Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
piątek 3.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
STADION ŚLĄSKI: Jak na Śląskim rocka się grało

Monsters Of Rock, 1991 (zdjęcie: Andrzej Grygiel/ Pastsilesia)


Trzyma się nie gorzej od Micka Jaggera, a lista ikon rocka, które gościł, zaczyna się od AC/DC i kończy na U2. Stadion Śląski po długiej przerwie i mocnym liftingu wraca właśnie do gry!

TRUDNE POCZĄTKI
Zanim Śląski został Narodowym, zdążyliśmy ograć na nim takie potęgi światowego futbolu jak Anglia, ZSRR, Holandia czy Włochy. Początki nie były jednak różowe. Budowę wielofunkcyjnego obiektu sportowego na Górnym Śląsku zaplanowano jeszcze w latach 30. XX wieku. Niestety, wybuch II wojny światowej wstrzymał ten proces na ponad dekadę. Dzięki ówczesnemu wojewodzie Jerzemu Ziętkowi, setkom ton piaskowca, granitu i betonu oraz blisko 600 tysiącom roboczogodzin, jakie zostały przepracowane przez lokalną społeczność, udało się wybudować obiekt, który na długie lata stał się dumą regionu.

Otwarto go dokładnie 22 lipca 1956 roku, meczem piłkarskim reprezentacji Polski z NRD, który przegraliśmy 0:2. Potem było już tylko lepiej. „Kocioł Czarownic”, jak nazwała tę budowlę angielska prasa po klęsce „Synów Albionu” z „Orłami Górskiego”, wykorzystywano zarówno do organizacji zawodów żużlowych i mityngów lekkoatletycznych, jak i kongresów Świadków Jehowy. W latach 60. frekwencja na stadionie kilkakrotnie zbliżała się, a czasem nawet znacznie przekraczała 100 tysięcy osób. Później, ze względów bezpieczeństwa, pojemność trybun stopniowo malała. Symbolem „stutysięcznika” stała się zlokalizowana w centralnej części stadionu wieża, a także wyjątkowo długi, przebiegający pod trybunami i prowadzący wprost na murawę boiska tunel.

NIE TYLKO PIŁKA
Stadion Śląski to nie tylko emocje sportowe, ale również kawał historii rocka w wolnej Polsce. Wszystko zaczęło się 13 sierpnia 1991 roku. Pod Wawelem trwała pielgrzymka papieża Jana Pawła II, w Poznaniu reprezentacja Polski trenowała przed towarzyskim meczem z Francuzami, którym ulegliśmy 1:5, a do Chorzowa od rana nadciągały rzesze fanów gitarowego grania z całego kraju. Powód? „Monsters Of Rock” – jednodniowe święto hard rocka i heavy metalu oraz pierwsze duże wydarzenie muzyczne po Okrągłym Stole.

KU EUROPIE
Sprzedano blisko 40 tysięcy biletów, a pojedyncza wejściówka przed dewaluacją kosztowała cztery razy tyle. W programie mniej znany Queensrÿche i dwie wielkie firmy: Metallica oraz AC/DC. Jako support zapowiadano Acid Drinkers. Popularni „Kwasopijcy” nie zagrali z powodu problemu technicznego, sami zostając przy tej okazji… technicznymi. W końcu kto nie chciałby nosić wzmacniacza za Angusem Youngiem albo stawiać perkusji Larsowi Ulrichowi?!

Dziennikarz muzyczny Leszek Gnoiński tak wspomina tamten dzień: „Wtedy jeździło się na koncerty brygadami. Pociągiem było najprościej, bo samochody dopiero stawały się normalnym środkiem lokomocji. Po drodze trochę popiliśmy, przyjechaliśmy rano, pokręciliśmy się chwilę, ktoś przespał się pod drzewem. Pamiętam, że przed wejściem na stadion ochroniarze zabierali pasy. To było do tego stopnia abstrakcyjne, że nawet mojej koleżance próbowano zabrać damski pasek i musiałem stawać w jej obronie. Oni wrzucali je do skrzyni, a potem wykładali przy wyjściu. Jak ktoś chciał sobie wziąć jakiś pasek, to go po prostu brał. Były małe szanse, że trafiło się na swój”. Na koncert nie można było wnosić też aparatów, które dziennikarz ukrywał zwykle w pudełku po ciasteczkach.

„To, co zobaczyliśmy, przerosło nasze oczekiwania” – kontynuuje swoje wspomnienia. „Potężne nagłośnienie i tak duża produkcja były w naszym kraju czymś zupełnie nowym. Metallica za parę dni miała wydać ‘czarny album’, by zaraz po tym stać się zespołem numer 1. A my idąc na ten koncert znaliśmy tylko singiel ‘Enter Sandman’…

Grali bardzo głośno i wydawało się, że już głośniej się nie da, ale jak wyszło AC/DC i rąbnęło dźwiękiem, to można było ogłuchnąć. Do tego zrobili niesamowite show. Mam wciąż w pamięci biegającego po scenie Angusa, który zdjął spodenki i pokazał majtki z polską flagą, ogromną dmuchaną lalkę Rosie, unoszącą się nad sceną w trakcie utworu ‘Whole Lotta Rosie’, perkusistę walącego w gong i strzelające ze sceny armaty przy ‘For Those About To Rock’. AC/DC na żywo w Polsce było marzeniem ściętej głowy i okazało się przeżyciem nie z tej ziemi”.

Nagłośnienie o mocy 480 tysięcy watów i widowisko, którego nad Wisłą nikt wcześniej nie widział, musiało robić ogromne wrażenie, ale „Monsters Of Rock” na Śląskim miał również wymiar historyczny: „To było wydarzenie, które pokazało, że stajemy się częścią Europy i świata, że zaczynamy się liczyć, bo przyjeżdżają do nas wielkie gwiazdy. Czuliśmy, że to przełomowy moment, przybliżający nas do Zachodu, choć tak naprawdę stało się to dużo później, bo dopiero po naszym wejściu do Unii Europejskiej” – zauważa Leszek Gnoiński, który do tej pory przechowuje bilet z tego pamiętnego koncertu.

The Rolling Stones, 1998 (zdjęcie: Grzegorz Celejewski/ Agencja Gazeta)

PIERWSZY GASI ŚWIATŁO
Siedem długich lat minęło, zanim na Śląskim pojawiło się kolejne show tej miary, ale warto było uzbroić się w cierpliwość. Pierwszym od 1967 roku koncertem The Rolling Stones w Polsce ekscytował się cały kraj. Stonesi trafili na czołówki polskich gazet.

Sławek Pakos w tamtym okresie pracował w agencji koncertowej Alma-Art i pełnił funkcję managera produkcji: „W niektórych miejscach wystawały pręty, bo stadion akurat znajdował się w trakcie przebudowy. Musieliśmy przygotować całą infrastrukturę, a kontenery i hale namiotowe nie były jeszcze wtedy czymś powszechnym. Do realizacji wydarzenia zaangażowanych zostało około 150 osób. Scena, nagłośnienie i dekoracje przyjeżdżały tirami z Zachodu. We znaki dawała się wysoka temperatura. Jednym z rytuałów stało się codzienne podlewanie trawy i toru żużlowego, żeby uniknąć zbędnego kurzu”.

Były też sytuacje zabawne: „Wtedy funkcjonowała jeszcze wieża, która na wyższych poziomach trochę się już chybotała. Tam znajdowała się sterownia świateł, obsługiwana przez elektryka zatrudnionego na stadionie. Jego zadaniem było wyłączenie oświetlenia tuż przed koncertem, zgodnie z założeniami pewnej dramaturgii. Na zadane przez nas pytanie, jak wyłączyć światło, ów człowiek zademonstrował to w praktyce, tyle że 30 minut za wcześnie” – opowiada właściciel wytwórni W Moich Oczach.

Możliwość zobaczenia największego zespołu rock’n’rollowego na świecie w akcji to było coś! „W latach 90. mieliśmy jeszcze mocno ograniczony dostęp do internetu i słabe łącza. Wszystko było mniej przewidywalne. Ja od swojej kuzynki mieszkającej w Stanach dowiedziałem się, że łącznikiem dwóch sektorów publiczności będzie zakamuflowana scenka, która stanie się w pewnym momencie główną areną wydarzeń, więc ustawiłem się jak najbliżej tego miejsca. Tak też się stało. Przez 3-4 piosenki miałem Stonesów na wyciągnięcie ręki” – opowiada Leszek Gnoiński, któremu utkwiły w pamięci jeszcze dwie inne sytuacje z tego koncertu: „Stonesi spóźnili się kilkanaście minut i w oczekiwaniu na ich wejście ludzie na miejscach siedzących zaczęli robić meksykańską falę. Publiczność stojąca odwróciła się tyłem do sceny i zaczęła im kibicować. W pewnej chwili rozbrzmiały pierwsze takty ‘(I Can‘t Get No) Satisfaction’ i kątem oka zobaczyłem na telebimie zdziwienie na twarzy Micka Jaggera, który zorientował się właśnie, że spora część publiki jest odwrócona do niego plecami.

Drugi taki moment miał miejsce pod koniec jednego z mniej znanych utworów z ‘Bridges To Babylon’. Jagger kończąc śpiewać tę piosenkę nie spodziewał się, że nagle cały stadion zaintonuje raz jeszcze jej refren. To wybiło go na chwilę z rytmu, ale szybko podchwycił intencję tłumu”.

Dzięki takim smaczkom poukładane i odbywające się zgodnie z pewnym scenariuszem koncerty stają się niepowtarzalne. Czasem decyduje o tym setlista, jak było w przypadku występu Iron Maiden, który na Stadionie Śląskim zagrał w roli gwiazdy wieczoru na piątej edycji Mystic Festivalu. Fani brytyjskiej ikony heavy metalu mogli przy tej okazji usłyszeć wyłącznie utwory z pierwszych czterech klasycznych albumów grupy.


U2, 2005 (zdjęcie: Marcin Jarzębiński/ Agencja Gazeta)


BONO TO POTRAFI
Nie zawsze jedna skala rozmachu pomaga artystom. Metallica wracając na Śląski w 2004 roku, zdaniem Leszka Gnoińskiego, wypadła, delikatnie mówiąc, przeciętnie na ogromnej, mierzącej 60 metrów długości i 22 metry szerokości scenie. Wczesne, mocno thrashowe utwory zespołu i oszczędna scenografia w takim entourage’u nie sprawdziły się.
Przemek Myszor z kolei, zapewne jako jeden z nielicznych, wyszedł w trakcie koncertu Stonesów, rozczarowany mocnymi odbiciami dźwięku i śpiewami publiki, które zagłuszały Micka Jaggera. „Jako zbuntowany i alternatywnie nastawiony muzyk chyba nie okazałem wystarczającego dystansu” – skomentował swój wyczyn. Prawdopodobnie z tych samych powodów nie pojawił się na Metallice i Iron Maiden.

Dopiero U2 okazało się strzałem w dziesiątkę: „Fani z całej Polski już dużo wcześniej umawiali się na wielką biało-czerwoną flagę, wiec zabraliśmy ze sobą białe kartki. Na początku zlała nas gwałtowna, choć krótka ulewa i zaczęło się robić nieciekawie. Na dodatek po Stonesach bardzo się bałem następnego koncertu, a tu taki ‘szlag’, jak to się u nas mówi. Występ okazał się rewelacyjny i perfekcyjny w każdym calu, od potęgi brzmienia i jakości występu aż po cudowny i humanistyczny przekaz Coexist. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek bardziej wzruszyłem się na jakimś koncercie” – opowiada gitarzysta i klawiszowiec Myslovitz. Sławek Pakos, pełniący wtedy funkcję prezesa Ticketpro Polska, dodaje: „Pobiliśmy absolutny rekord Polski, sprzedając w trzy tygodnie 60 tysięcy biletów”.

RED HOCI DO WULKANU
Również w przeciągu trzech tygodni, latem 2007 roku, na Stadionie Śląskim odbyły się aż trzy duże koncerty, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej, ani już nigdy później. Serię tę rozpoczął występ Pearl Jam i Linkin Park. Mimo że fani legendy grunge’u nie byli zachwyceni nagłośnieniem oraz długością koncertu, koniec końców zadowolili się jakością samych kompozycji. „Pięknie, ale za krótko” – to jedna z najczęściej wygłaszanych na internetowych forach opinii.

Ulewny deszcz i błyskawice towarzyszyły z kolei wyjątkowemu koncertowi Genesis. „Ten czerwcowy wieczór sprzed lat był spełnieniem wielkiego marzenia. Nigdy nie zapomnę początku koncertu. ‘Behind The Lines’ i ‘Duchess’ połączone tak samo jak na wstępie płyty ‘Duke’. Naprawdę płakałem ze szczęścia, a łzy łączyły się z deszczem, który Phil Collins nazwał ‘fucking deściem’” – wspomina Marek Jałowiecki, lider Generała Stilwella.

Dużym rozczarowaniem okazał się koncert Red Hot Chilli Peppers. „Najgorszy z ich czterech, jakie widziałem” – wylicza Leszek Gnoiński. Nie wystarczyły hity, bo zabrakło magii. Suchej nitki na autorach „Californication” nie zostawia Przemek Myszor: „Nie żebym liczył na to, że wyskoczą tylko w skarpetkach albo palnikach gazowych na głowie, ale przecież to Flea, Frusciante i Kiedis. Co mogło pójść nie tak? No właśnie. Nigdy nie poczułem się tak bardzo olany jak wtedy, jak mięso armatnie dla ego jakiegoś gwiazdorka. Pierwszy i ostatni – jak sobie przysiągłem – koncert Red Hotów. Niech spadają do wulkanu, jak mawia moja córka”.


U2, 2009 (zdjęcie: Grzegorz Celejewski/ Agencja Gazeta)


Z GÓRY WIDAĆ GORZEJ
Zanim Stadion Śląski stał się wielkim placem budowy, trzeci raz zawitała tam Metallica i ponownie U2. Bono i spółka tym razem zabrali ze sobą wielką scenę w kształcie pająka, wizualnie prezentując się ze wszystkich, a artystycznie jak zwykle tylko z najlepszej strony.
Na długo zapamiętany zostanie też występ powracającego po 20 latach do wspólnego grania The Police: „Brzmieli rewelacyjnie. Grali niesamowicie. Szkoda jedynie, że nie widziałem ich z bliska, bo sektor nie daje pełnej satysfakcji. Z góry nawet telebimy wydają się małe” – zauważa Marek Jałowiecki. „Policjanci pokazali klasę, umiejętności, wielką kulturę i entuzjazm. Nie mogłem uwierzyć, że można tak skopać tyłki tylko we trójkę i do tego bez Big Muffa” – dodaje Przemek Myszor.

Czy w epoce plenerowych festiwali obecność muzyki rockowej na sportowych arenach ma jeszcze sens? „Na stadionie spędza się tych kilka godzin z powodu konkretnego wykonawcy i na nim skupiona jest cała uwaga. A na festiwale przyjeżdża się dla atmosfery, często bez względu na to, jakie zespoły występują. To inna publiczność i inny sposób odbioru. Ja chętnie wybiorę się jeszcze kiedyś na Śląski” – przekonuje Leszek Gnoiński.

Nowe otwarcie po wakacjach. Będzie więcej miejsc siedzących i największy w Europie podświetlany dach. Jest szansa, że spotkamy się tam wszyscy pod sceną.

tekst: Roman Szczepanek
ultramaryna, lipiec/sierpień 2017










KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone