Pomimo coraz większego zagęszczenia wakacyjnych festiwali Tauron Nowa Muzyka wciąż pozostaje w czołówce letnich imprez muzycznych na Śląsku i od ponad dekady zapewnia swoim gościom ogromną różnorodność doznań.
Szukacie elektronicznej klasyki? Czeka na Was Kraftwerk ze swoim multimedialnym widowiskiem. Tęsknicie za grubymi bitami i brudnym brzmieniem brytyjskich ulic? Zagra dla Was Skepta. Marzy Wam się, by zgubić dwie noce w tańcu? Jak co roku scena Red Bulla oferuje to, co najciekawsze we współczesnej muzyce elektronicznej. Dbacie o swoją reputację i nie zniżacie się do słuchania rzeczy, które mają powyżej tysiąca odtworzeń na tubce? Scena Carbon Wojciecha Kucharczyka zaspokoi wszystkie Wasze pragnienia. Tropicie muzyczne odkrycia? Sprawdźcie koniecznie scenę Future.
KRAFTWERK: ABSOLUT
Technologia rozwija się w zastraszającym tempie, spełniając przewidywania jeszcze do niedawna będące tylko wizjami bardziej błyskotliwych pisarzy SF bądź scenarzystów. Muzyka? Obecnie mikrogatunki gasną, zanim zdążą się na dobre rozwinąć, zaś czujni obserwatorzy trendów wiedzą, że jeśli media o czymś mówią, to znaczy, że już nie wypada się z tym pokazywać. Wszystko zmienia się jak… no właśnie, niby jak w kalejdoskopie, ale są przecież pokolenia, które nie mają pojęcia, czym on jest. A jednak Kraftwerk po blisko 50 latach wciąż jest zespołem inspirującym innych twórców, a dla organizatorów festiwali stanowi zapewnienie, że ściągną tłumy.
To nie jest jedna z tych anglosaskich owianych narkotyczno-pijacką legendą grup, która sypie anegdotami z rękawa, wspominając, jak objeżdżała stadiony świata. Całe to zamieszanie zaczęło się w 1967 roku od sztywnych, lakonicznych niemieckich studentów w Düsseldorfie, z dala od zawsze modnego Berlina. Kraftwerk był trochę jak z pracowni Bauhausu – jedną nogą w wyzwolonej, karmionej teoriami sztuce, drugą zaś w konkretnej, dźwiękowej w tym przypadku, inżynierii. Z tym że ekipa Gropiusa i Miesa van der Rohe robiła rzeczy masowe, a zespół Hüttera i Schneidera elitarne, przeznaczone dla koneserów twórczości określanej mianem krautrocka. Ta niszowość miała stać się przeszłością.
Przełomem okazał się „Autobahn” z 1974 roku – dynamiczna syntezatorowa symfonia na klaksony, silniki i opony, z mnóstwem nieskomplikowanych melodii. To tam pojawiło się firmowe brzmienie i tych czterech śmiertelnie poważnych facetów. A potem to już historia muzyki elektronicznej i popkultury jednocześnie, przyprawiona świetnym designem i bardzo specyficznym poczuciem humoru. Trudno znaleźć redakcję, która nie miałaby „Trans Europa Express” (1977) w swoich podsumowaniach płyt wszech czasów. I rozgłośnię radiową, która nie zagrałby niebywale chwytliwych singli z „Die Mensch-Maschine” (1978). Od motywów przewodnich „Die Roboter”, „Das Model” i „Neonlicht” nadal zresztą nie sposób się uwolnić.
„Kraftwerk to rozsądek i struktura, apolliński ład w muzyce, z rzadka tylko brzmiącej tak, jakby w proces jej tworzenia w ogóle zaangażowany był czynnik organiczny. W najlepszych jej momentach można usłyszeć dźwięki tak znakomicie przygotowane oraz rytmy i melodie tak absolutnie doskonałe w swej prostocie, że dostrzec w nich można wręcz idee, platońskie formy, których nie stworzył człowiek, lecz coś mniej omylnego, mniej ludzkiego, wręcz nadludzkiego” – trafnie zauważał David Buckley w biograficznym „Kraftwerk. Publikation”. I ten skok od antycznego kanonu do sztucznej inteligencji jest tu na miejscu, bo grupa jest ponadczasowa. Napędza ją mocarny paradoks. Jest głęboko humanistyczna i zdehumanizowana jednocześnie.
Skład osobowy formacji mógł się zmienić, dźwiękotwórcze możliwości maszyn również, a nagrania Kraftwerk nadal mają taką samą siłę rażenia – w domach i na koncertach. Z tym, że oprawa tych ostatnich akurat ewoluuje, będąc odpowiednio trójwymiarowa i multimedialna. Goście wyspiarskiego Tate Modern, baskijskiego Muzeum Guggenheima i niemieckiej Neue National Galerie powinni się w Katowicach poczuć dobrze. Muzycy byli tu już zaraz po premierze ustanawiającego ich pozycję albumu „Computerwelt”. Dali w 1981 roku w Spodku dwa niezapomniane koncerty na okoliczność karnawału Solidarności. Tak, wyczucie historycznej chwili również mają doskonałe.
TYPY ULTRA_REDAKCYJNE
Marceli Szpak: Arabskie tańce, brytyjski rap, bezgraniczna awangarda trzymana w ryzach przez bity i melodię, czyli klasyczny koktajl wrażeń à la TNM:
FATIMA AL QADIRI
Artystka, która w ostatnich latach gościła w najważniejszych dla współczesnej muzyki wytwórniach, takich jak WARP i Hyperdub, wprowadzając świeżość i bliskowschodnią bezkompromisowość do tak – wydawać by się mogło – dawno już okrzepłych gatunków, jak trance czy juke, i przypominając światu, że łączenie tańca z kulturą queer to nie tylko zachodni wynalazek.
SKEPTA
Koncert dla tych, którym wciąż jest smutno, że The Streets zawiesiło działalność. Jedyny brytyjski raper, który mógłby stanąć w szranki z Mikiem Skinnerem i na dodatek wygrać ten pojedynek, zasypując przeciwnika dołującymi obrazkami z brytyjskich miast, ułożonymi do niezwykle zaraźliwych, choć raczej spokojnych bitów. Jeśli kochacie Roots Manuva, a przy „Original pirate material” wytańczyliście tyle godzin, że wstyd się przyznać, nie może Was zabraknąć pod sceną.
LAUREL HALO
Występ, podczas którego spotkać może Was wszystko: od freejazzowych sampli, przez chicagowski bit, po depresyjne piosenki. Każdy z tych elementów idealnie przenika się z innymi, zatapiając się w mistrzowskich sztuczkach producenckich, obmyślanych przez kobietę, która od prawie dekady udowadnia, że w muzyce elektronicznej nie trzeba zawierać kompromisów, a inspirację można czerpać z wszystkiego: od awangardowych nagrań Johna Cage’a po field recordingi i popowe melodie.
Adrian Chorębała: Co roku festiwal stawia przed nami wyzwanie: jak wybrać koncerty tak, by zgadzały się z naszą osobowością, i równocześnie jaki ryzykowny wybór może sprawić, że odkryjemy swoje nowe ulubione dźwięki. Mogąc wskazać tylko trzech artystów, których chcę polecić w tym roku, postawiłem na nastroje z odmiennych galaktyk:
RHYE
Dla melancholijnych marzycieli. 2012 rok, do internetu trafiają dwie piosenki pełne niezwykłej wrażliwości, z tajemniczym falsetem, marzycielskim tonem i zgrabnymi harmoniami. „Open” i „The fall” narobiły sporo zamieszania – spekulowano, kim jest ta „nowa Sade”? Wyjaśnienie zagadki nadeszło wraz z długogrającym krążkiem „Woman” w 2013 roku. Okazało się, że za projektem stoją Mike Milosh i Robin Hannibal, a pierwszy z nich jest właścicielem tej oryginalnej barwy głosu. Od tego czasu doszło do wielu zmian w składzie, ale kolejne płyty udowadniają, że stylowe piosenki o dużym ładunku emocjonalnym są doskonałym antidotum na nudę popu. Rhye udało się bowiem pogodzić chwytliwość muzyki trafiającej do mas z autorskim, od razu rozpoznawalnym brzmieniem.
MATTHEW DEAR
Dla otwartych na eksperymentalne piosenki. Matthew Dear jest człowiekiem o wielu twarzach. Jako Audion, Jabberjaw i False grał minimal i ciężkie techno, ale jego skłonność do pisania chwytliwych, choć dziwacznych piosenek sprawiła, że już pod swoim nazwiskiem rozprawia się z tym gatunkiem na własnych zasadach. Na koncie ma 5 albumów, a każdy z nich stanowi osobny rozdział w historii avantpopowej elektroniki przesiąkniętej duchem wielu stylistyk. Jego ostatnia płyta „Bunny” została określona w „Guardianie” jako „eklektyczny postpunk na bazie ciężkiej elektroniki”. Jesteście gotowi zmierzyć się z tą wizją?
YVES TUMOR
Dla odważnych miłośników nowych brzmień. 9.1/10 – tak oceniono na Pitchforku „Safe in the hands of love”, czyli zeszłoroczny album Yves’a Tumora. Jego płytę doceniono także w „The Wire”, „The Quietus” czy „The Guardian”. Co mają w sobie nagrania Seana Bowiego (to jego prawdziwe imię i nazwisko), że wywołują takie zachwyty? Muzykę, którą można określić dwoma słowami: wolność i szaleństwo. Szkicowy charakter jego kompozycji wskazuje na to, że ramy piosenkowe są tutaj za ciasne, ale czy „Lifetime” nie można nazwać hymnem dzisiejszych niepokornych słuchaczy? Czy macie odwagę stawić czoła tej nonszalanckiej wizji eksperymentu? Sprawdźcie!
tekst: Marcin Flint, Marceli Szpak, Adrian Chorębała | zdjęcia: Peter Boettcher, Phillip Aumann, Genevieve Medow Jenkins, Jordan Hemingway
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.
Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.