|
|
|
Próżno szukać we współczesnej muzyce drugiego takiego rodzeństwa jak siostry Casady. Obie artystki wkroczyły niedawno w trzecią dekadę życia i jednocześnie świętują dziesięciolecie wspólnej pracy twórczej. Nierozłączne na scenie i w studiu, w przeszłości nie zawsze spędzały ze sobą czas niczym papużki nierozłączki. Sierra urodziła się w stanie Iowa, Bianca dwa lata później na Hawajach. W okresie dzieciństwa przytrafiały im się częste rodzinne przeprowadzki, dzięki którym chcąc nie chcąc zwiedziły południowe Stany od Kalifornii przez Arizonę po Nowy Meksyk. W bardzo młodym wieku doświadczyły też rozwodu rodziców, a gdy starsza z nich wyjechała do szkoły z internatem, musiały zacząć radzić sobie same.
Spotkanie po latach nastąpiło w paryskiej dzielnicy Montmartre w roku 2003. Właśnie wtedy Bianca postanowiła zmienić coś w swoim życiu. Porzuciła przytulne cztery kąty na Brooklynie i wprowadziła się do ciasnego lokum Sierry, która od kilku lat przebywała na studiach w stolicy Francji. Siostry podjęły również decyzję o współpracy artystycznej pod szyldem CocoRosie (od imion Coco i Rosie, którymi zdrobniale nazywała swoje córki pani Chalmers, po mężu Casady). Materiał na debiut napisały w ciągu dwóch miesięcy, a zarejestrowały w domowej łazience – miejscu najbardziej odizolowanym od reszty mieszkania i posiadającym najlepszą akustykę.
Na wydanej w 2004 roku płycie „La Maison de Mon Rêve” (z francuskiego „Dom moich marzeń”) oprócz tradycyjnych instrumentów (gitara, flet, perkusja) usłyszeć można przeróżne dźwięki dziecięcych zabawek i całą gamę szmerów oraz szelestów. Co ciekawe, siostry Casady początkowo planowały wytłoczyć swój album w kilkudziesięciu kopiach i podarować znajomym. Na szczęście trafił on w ręce ludzi pracujących dla niezależnej wytwórni Touch & Go, którzy parę miesięcy później objawili go światu. Po premierze płyty okazało się, że muzyczna wyobraźnia CocoRosie sprawia spore kłopoty nawet doświadczonym recenzentom. Próbując doszukać się źródeł inspiracji w tej osobliwej mieszance popu, bluesa, opery, elektroniki i hip-hopu przywoływano twórczość jazzowej śpiewaczki Billie Holiday, pierwszej damy folk-rocka Joni Mitchell, nowojorskiej raperki Roxanne Shanté, a nawet włoskiego kompozytora Giacomo Pucciniego.
Dziś muzykę tworzoną przez siostry Casady wkłada się do pojemnej szuflady z napisem „freak folk”. O ile niektórzy fani duetu narzekali, że ich kolejne dzieło „Noah’s Ark”, nagrane w kilku różnych miejscach z pomocą Devendry Banharta oraz Antony’ego Hegarty’ego (lidera Antony & The Johnsons), pozbawione jest charakterystycznej magii, jego następca, opublikowany w 2007 roku longplay „The Adventures Of Ghosthorse And Stillborn”, doczekał się wśród nich opinii małego arcydzieła. Lwia część płyty powstała na południu Francji, w wiejskiej stodole przerobionej na niezwykłe studio nagraniowe.
Czwarty studyjny album „Grey Oceans” ukazał się na rynku nakładem kultowej wytwórni Sub Pop i zaskakiwał bogatym instrumentarium. Piosenki CocoRosie zostały wzbogacone o brzmienie mandoliny, sitaru, harfy, wiolonczeli, trąbki i puzonu. Natomiast wyraźnie odejście od domowej stylistyki lo-fi na rzecz profesjonalnej i dopracowanej w każdym szczególe produkcji słychać na płycie „Tales Of A GrassWidow”, której premiera odbyła się w maju tego roku. To już „freak folk” znacznie mniej dziwaczny, a bardziej przemyślany. Choć artystyczne posunięcia sióstr Casady potrafią wywoływać skrajne emocje, na żywo Sierra i Bianka nieustannie stanowią klasę samą w sobie.
tekst: Roman Szczepanek | zdjęcie: Rodrigo Jardon
Koncert w ramach Urodzin Miasta Kocham Katowice >>> program wydarzenia
Bilety: 50 zł
|
|
|
|
|
|
|
|