Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
piątek 3.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
MACIEJ PIEPRZYCA: Swoje kino

Maciej Pieprzyca – reżyser, wykładowca katowickiego Wydziału Radia i Telewizji, autor filmów „Inferno”, „Barbórka”, „Drzazgi” oraz „Chce się żyć” nagrodzonego Grand Prix, Nagrodą Jury Ekumenicznego i Nagrodą Publiczności w Montrealu, Srebrnymi Lwami, Złotym Klakierem i Nagrodą Publiczności podczas tegorocznej edycji Gdynia Film Festival, a ostatnio Srebrnym Hugo w kategorii New Directors i Nagrodą Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Chicago.

Spotykamy się w Katowicach w dniu premiery „Chce się żyć”. Maciej od razu uprzedza: Tylko proszę nie pytaj mnie po raz kolejny, skąd wziąłem pomysł na film. Już nie mogę po raz setny odpowiadać na to samo pytanie. Wiem, że to może interesować czytelników, ale odpowiedź można znaleźć dosłownie wszędzie. Mogę ci pokazać furę wywiadów!

Ultramaryna: Dobrze, nie zapytam, choć trochę mnie kusi. A ilu wywiadów udzieliłeś w ciągu ostatnich dwóch miesięcy?

Maciej Pieprzyca: Nie liczyłem, ale bardzo, bardzo wielu. Radio, telewizja, prasa, portale, telewizje i radia internetowe, dziesiątki…

Doświadczasz sławy. Czy ja wiem. Prawdę mówiąc sądzę, że to nie jest moja osobista sława, ale popularność samego filmu, konsekwencja festiwalowych nagród i szumu wokół niego. Zresztą obecność w mediach nie jest i nigdy nie była kwestią mojej próżności. To sprawa czysto zawodowa, część pracy filmowca, który musi promować swój obraz, jeśli chce, żeby zobaczyło go jak najwięcej widzów. Choć oczywiście nie ukrywajmy też, że reżyser pracuje przez to na własne nazwisko – jeśli jest rozpoznawalny dużo łatwiej będzie mógł zdobyć fundusze na swój następny film. Kiedyś reżyserzy chowali się za swoim projektem, dziś – zaczynają wychodzić i promować się poprzez opowiadanie o powstawaniu swoich filmów.

Trochę nie mają wyjścia. Tak działa ten mechanizm. Małgośka Szumowska, Wojtek Smarzowski – dzięki rozpoznawalności nazwisk mogą pozwolić sobie dziś na niemal pełną niezależność.

Dodałabym twoje nazwisko. Ale w sumie to interesujące, że popularność zaczyna dziś wiązać się ze świetnym kinem. Za waszymi nazwiskami stoi nieszablonowe, mądre i dobrze zrobione kino artystyczne ze sporą oglądalnością przy okazji. Coś w tym jest. Ani Małgośka, ani Wojtek nigdy nie zrobili komedii romantycznej. Oczywiście publiczność chętnie chodzi do kina na czysto rozrywkowe filmy, ale już niezbyt chętnie zapamiętuje nazwiska ich reżyserów. Jestem przekonany, że fabuły tych filmów też szybko ulatują im z głowy, mylą się, bo większość tych polskich komedii romantycznych jest do siebie podobna. Mam nadzieję, że po naszych, trudniejszych przecież filmach zostaje w widzach coś więcej – jakaś emocja, która towarzyszyła oglądaniu, jakaś myśl, przeżycie czy refleksja. Włożyłem w „Chce się żyć” bardzo dużo czasu, wysiłku i samego siebie, więc mam nadzieję, że to widać.

Moim zdaniem to najlepszy twój film. Wydaje mi się, że nie poszedłeś w nim na żadne kompromisy i pewnie dlatego ma w sobie taką siłę oddziaływania. Praca reżysera musi być progresywna, chodzi przecież o to, żeby robić coraz lepsze filmy. „Chce się żyć” powstawało długo, ponad trzy lata, ale wyciągnąłem wnioski z tego, co robiłem wcześniej. Zauważyłem, że tylko posiadając pełną niezależność mogę robić dobre rzeczy, bliskie temu, co naprawdę chcę powiedzieć. Unikałem więc nacisków, które miewałem wcześniej, i które w sposób oczywisty odciskały się na moich filmach. Tu robiłem swoje i to w dodatku w takim rytmie, jaki pasował do mojej wrażliwości.

Z drugiej strony – reżyserowanie to rodzaj drogi, na której czasem pojawiają się lepsze, a czasem gorsze rzeczy, wiadomo. Próbowałem w życiu wielu form i gatunków. Reżyserowałem i dokumenty, i serial familijny czy kryminalny, teatry telewizji, filmy telewizyjne, a w końcu to, o co jest najtrudniej – pełnometrażowy, kinowy film fabularny. Takie doświadczenie – przepracowane, przemyślane – może zaprocentować. Może, choć przecież nie musi. Ale uważam, że „Chce się żyć” jest sumą moich dotychczasowych doświadczeń. Trochę spijam śmietankę z tego, co dotąd robiłem zawodowo.

Ale to kompletnie inny film niż, na przykład, „Drzazgi”. Nie zgadzam się z tobą. Przede wszystkim uważam, że widz, który zobaczy moje „Drzazgi” i „Chce się żyć” bez trudu dostrzeże w obu tych filmach rękę tego samego autora. Chociażby to, że autor obu filmów nie lubi kina dołującego. Zrobiłem tylko jeden taki film, to mój debiut fabularny, telewizyjny obraz „Inferno”, 12 lat temu, i wtedy powiedziałem sobie, że już nigdy czarnym na czarnym nie będę pisał. Moim zdaniem najbliższa życiu jest tragikomedia, zmieszanie dramatu z dowcipem, ironią, Szekspir o tym wiedział. Komedia wspiera dramat, choć oczywiście przeniesienie tego na ekran jest niezmierne trudne. Ale ta tonacja jest mi najbliższa, takiej tonacji zawsze szukałem i raczej będę szukał w przyszłości.

Ważne w twoim kinie są emocje. Najważniejsze. Dziś w kinie modne są filmy, w których dominująca jest obserwacja „chłodnym okiem”. Opowiada się więc historię, która nie angażuje widza emocjonalnie, ale refleksja dokonuje się poprzez zimne przyglądanie się „czemuś, gdzieś tam”. Pewnie takie kino wymaga od widza większej dojrzałości, przygotowania. Doceniam taki sposób narracji, ale nie jest to moje ulubione podejście do opowiadania.

Ja wolę przeżywać. I identyfikować się z bohaterem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak kibicowałam bohaterowi. Staraliśmy się, choć muszę ci powiedzieć, że przed realizacją filmu kilkakrotnie spotkaliśmy się z opinią, że polski widz nie zidentyfikuje się z kalekim bohaterem, który dodatkowo nie mówi, nie poczuje empatii, bo podobno wolimy oglądać bohaterów przystojnych, ładnych i inteligentnych. A wiesz dlaczego tak mocno trzymasz za Mateusza kciuki? Bo to nie jest film o niepełnosprawnym. To jest film o każdym z nas, o naszych problemach z komunikacją, z porozumiewaniem się. Mówimy, ale nie potrafimy dogadać się z innymi, a czasem nawet z samymi sobą. To jest o nas, zdrowych, i pewnie dlatego ten film tak mocno trafia do widzów, bo do tej pory na każdym festiwalu dostajemy nagrody publiczności. „Chce się żyć” dostało już dziewięć nagród, w tym pięć przyznanych przez widzów.

Z drugiej strony po pokazie prasowym ktoś uznał, że film nie opowiada o osobie niepełnosprawnej. I to jest jego wada. Widział w bohaterze dziwoląga i wolałby, żeby on myślał jak dziwoląg, a nie jak on, człowiek normalny. Nie chciał się identyfikować z dziwolągiem. Cóż. Każdy widzi po swojemu. Dla mnie Mateusz to jest normalny człowiek uwięziony w pułapce swojej cielesności. Chorzy z porażeniem mózgowym mają często tylko kłopoty z komunikacją, ale inne ich potrzeby są całkowicie takie same jak nasze.

Przystępując do pracy zastanawiałem się, dlaczego wcześniej nikt w naszym kraju nie zrealizował fabuły z niepełnosprawnym głównym bohaterem. Wiem, że historią jednego z chłopaków, który był inspiracją dla mnie, interesował się znany reżyser. Ale po pewnym czasie zrezygnował. Może nie miał pomysłu albo może przestraszył się, że nikt nie będzie chciał na taki film pójść do kina.

Ty się nie przestraszyłeś. Nie i jakoś nie widzę, żeby widownia miała problem z identyfikacją z głównym bohaterem.

Trochę ułatwiłeś im sprawę dodając wewnętrzny monolog Mateusza. Chciałem, żeby mój bohater przemówił. Od początku tak zapisałem w scenariuszu, choć sam monolog się zmieniał. Czasem było go więcej, czasem mniej. Na początku był inny niż w wersji ostatecznej – przepisywałem go, redagowałem, zmieniałem proporcje i akcenty. Nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak trudno taki monolog najpierw napisać, a potem wpisać w film tak, żeby nie był tautologiczny, czyli nie powtarzał tego, co widz już wie, a jedynie dopełniał i dopowiadał pewne rzeczy. Dlatego monolog powstawał już po zdjęciach i zmontowaniu całości. Film miał też wersję bez off-u, która – mówiąc szczerze – też się opowiadała, ale była przeraźliwie smutna.

Bez monologu wewnętrznego świetnie wszystko rozumiemy – jak w sekwencji z urodzinami ojca jednej z postaci, gdzie Mateusz (czyli Dawid Ogrodnik) nie mówi nic, a my i tak wiemy wszystko. Bardzo dbałem o to, żeby film nie był przegadany. Lubię amerykańskie kino z monologiem bohatera, ale bardzo często mam wrażenie, że tego komentarza jest za dużo i dlatego tak bardzo starałem się wypowiedzi bohatera zredukować do minimum. Już podczas zgrania dźwięku, czyli na niemal ostatnim etapie, wypadła cześć komentarzy Mateusza. Miałem obawę, że przesadzę, wolałem, żeby te nieliczne wypowiedzi, które się w filmie pojawiają, były dla widza ważne, żeby można je było dobrze zapamiętać. Ale nigdy nie chciałem z tego środka zrezygnować! W Europie często uważa się monolog wewnętrzny za formę zbyt literacką. A ja lubię takie filmy. Wiesz, chyba robię kino, jakie sam lubię oglądać.

Z innych rzeczy też rezygnowałeś? Jasne! Kieślowski kiedyś bardzo mądrze powiedział, że „reżyserowanie to umiejętność zabijania własnych dzieci”. Trzeba się nauczyć rezygnować, żeby powiedzieć dokładnie to, co się chce. Młodzi reżyserzy często wpadają w pułapkę nadmiaru pomysłów upchanych w jednym filmie. Wyrzuciłem kilka dobrych scen, bo wiedziałem, że jeśli je zostawię, to zmieni się na przykład tempo narracji. Wiele scen opowiadaliśmy z operatorem, Pawłem Dyllusem, w jednym ujęciu. Oczywiście kręciliśmy też – jak to się mówi – na drugą stronę, mamy w zbliżeniach twarze etc., ale podczas montażu świadomie rezygnowałem z ich pokazywania, bo scena traciła emocje.

„Chce się żyć” to skromny, niskobudżetowy film. Nie miałem do dyspozycji środków na jakieś filmowe zabawki, które uatrakcyjniłyby opowiadanie. Ale też ich wcale nie potrzebowałem. Chciałem filmu skromnego, ale trzymającego widza w napięciu. Niedopowiedzianego. Żonglując filmowymi środkami, przestawiając klocki osiągnąłem dokładnie to, co zamierzałem. Na tym właśnie polega reżyserowanie.

Tego uczysz swoich studentów? Mówisz im „róbcie po swojemu, wkładajcie w swoje projekty całe swoje serce” czy uczysz ich po prostu warsztatu? Rzemiosło jest podstawą. Żeby móc coś napisać, trzeba umieć pisać – to bardziej niż oczywiste, więc uczymy przede wszystkim umiejętności opowiadania, rozpisywania scen, inscenizacji, pracy z aktorem. Ale wiesz, do czego najbardziej ich zachęcam? Do odwagi szukania własnego stylu, swojego własnego języka opowiadania, samego siebie. Niech robią po swojemu swoje własne kino.

tekst: Joanna Malicka | zdjęcie: Bartek Barczyk/ www.bartekbarczyk.com
ultramaryna, listopad 2013














KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone