troszczą się o prawidłowy rozwój dzieci, dla którego niezbędny jest kontakt z naturą. Wspólnie stworzyli Pracownię Edukacji Żywej, gdzie proponują autorską, alternatywną edukację – jej celem jest twórcza adaptacja dzieci i młodzieży do świata i zmian w nim zachodzących. Mieszkają nieopodal Hali Boraczej.

tekst: Magdalena Gościniak | zdjęcia: archiwum PEŻ
ultramaryna, grudzień 2018











KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone